21:15

Podróże #58: Dolina Raby

Witam!
Epidemia, od blisko czterech miesięcy wywracają wszystko do góry nogami, a także sesja, która jeszcze przez najbliższy miesiąc wywróci każdą moją szarą komórkę, zmuszają niejako do podążania za maksymą "cudze chwalicie, swego nie znacie". Te kilka prostych słów zawierają w sobie piękna prawdę, która jeszcze bardziej się pogłębia i uwidacznia w momencie odkrycia czegoś nowego i jakże fascynującego tak niedaleko swojego domu...


Na pograniczu dwóch miejscowości Ziemi Gdowskiej, Marszowic i Podolan, wije się niepozornie dosyć wąska asfaltowa ścieżka pieszo-rowerowa wchodząca w skład szlaku turystycznego "Dolina Raby". Oczywiście na przestrzeni kilku lat wielokrotnie mijałem, przejeżdżając samochodem, czy rowerem, jej punkt zero, ale jakoś nigdy nie zdecydowałem się poświęcić jej swojej uwagi. Dopiero w ostatnich dniach zaproponowałem mojej sąsiedzkiej ekipie spacerowej, żeby właśnie tam skierować swoje kroki, a nuż trasa okaże się ciekawą.
To przeczucie na szczęście mnie nie zawiodło... Maszerując dość leniwym tempem, dwa kilometry w tę, dwa kilometry we w tę, można było się poczuć jak nad najpiękniejszym nadbiebrzańskim szlakiem. Liczne bajorka i mokradełka skrywały w sobie łany moczarki na których to powierzchni swój wieczorny popis dawały otoczeniu zielone śmieszki, piaszczyste brzeżki gdzieniegdzie pokrywały się smukłym zielem dziurawca, żmijowca, młodziutkiej wrotyczy oraz dorodnego skrzypu, zaś nieposkromione wody Raby, jednej z królowych polskich Beskidów, uciekały przed ostatnimi promykami ciepłego czerwcowego słońca, co chwila uderzając o siwe głazy wyznaczające rzeczne koryto.















Każdy moment tego niezwykłego spotkania z Matką Naturą przesiąknięty był jej potęgą i talentem do nieustannego tworzenia rzeczy pięknych...
...za co każdy z nas powinien być jej wdzięczny.





Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia! :)

blogowy Instagram: swiat.z.mojej.perspektywy

20:07

Syrop z kwiatów czarnego bzu

Witam!
Ostatni wpis dotyczący równości i szacunku do drugiego człowieka wywołał niemałą burzę w komentarzach, na co oczywiście byłem przygotowany, ale są sytuacje kiedy oczekiwania, a rzeczywistość okazują się być zupełnie czymś innym. Dzisiaj, dla równowagi, zapraszam na coś mniej poważnego, a przy tym pysznego i bardzo bardzo zdrowego.

Sezon na kwiaty czarnego bzu powoli chyli się ku końcowi, potrwa on jeszcze być może z tydzień. Warto więc wykorzystać te nadchodzące dni, by z leśnych, polnych, czy ogrodowych krzewów pozbierać ostatnie bielusieńkie baldachimy i przyrządzić z nich syrop, ambrozję idealną na wiele problemów i dolegliwości.


SYROP Z KWIATÓW CZARNEGO BZU ~ przepis

Składniki:
  • 40-45 baldachimów kwiatów czarnego bzu (liczba zależy od wielkości baldachimów)
  • 2 litry wrzątku
  • sok wyciśnięty z 5 cytryn
  • 1 kg cukru
Przygotowanie:

Zerwane baldachimy należy pozbawić grubszych łodyżek, które mogłyby nadać goryczy oraz ciemniejszego koloru gotowego syropu.

Baldachimy rozłożyć na ręczniku papierowym i pozostawić je na kilkanaście minut, by pozbyć się wszystkich ewentualnych niechcianych robaczków - kwiatów nie powinno się płukać pod bieżącą wodą, gdyż może wypłukać kwiatowy pyłek, a z nim cały smak oraz aromat.



Kwiaty czarnego bzu zalać wrzątkiem i odstawić na co najmniej 12 godzin; ja robię to zawsze w godzinach wieczornych, by następnego poranka dokończyć przyrządzanie syropu.


Po co najmniej 12 godzinach od zalania kwiatów przecedzić, oddzielić płyn od baldachimów, do syropu dodać wyciśnięty wcześniej sok z cytryny oraz cukier, czyli naturalny konserwant.


Syrop doprowadzić do wrzenia pamiętając jednocześnie, aby go nie gotować, a następnie, jeszcze wrzący, przelać do słoiczków, które od razu należy mocno zakręcić i postawić do góry dnem; dzięki temu unikamy pasteryzowania, a gotowy produkt może być przydatny przez bardzo długi czas.



Słoiczki z wystudzonym syropem można z powrotem odwrócić, dobrze je następnie odstawić w ciemne, nie za ciepłe miejsce

SYROP Z KWIATÓW CZARNEGO BZU ~ właściwości lecznicze

Jak widzicie, przygotowanie syropu jest dziecinnie proste, co jest niewątpliwie jego ogromnym atutem. Ale właściwie, co nam daje picie tego dobrodziejstwa Matki Natury? O zaletach można by było opowiadać bardzo długo, dlatego pozwólcie, że wymienię te najważniejsze:
  • działa wykrztuśnie
  • wzmacnia drogi oddechowe
  • wspomaga we wszelkich stanach zapalnych dróg oddechowych
  • działa antywirusowo (co w tym momencie chyba dla nas wszystkich jest bardzo istotne)
  • działa moczopędnie
  • przyspiesza przemianę materii
  • poprawia wygląd skóry
  • przynosi orzeźwienie (a więc jest idealny na letnie upały)
Dziennie można spożyć nawet kilka łyżek syropu, zarówno w czystej postaci, jak i dodając go do herbaty, wody, czy lemoniady.

Podsumowując, syrop jest idealny do wspomagania chorego gardła, dróg oddechowych, regeneracji ich śluzówki, budowania mocnego układu odpornościowego, dzięki któremu żadna infekcja nie będzie straszna, sprawdzi się również w gorący, letni dzień, by w odpowiedni sposób się nawodnić, a przy okazji zaspokoić pragnienie.

Łatwość wykonania, cudowny, słodki smak, mnóstwo właściwości prozdrowotnych... czego chcieć więcej? eliksir idealny!

Wystarczy spojrzeć tylko na ten kolor...

Kończąc dzisiejszy wpis, bardzo chciałem podziękować za bardzo mądre i trafne komentarze pod tym ostatnim wpisem, dzięki nim wiara w dobroć i drugiego człowieka staje się silniejsza.
Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania! :)

P.S. Jeśli jeszcze ktoś przypadkiem nie zaglądnął, to zapraszam serdecznie na mojego blogowego Instagrama, nick z linkiem: swiat.z.mojej.perspektywy

21:14

Kilka słów o tym, że ludzkość to równość

Witam!
Dzisiejszy wpis miał być zupełnie o czymś innym, pewnie Ci, którzy mnie ostatnio odwiedzili domyślają się o czym, jednak w życiu są sprawy ważne, ważniejsze oraz najważniejsze, a że od lat kilku przedstawiam tutaj świat z mojej perspektywy, to krzywdzącym by było zamiecenie pewnych kwestii pod dywan.

Ostatnie dni, tygodnie dobitnie pokazały jak w dwudziestym pierwszym wieku, wieku, w którym cywilizacja ponoć wybiegła bardzo do przodu, traktowane są wartości takie jak miłość wobec bliźniego, ludzka równość, czy międzyludzki szacunek. Trzy wartości, które powinny być oczywistymi i przestrzeganymi bez najmniejszych problemów w życiu każdego człowieka, stały się nieoczywiste, zawiłe. Siedząc w tym momencie w ogrodzie, w otoczeniu jasnozielonych, smukłych jesionów oraz krzewów budlei, która lada dzień obsypią się purpurowymi kłosami, i pisząc tenże wpis, ciężko jest mi wyrazić w jakikolwiek sposób swoje myśli o tym, że kolor skóry, wyznawana religia, orientacja seksualna, czy narodowość mogą być czynnikami dzielącymi ludzkość na część lepszą, zasługującą na wolność oraz serdeczność oraz gorszą, dyskryminowaną i nieszanowaną; coś na co żaden człowiek nie ma najmniejszego wpływu staje się pretekstem, by doprowadzić sprawiedliwość oraz równość do nieodwracalnej destrukcji.

Każdy, kto otrzymał dar życia, kto dostał możliwość kreowania swego jestestwa, powinien mieć zapewnione równe traktowanie, bez względu na wyżej wymienione kwestie; aż przykro oglądać wszelkie sceny łamania najzwyklejszego międzyludzkiego braterstwa, aż przykro wysłuchiwać tych wszystkich krzywdzących słów kierowanych do poszczególnych grup i mniejszości, które są po prostu inne. Bez względu na wszystko człowiek zawsze był, jest i będzie człowiekiem, nie mają racji bytu wszelkie podziały na lepszych i gorszych, jak to czyniono nieco ponad 80 lat temu. Nie można się zgodzić na brak sprawiedliwości, na brak tolerancji, na brak szacunku wobec bliźniego, zwłaszcza, gdy przyczyną jest stan rzeczy na który wpływu żadnego się nie ma.

Jako katolik, w sercu zawsze ze sobą noszę przykazanie miłości: Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich, a bliźniego swego, jak siebie samego, które stanowi chyba najdoskonalszy drogowskaz tego, jak powinno traktować się drugiego człowieka. W tym przykazaniu żadnych podziałów ani wyjątków nie ma, zatem niech te słowa prowadzą ludzkość ku zgodzie i równości.

Sam znam kilka osób, które odbiegają od tych wzorców narzucanym nam przez co po niektórych i wiem, że takie dzielenie, gardzenie innością jest kompletnie bezsensowne i bezpodstawne oraz zasługuje wyłącznie na potępienie. Taki bezwzględny brak szacunku między jednym a drugim człowiekiem zawsze powoduje we mnie smutek i lekką wątpliwość w człowieczeństwo, ja nie wyobrażam sobie gardzić innym człowiekiem, to jest dla mnie sprawa niepojęta.

Szanujmy się więc wszyscy wzajemnie, miłujmy i wspierajmy, w życiu nie ma miejsca na dyskryminację i pogardę, a jeśli się one pojawiają to należy je czym prędzej tępić, bo zło prowadzi do destrukcji człowieczeństwa.


Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :)

21:07

Corpus Christi

Corpus Christi

Jęczmienne główki
Wąsami chylące nieba
Maków krew
Chabrów woda
Rumianu czystość
Świętości nad świętościami
W morzu pracy i życia
Pośród oaz wolnej woli
Danej nie bez przyczyny
Bądź pochwalon
Opoko mądrości
Siewco miłosierdzia


Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Boże Ciało jest dniem, świętem wyjątkowym, momentem, w którym każdy z nas jeszcze bardziej może przyjąć Chrystusa do swojego serca, w którym Jego ciało wychodzi z murów kościelnych do wiernych, by w procesji wielbić jego Imię.

Boże Ciało tworzy jednak jeszcze druga płaszczyzna, przepełniona tradycją i uwielbieniem do swej małej ojczyzny. Jak zapewne pamiętacie z wpisów z ubiegłego czerwca, w mojej parafii bożocielne procesje rokrocznie organizuje inna wioska, a Pan Jezus wędruje wiejskimi dróżkami otoczony rzeszą wiernych śpiewających mu chociażby "Panie dobry jak chleb..."; wsi jest dziewięć, więc i cały taki cykl trwa lat dziewięć. W tamtym roku uroczystości organizowaliśmy w mojej miejscowości, co było wyjątkowym doświadczeniem nie do zapomnienia na lata, jeśli chciałby ktoś poczytać o tamtych chwilach to zapraszam TUTAJ, w tym roku gospodarzem miała być sąsiednia wioska, ale jak nietrudno się domyślić, koronawirus i tutaj wtrącił swoje trzy grosze uniemożliwiając kontynuację tejże tradycji.

Wspomnienia z ubiegłego roku, gdy normalność nie była aż tak upragniona...



Tegoroczne uroczystości miały zupełnie inny przebieg i charakter. Procesja odbyła się przy ołtarzach ustawionych w kościele oraz wokół niego, natomiast zaraz po jej zakończeniu Ksiądz wraz z monstrancją wszedł do wozu strażackiego naszej jednostki pożarniczej i wyruszył w objazd po wszystkich parafialnych wsiach. Każdy stał na swoim mostku w otoczeniu licznych, kolorowych wstążek i brzozowych witek oczekując na tę chwilę, w której będzie można uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem.
Forma okazała się bardzo trafioną, każdy mógł bowiem, w tak trudnych czasach epidemii, ugościć Chrystusa w swojej wsi, przy swoim domostwie, ujrzeć Jego oblicze. Piękne to było przeżycie, zwłaszcza, że urozmaiciło ono ten dość monotonny okres przepełniony hasłem "zostań w domu".

Pięknie ubrany wóz strażacki...


Czerwiec to także czas kwitnienia łubinów...

Krajobraz każdej bożocielnej procesji, przynajmniej u mnie, tworzą bezsprzecznie łany powoli dojrzewającej pszenicy, jęczmienia poprzetykane gdzieniegdzie makami, bławatkami, rumiankami, piekące słońce oraz duszne, wilgotne powietrze zwiastujące rychłe nadejście burzy z ulewami, co zazwyczaj dochodzi do skutku w porze popołudniowej, a także dróżki obsypane wzdłuż i wszerz, gdzie popadnie, płatkami piwonii, tymi samymi, które chwilę wcześniej wypełniały po brzegi wiklinowe koszyczki dzieci przebranych w krakowskie stroje... Odkąd pamiętam, to zawsze na ten wyjątkowy dzień przypadał szczyt kwitnienia tych szlachetnych roślin, mimo iż Boże Ciało, jak i wszystkie pozostałe święta powiązane z okresem Wielkiej Nocy, jest datą ruchomą.

Piwonie lub jak kto woli, peonie, upiększają nie tylko trasę wędrówki Pana Jezusa, ogrodom dają nie mniejszy urok...


Młody pąk otulony kroplami popołudniowego deszczu


Również polnym kwieciem stoi tenże czas...




W bożocielnym okresie zawsze także moją uwagę przykuwają kwitnące krzewy dzikiego bzu, na przydrożach, łąkach, w lasach i zagajnikach. W tych drobniutkich, bielusieńkich kwiatuszkach zebranych w baldachy drzemie ogromna siła, wielkie bogactwo zdrowia, ale o tym więcej powiem w kolejnym wpisie na blogu...



Bardzo mnie ciekawi Wasz obraz tradycji Bożego Ciała, jakże pięknej, ale też jakże różnorodnej, jak to u Was wygląda, jak ją zmieniła pandemia, ale także co wiążecie z tym dniem. Zapraszam do podzielenia się tym poniżej...

Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania! :)

P.S. Jeśli ktoś jeszcze nie zaglądał i nie zaobserwował, to zapraszam także na mojego blogowego Instagrama, nick z linkiem: swiat.z.mojej.perspektywy

21:17

Podróże #57: Dolina Prądnika, czyli wędrowanie w sercu Ojcowskiego Parku Narodowego

Witam!
Po kilku miesiącach podróżniczego marazmu, po wielu dniach izolacji, kwarantanny, w domu zapadła decyzja: najwyższy czas, aby to zmienić, aby niejako zakończyć ten przygnębiający kawał czasu. Wybudziliśmy więc z letargu polski atlas drogowy, tak stęskniony tych wspólnych poszukiwań i kreowania kolejnych celów i planów. Po chwilach wertowania oraz rozważeniu kilku opcji, koniec końców wybraliśmy z mamą Ojcowski Park Narodowy.


Nasza wędrówka Doliną Prądnika rozpoczęła się kilkaset metrów przed "oficjalnym" wejściem na szlak; w sezonie, a zwłaszcza w okresie weekendowym, wszelkie ojcowskie parkingi są wypełnione po brzegi, dlatego najlepszym wyjściem w takiej sytuacji jest niewątpliwie szukanie w miarę pustego przydroża, a takowych jest dość sporo przy drodze z Ojcowa do Skały.


Dojście pod ojcowski zamek zajęło nam kilka minut, po drodze mieliśmy okazję zobaczyć z bliska figurę MB Niepokalanej znajdującą się w specjalnie wykutej niszy w północnej skale Prałatek do której prowadzi malusieńki mostek nad czystymi wodami Prądnika.



Widok na Prądnik z mostu przy figurze

Kilkadziesiąt metrów dalej stoi Kaplica "Na Wodzie" świętego Józefa Robotnika z 1901 roku, która swoją nazwę zawdzięcza temu, iż wzniesiona została ona nad Prądnikiem. Budowla charakteryzuje się alpejskim stylem o którym więcej powiem w kolejnych akapitach.

Od frontu

Wnętrze, mimo że na co dzień niedostępne, również zachwyca

Widok na kaplicę od południowej strony

Chwilę później dotarliśmy w miejsce z którego teoretycznie, jeśliby stan parkingu na to pozwalał, mieliśmy zacząć naszą ojcowską wędrówkę, czy pod Górę Zamkową, której szczyt zdobią ruiny zamku z XIV wieku. Jedno z dzieł króla Kazimierza Wielkiego wchodzące w system Orlich Gniazd stanowi niewątpliwie symbol Ziemi Ojcowskiej, wapiennej krainy.

Ruiny z wapienną Górą Zamkową

Kapliczka św. Jana Kantego w małym parku okalającym teren zamkowy


Idąc Doliną Prądnika co jakiś czas oczom ukazują się niezwykle urokliwe domki wyniesione w stylu szwajcarskim, alpejskim, w bardzo podobnym jak kaplica o której wspominałem powyżej. Ci, którzy wędrowali już ze mną wirtualnie po Zalipiu, czy Lanckoronie bardzo dobrze wiedzą jakim sentymentem darzę takie drewniane budyneczki w których historia niejako się zatrzymuje, które są świadectwem sielankowej przeszłości na polskiej wsi. Zestawiając owe domki z licznymi wapiennymi skałami oraz dość sporymi łąkami wyściełającymi brzegi krystalicznego Prądnika można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Ojcowski Park Narodowy jest polską Szwajcarią...



Kwitnące maki przy ganku to znak, że lato tuż tuż

Chatki przy Skałach Panieńskich oraz Skałach Kawalerskich

Zawiszówka

Na całej długości szlaku jest kilka miejsc w których można się posilić albo napić pysznej kawy z ojcowskim sernikiem (jeden z pyszniejszych serników, musicie uwierzyć na słowo albo sami spróbować ;))

Ta urokliwa chatka u stóp ojcowskiego zamku pełni rolę przystanku autobusowego oraz sklepu z pamiątkami


Drewniane kapliczki są równie urokliwe...


Między grupkami tych alpejskich zabudowań w pewnym momencie można dostrzec kilka stawów hodowlanych, królestwo pstrąga ojcowskiego, którego historia sięga już lat 30. ubiegłego stulecia i obejmuje prądnickie wody oraz właśnie owe stawy. Ryby wpisane są na listę produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Wartki strumyk płynący wprost do stawów

Stawy hodowlane

Zabudowa, pstrągi, zamek - to wszystko niech idzie swoją drogą, bowiem największą chlubą Doliny Prądnika są bezsprzecznie wapienne skały bez których to miejsce nie miałoby w sobie tyle uroku, nie budziłoby tylu zachwytów, a aparat nie kleiłby się tak mocno do rąk...

Prałatki przy kaplicy "Na Wodzie"


Skały Panieńskie - nieco po lewej i do tyłu od chatki

Na prawo od chatki widać Igłę Deotymy, ostaniec wapienny otoczony rządkiem brzóz ojcowskich; jest to jedno z zaledwie jedenastu poznanych stanowisk tego gatunku brzozy

Skały Kawalerskie nieopodal Skał Panieńskich

Jaskinia Krowia przy Bramie Krakowskiej

Jedno z piękniejszych miejsc na trasie, Brama Krakowska z widocznymi w oddali Skałami Koronnymi; swoją nazwę Brama Krakowska zawdzięcza temu, iż dawniej właśnie tędy przebiegał szlak handlowy łączący Kraków ze Śląskiem

Widok na Bramę Krakowską od strony szlaku

Skały Koronne


Trasa jest bardzo przyjazna turystom, tym małym i tym dużym, tym w pełni zdrowia, ale też i tym, których zdrowie płata niemałe figle. Składają się na to dwa elementy, a mianowicie asfalt, którym to jest pokryta cała droga (drewniane ojcowskie domki nie są bowiem opustoszałe, normalnie mieszkają w nich ludzie, którzy jakoś muszą dojeżdżać do swoich posesji; z góry jednak uspokajam, że szlak samochodowo dostępny jest tylko i wyłącznie mieszkańcom, a przez kilka godzin spędzonych na tej trasie przejechały ze dwa, trzy auta), a także ukształtowanie terenu, idąc doliną bowiem ciężko jest oczekiwać stromych podejść i równie niewygodnych zejść. Z tego powodu Dolinę Prądnika szczerze polecam każdemu ;)

Jeden z licznych dowodów potwierdzających moją powyższą tezę ;)

Przeszliśmy kilka dobrych kilometrów, cała wędrówka zamknęła się ładnie w trzech pełnych godzinach, niby to mało, ale wspomnienia z tamtych momentów pozostaną z nami do końca życia...

Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania! ;)

P.S. Jeśli ktoś jeszcze nie zajrzał i nie zaobserwował blogowego Instagrama, to zapraszam, nick z linkiem: swiat.z.mojej.perspektywy
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger