Carpe diem letnią porą
Witam!
Nie ukrywam, że całkiem lubię ten moment w którym po dłuższym czasie mogę odłożyć na bok wszystkie medyczne książki i pozachwycać się urokami otaczającego mnie świata, i to w tym najlepszym, bo letnim wydaniu. Sentencja Horacego "carpe diem"... niby taka banalna, tak już wyświechtana, moim zdaniem wciąż niesie za sobą ogromny przekaz, którego ponadczasowość potrafi przebić każdy mur, nawet ten najgrubszy. W czasach nam obecnych zyskuje ona nawet kolejną młodość. Zabiegana, napięta jak plandeka na żuku codzienność mocno ogranicza nam doświadczenia radości z krótkich, pozornie nic nieznaczących chwil, czy najzwyklejszego uśmiechu nad małymi błahostkami. Pozytywne emocje nic nie kosztują, a ich wkład w naszą egzystencję bywa bezcenny. Warto zatem pamiętać i czerpać z mocy tych dwóch krótkich, łacińskich słów...
A jak wygląda moje obecne carpe diem?
W domowym zaciszu nie brakuje ciepła, kolorów oraz poczucia prawdziwego błogostanu, niezależnie od pogody i tegorocznych letnich kaprysów...
![]() |
Budleje, hortensje, liliowce, a w donicach rządzą supertunie. Na tę biało-różową kępę mógłbym się patrzeć godzinami... |
![]() |
...aby potem można było komponować takie śniadania. W cieniu ogromnej hortensji, której możliwości pokazywałem Wam w zeszłym roku, wszystko smakuje najlepiej. |
![]() |
Po drodze zbieram jakże ostatnio pożądane na rynku poziomki... |
![]() |
...wyczekuję kolejnych czarnych ostrężnic... |
![]() |
...a także odkrywam pierwsze podgrzybkowe stanowiska pod moimi sosenkami. Niestety pierwszy rzut okazał się być w całości robaczywy, więc nici z grzybowego sosu... |
Pola za domem są dla mnie od zawsze namiastką prawdziwej sielanki oraz wolności. Letnie spacery tamtejszymi dróżkami kocham nad życie.
![]() |
Kilka kilometrów wędrówki w takich okolicznościach przyrody potrafią być lekiem na całe zło... |
Skoro pierwsze grzyby pojawiły się w moim ogrodzie, to musiałem również poczynić pierwszy konkretniejszy spacer w pobliskim lesie. Zeszłą jesienią hojnie obdarowywał mnie prawdziwkami oraz maślakami, ale na ten moment muszę jeszcze uzbroić się w anielską cierpliwość. Pojedyncze podgrzybki ze ściółki nie zaspokoiły mojej duszy grzybiarza.
![]() |
Grzybów u nas jeszcze jak na lekarstwo, może to jego sprawka? Gad to czy płaz? Wąż to czy jaszczurka? Może wiecie? |
Po kilku długich miesiącach, w pewne przyjemne lipcowe popołudnie, znów udało mi się zawitać do Wał-Rudy na pielgrzymowanie u błogosławionej Karoliny. Tradycyjnie już maszerowałem wspólnie z Basią z bloga "Pięć pór roku". Te chwile są dla mnie źródłem ogromnej radości.
![]() |
Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnego zdjęcia po tych 10 miesiącach... |
Moim carpe diem są także wędrówki po wspomnianym Beskidzie Wyspowym. Ale o tym już wiecie doskonale...
Ostatnio udało mi się nawet dotrzeć na dni naszej gminy, a dokładniej na wieczorny koncert zespołu IRA. Tłumy, hałasy, oślepiające światła, czyli wszystko to co prawdziwy koncert ubóstwia, ja wręcz nie znoszę. Nie ma się co więc dziwić, że ów koncert był moim pierwszym od mniej więcej 10 lat. Muszę jednak przyznać, że zabawa się nawet udała, a śpiewanie z Arturem Gadowskim jego największych hitów okazało się być niezwykłym doświadczeniem. Zwłaszcza że w dzisiejszych czasach prawdziwej muzyki, takiej płynącej wprost z artystycznego serca, już prawie nie ma...
Zostawiam Was z jeszcze jednym akcentem letniego carpe diem... Pieczone wieczór wcześniej cebularz oraz jagodowe ciastka, do tego kawa oraz polna cisza kilka minut po 6:00 rano. Tę chwilę zapamiętam na naprawdę długo i... muszę ją czym prędzej powtórzyć.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :)
Piękne letnie kadry. Cudowne spotkanie.
OdpowiedzUsuńCzuje się ciepło i radość czytając ten post.
Wszystkiego dobrego!
Cudownie mieszkasz, cisza, śpiew kwiatów i te bezcenne widoki.Kulinaria palce lizać, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMiało być śpiew ptaków a nie kwiatów,
OdpowiedzUsuńMaksiu! Uwielbiam Twoje letnie kadry. Przepiękne. Troszeczkę zazdroszczę pysznej chałki z kruszonką. Mnie nigdy tnie wychodzi taka piękna. Och, zachwyciłam się purpurowymi łanami krwawnicy pospolitej. Na mojej łące w tym roku przepiękne zakwitł koziołek lekarski. wyglądał jak białe morze.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Cudny post! Pełen ciepła i małych przyjemności, domowych wypieków i sielskich widoków. Wędruję z Tobą z prawdziwą przyjemnością. Szczególnie urzekły mnie leśne skarby. Nie pamiętam kiedy jadłam poziomki. 🫣 Serdecznie pozdrawiam 🤗
OdpowiedzUsuńDla mnie to Ty uwielbiasz gadać ( pisać) jak moje córka, której się buzia nie zamyka , zamyka ją tylko jak śpi. Piękne Twoje zdjęcia i prezent od Basi cudny, fajnie że znowu mogliście się spotkać. Co do chałki to Ci zazdroszczę, lubię ją bardzo , niestety nie umiem jej piec a taka ze sklepu już tak nie smakuje jak swojska. Fajnie się Ciebie czyta. Korzystaj ze swobody i uroków lata póki jeszcze możesz !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maksiu Twoj post znów mnie zachwycił, czytam go z otwartą buzią 🙂potrafisz przenieść mnie na te łąki, do lasu w którym niekoniecznie chciałabym spotkać takiego jegomościa 😁 Wisienką na torcie jest ta chałka, smaka mi narobiłeś 🙂 no i spotkaniem z Basią niezapomniane, zazdroszczę💜
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Piekne widoki i miejsca masz wokół siebie :)
OdpowiedzUsuń