22:41

5 miejsc w Małopolsce, które musisz odwiedzić

Witam!
Koronawirus, niby maleńka cząstka, niewidzialne "coś", a wywrócił ostatnio świat do góry nogami. Pozamykane uczelnie, opustoszałe kościoły w niedzielne przedpołudnia, krajobrazem, nieważne jakim, królują tony maseczek na ludzkich twarzach oraz drażniąca woń spirytusu i innych środków dezynfekujących...
Takie chwile jak te, gdy człowiek boi się wychylać nawet poza własne domowe kąty, budzą w odmętach jego szarych komórek myśli z czasów, gdy o wyjątkowo bezczelnym wirusie prawie nikt nic nie słyszał. Jedną z rzeczy, za którą obecnie najbardziej tęsknię jest możliwość swobodnego przemieszczania się, swobodnych, dalekosiężnych ruchów, tak więc aby choć na chwilę, i sobie, i Wam, odciążyć umysł od tej przykrej rzeczywistości tak paradoksalnie spowitej wiosenną zielenią, zapraszam Was na mini-cykl podróży, a konkretniej wspomnień z nich, wspomnień wolnych i niczym złym nieprzytłoczonych.

Dzisiejsza część zamknie się w małopolskich granicach, w mojej małej ojczyźnie, jak to się niekiedy zwie swe ziemie... Kolejność opisanych miejsc jest przypadkowa, wszystkie one są równorzędnie pięknie i warte odwiedzenia.


1. PIENINY I BABIA GÓRA

Małopolska górami stoi, to one wieńczą jej koronę i czynią ją krainą kompletną. Warto jednak zaznaczyć, że na Tatrach górski świat się nie kończy, a ja sam szczerze za nimi nie przepadam. Moimi ukochanymi małopolskimi szczytami są niewątpliwie Trzy Korony w Pieninach oraz Babia Góra. Pierwszy z nich, łagodny, przepełniony pośpiechem, brakiem zmęczenia, drugi zaś dość wymagający, straszący zewsząd silnym, nieobliczalnym wietrzyskiem... Mimo tych różnic, oba na sam koniec ukazują zapierające dech w piersiach, niepowtarzalne widoki... i to w ich odkrywaniu jest najpiękniejsze.
Wspominając o Trzech Koronach, grzechem by było nie powiedzieć ni słowa o urokach ziemi, której owy szczyt jest piastunem... Wartki Dunajec okalający szczawnickie ulice, czy zameczki w Niedzicy oraz Czorsztynie nieśmiało wznoszące się nad brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego, to tylko niektóre z nich.

Jedna z piękniejszych ulic Szczawnicy

Zamek niedzicki z maleńkim zamkiem czorsztyńskim w tle

Widok z Trzech Koron na Sromowce Niżne

Widok z babiogórskiej Sokolicy

2. KRAKÓW

Dla mnie Kraków, stolica Małopolski, jest chlebem powszednim (no może nie teraz), miastem, w którym od czterech lat pobieram nauki, najpierw w I Liceum Nowodworskiego, teraz na Collegium Medicum UJ. Mimo tego upływającego czasu nie przestało mnie ono zachwycać; krakowski gwar, bitwa barw rozgrywająca się na przyrynkowych kamieniczkach, skąpane w ciepłym słońcu Sukiennice, smukły Ratusz i Kościół Mariacki wznoszące się po przeciwnych stronach barykady Rynku, zachwycający od zawsze swą bogatą historią Wawel, wiecznie żywe Planty opatulające centrum, czy kolorowe, tętniące życiem wąziutkie uliczki, czynią go wspaniałym i niepowtarzalnym miejscem, którego odkrywanie nie znudzi się nigdy.

Widok z Szewskiej na Sukiennice

Widok na Kościół Mariacki z ulicy Szczepańskiej

Ulica Szewska

Budząca się do życia ulica św. Tomasza

Wawel

Malownicze krakowskie Planty

3. ZALIPIE

Odkąd pamiętam mam słabość i sentyment do tradycji, do tego, jak życie biegło sto, siedemdziesiąt, pięćdziesiąt lat temu, dlatego też Zalipia po prostu nie mogło tu zabraknąć. Ta wieś położona w sercu Ziemi Dąbrowskiej, swoją drogą okrzyknięta podróżą pięciolecia na blogu, wyróżnia się od innych pewnym niecodziennym zwyczajem z końca XIX wieku polegającym na zdobieniu wnętrz, ścian chat, a także przedmiotów codziennego użytku kwiecistymi malunkami. Po dziś dzień ten wyjątkowy ślad historii jest pielęgnowany przez miejscowych, miejscowość zachwyca dawnymi chatkami utrzymanymi w tejże zalipiańskiej idei, a także małym, ale jakże magicznym skansenem, dzięki któremu można przenieść się w czasie.

Zalipiańska chata

Skansen w Zalipiu

Tradycyjny zalipiański dom

4. PORĄBKA USZEWSKA

Porąbka Uszewska, dość duża miejscowość pod Brzeskiem, nazywana jest od lat wielu polskim Lourdes... Dlaczego? Dlatego, że kryje ona bowiem w sobie przepiękną grotę powstałą ponad sto lat z inicjatywy księdza Jana Palki. Mimo prymitywnych narzędzi, jakich użyto do jej budowy, zachwyca swoim wyglądem oraz maleńką, urokliwą kaplicą umieszczoną w centrum przy której to można oddać swe prośby Matce Bożej z Lourdes, czy pobrać nieco świętej wody ze źródełka. W okresie letnim przy grocie sprawowane są nabożeństwa, które przyciągają tłumy wiernych.


Widok na grotę Matki Bożej

5. LANCKORONA

Na sam koniec kolejny zwrot ku historii... Wieś ta, leżąca między Myślenicami a Wadowicami, słynie ze wspaniale zachowanej drewnianej zabudowy z XIX wieku, która kryje w sobie liczne kawiarenki, sklepiki, stoiska z ceramiką, a także Muzeum Etnograficzne Ziemi Lanckorońskiej upamiętniające przodków, autorów tegoż dzieła.

Drewniana zabudowa na rynku



Stoisko z lnianymi wyrobami

Lanckorona zwana jest również Miastem Aniołów...

Mam nadzieję, że taki wpis przepełniony wspomnieniem będzie miłą odskocznią od tego, co aktualnie nami rządzi i nas męczy... Kolejna część cyklu już niebawem, bądźcie czujni! Was zaś proszę o słowo poniżej, czy się spodobała taka forma wpisu. 😉
Ja tymczasem zmykam by odkrywać kolejne zakątki języka migowego, który to ostatnio wielce mnie zafascynował i bardzo chciałbym go poznać.

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 😉😊

21:26

Leśno-polne powiastki, czyli zostań w domu część druga

Witam!
Jutro mija dokładnie tydzień od momentu, w którym wystartowała narodowa koronawirusowa kwarantanna. Plusem jedynym tego dziwnego, niepewnego i wątpliwego czasu jest niewątpliwie pogoda... słońce królujące od wczesnego ranka do późnego wieczora, dwudziestostopniowe ciepełko delikatnie muskające po twarzy... Dzięki niej marcowa zieleń ogrodów, łąk, pól, lasów staje się jeszcze bardziej zieleńsza, jeszcze bardziej widoczna, a obok niej, niczym najpiękniejsze minerały rozwijają się inne żywe, radosne barwy, żółcie, biele, fiolety...

Korzystając z tak wspaniałych okoliczności przyrody, ruszyłem na spacer do lasu za naszymi wiejskimi polami. Z kroku na krok, z sekundy na sekundę odległość od najbliższej żywej człowieczej duszyczki malała, rosła zaś różnorodność ptasich treli, szelestów zbutwiałych liści z ubiegłorocznej jesieni i podmuchów jeszcze suchych przydrożnych kostrzew. Po kilkunastu minutach marszu w końcu wyłoniła się bielutka od suszy dróżka prowadząca wprost do leśnego serca. Im bliżej lasu, tym coraz częściej z młodziutkiego rzepakowego pola wyłaniały się smukłe sylwetki pozornie nijakich świergotków, najwspanialszych polnych śpiewaków, które nieśmiało wzbijały się we wczesnowiosenne powietrze i niepostrzeżenie przelatywały nad moją głową, by ostatecznie osiąść się na ziemi po drugiej stronie szosy. Nierzadko również w oddali można było dostrzec dumne cienie myszołowów odbywające codzienny, monotonny rytuał polowania na drobną zwierzynę czmychającą gdzieniegdzie między młodziutką pszenicą.







Las w drugiej dekadzie marca okazał się nie być tak spektakularnym jak sobie wyobrażałem. Panujące tamtejszą ziemią od lat wielu siwe, potężne buki nie zadbały jeszcze odpowiednio o wiosenne, kolorowe szaty, jak na razie przybrały się tylko w skromne białe oraz żółte dywany delikatnych zawilców, słonecznych ziarnopłonów i nagich podbiałów, same zaś jeszcze przez jakiś czas pozostaną nagie...
Po kilku, kilkudziesięciu chwilach spędzonych na podpatrywaniu tej leśnej potęgi, potęgi nieopanowanej jeszcze przez żadną wiosenną siłę, z powrotem przekroczyłem granicę las-pole, wyraźną i tak gwałtowną...
 

Kępka podbiałów przy wejściu do lasu

Zawilce kwitną bardziej w leśnych głębiach i zakamarkach

Ziarnopłony zaś kwitną wszędzie równomiernie, a swoim blaskiem przyciągają nieliczne jeszcze owady


Jeden z nielicznych dębów, pomnik przyrody...

Leśny paśnik jak zawsze pełny


Nawet ostała się jeszcze lizawka


Wracając z lasu udało mi się jeszcze zahaczyć o moje ukochane Podskale egzystujące spokojnie na drugim końcu rozległych cichawskich polnych pustkowi. Delikatny świst zimnawego jeszcze wiatru, nurogęsi i krzyżówki pewnie przebijające beżową taflę pobliskiego stawu, szmer leniwie płynących wód maleńkiego potoku, ziarnopłonowe maleńkie ciapki na zielonym, nadrzecznym zboczu, czy fruwające bezwładnie nad dróżką cytrynowe listkowce oraz ogniste osetniki zapełniły ostatecznie całodniową dawkę miodu na moje oczy i uszy...







Dziękuję pięknie za ostatnie liczne wizyty oraz komentarze, wszystkie czytam z miłą chęcią... Zaproszę zatem przy okazji do dyskusji, jak Wy spędzacie te trudne chwile...
Na sam koniec zaproszę jeszcze do jednej aktywności, a mianowicie do zaobserwowania bloga na Instagramie, nick z linkiem poniżej.


Trzymajcie się drodzy czytelnicy, ślę Wam dużo zdrówka i pozytywnej energii na te ciężkie chwile.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 😉😊

19:13

Opowieści krogulcze, czyli zostań w domu

Witam!
Coś, co jeszcze tydzień, kilka dni temu mogłoby ocierać się o granice science-fiction stało się brutalną, namacalną rzeczywistością; uczelnie zamknięte, studenci, w tym ja, uziemieni w domach, powodu przytaczać chyba nie muszę specjalnie, bo każdy z nas odmienił go już w ostatnim okresie po kilkadziesiąt razy przez wszystkie możliwe przypadki.

Tak więc, narodowa kwarantanno trwaj... Szczęście w nieszczęściu, zawsze potrafię sobie jakoś sensownie zorganizować czas, tu człek pokrząta się po wszelkich domowych zakątkach, tam podepcze pokłady coraz to zieleńszej, wczesnowiosennej trawy na ogrodzie. Tak sobie płynie ten dziwny czas, nie za prędko, nie za leniwie, w sam raz...


Dzisiejszego poranka, a właściwie to już przedpołudnia, po zjedzeniu trzech pełnoziarnistych sucharków z chaotycznymi strzępkami wędzonego łososia i po popiciu ich filiżanką ciepłej kawy z mlekiem postanowiłem, że na poobiadowy deser upiekę blacik owocowego ciasta. Los chciał, że na srebrnej formie mieszkającej w otchłaniach ciemnej, drewnianej szafki obok zmywarki leżały jeszcze dwie małe keksówki. Szybki ruch oczyma w stronę misy z owocami i wszystko stało się dla mnie klarowne... jedna duża szarlotka pachnąca obłędnie cynamonem oraz pomarańczową skórką, a tuż obok dwa bochenki bananowego chleba.

Gdy już tak cały dom bezwstydnie płynął w słodkiej woni owych piekących się ciast, z ogrodu dało się usłyszeć jakieś dziwne dźwięki, dźwięki z nutą zdziwienia, zaciekawienia i niemałej sensacji. Wiedziałem, że zapowiadają one coś bardzo ciekawego, więc czym prędzej ruszyłem w kierunku ich źródła. Nie zawiodłem się; na środku podwórza dostrzegłem mateńkę oraz sąsiada, który w rękach trzymał krogulca. Jastrzębi kuzyn, odziany w popiele i biało-rdzawe maleńkie cętki, z ognikami w groźnie wyglądających oczętach, książę przestworzy, poddał się dwóm na pozór nieogromnym człowieczym dłoniom.

Otóż owy książę chwil kilka przed moim opuszczeniem kuchni wleciał niefortunnie i z impetem drapieżcy do domku z grillem... Zszokowany, zestresowany, zdezorientowany uległ i zgodził się ten jeden jedyny raz na pomoc.

Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia, krogulec wzbił się w powietrze oswobodzony, wyzwolony, po sekundzie znikł z ogrodowego horyzontu, poszybował bowiem w kierunku wiejskiego Podskala...



Ciasta po wyjęciu z piekarnika obdarowały otoczenie jeszcze wspanialszym aromatem, stały się niezastąpionym antidotum na, jak to zwykłem mówić, koronaferie...

Blacha chrupiącej szarlotki...


...i keksówki bananowego chleba z kakaową nutką


Piątkowe popołudnie upłynęło pod znakiem renowacji szpaczych budek, uszkodzonych po zeszłorocznym ratowaniu starej gruszy, naszej ogrodowej piastunki (po tę historię zapraszam TUTAJ). Lepszego momentu na te działania nie mogliśmy wybrać, bowiem niecałą godzinę po ostatnim ruchu gwoździa, do leszczynowego zagajnika sąsiadów nadleciało stadko lśniących, pięknie czarnych szpaków, co zawsze oznacza metę ich długiej podróży, powrót w ojczyste strony... Z leszczyn czynią sobie bazę rozładunkową do rozplanowania miejsc na uwicie niby nijakich, a jak wyjątkowych gniazdek.


Jedna budka dla bezpieczeństwa gruszy zawisła na pobliskiej sośnie


Ciepłe, marcowe słońce, z dnia na dzień nabierające coraz większych rumieńców, budzi z letargu coraz więcej składowych ogrodu. Pąki, listki, kwiatuszki skąpane w ich promyczkach dają uśmiech, moc oraz nadzieję na lepsze jutro...

Młodziutkie, płomienne listki tawliny jarzębolistnej

Pierwsze z zeszłorocznych ziół, jiaogulan, nieśmiało wysyła zielone, soczyste pędy ku promieniom marcowego słońca

Zimozielona mahonia lada dzień zostanie obsypana żółciutkim kwieciem

Wzrastają też sasanki, opatulone szczelnie srebrzystym puchem

I hiacynty nie zawodzą...


Młodziutki pąk gruszy-staruszki

Na skalniaku również robi się kolorowo


Maleńki bzowy krzew również lada chwila obdaruje ogród wyjątkowym kolorem oraz zapachem

Opowieści krogulcze zakończę nietypowo, bo apelem, apelem kierowanym do wszystkich, ale zwłaszcza do młodzieży.

Nastały dość dziwne, chaotyczne chwile, gdzie niemalże cała ludzkość musi walczyć z epidemią koronawirusa. Przez najbliższe dwa tygodnie wszystkie placówki oświatowe, uczelnie, muzea, teatry, kina pozostaną zamknięte. Nie jest to jednak czas ferii! Owy okres ma za zadanie uchronić polskie społeczeństwo przed katastrofą, jaka nawiedziła Włochów; nie służy on zatem bezcelowemu wychodzeniu z domu, wyjazdom, bo koronaferie, i innym czynnościom o których sami dobrze wiecie. Ten czas, to czas kwarantanny, czas na siedzenie w domu, czas na uniemożliwienie wirusowi dalszej bezczelnej wędrówki. Jeśli nie istnieje żadna konieczność, to ZOSTAŃ W DOMU! Gotowanie, krzyżówki, filmy na Netflixie, książki, sposobów na spędzanie czasu w domu jest mnóstwo i jeszcze trochę. Nie popełnijmy takiego błędu jak Włosi...

Przy okazji nie można zapomnieć o tym, by prowadzić higieniczny tryb życia. Mycie rąk w ciepłej wodzie z mydłem przez pół minuty, częste dezynfekowanie klamek, uchwytów i innych punktów zapalnych, zdrowe odżywianie i spokój ducha, to uchroni nas maksymalnie przed wszelkimi infekcjami. O higienę jednak trzeba dbać nie od święta, o higienę trzeba dbać zawsze i wszędzie.

Na sam koniec ogromna prośba, NIE PANIKUJCIE, panika w takich sytuacjach to najgorszy doradca, może doprowadzić do jeszcze większej tragedii...


Trzymajcie się dobrze moi drodzy czytelnicy, a jeśli nie macie na co dzień dość świata z mojej perspektywy, to zapraszam na Instagram, nick z linkiem poniżej 😉


Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 😉😊
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger