Powoli staram się pogodzić z tym wszystkim, co ostatnio mnie spotkało i zacząć nowy rozdział w swoim życiu, o wiele bardziej pusty i odwrócony o 180 stopni. Mimo wszystko żyć trzeba dalej, a każda tragedia, każde nieszczęście, które przetrwamy, później wewnętrznie nas wzmocni i poprowadzi dalej przez trakt życia (jak to mówią, co Cię nie zabije, to Cię wzmocni).
W tym wszystkim bardzo mi pomógł dwudniowy wyjazd w Bieszczady. Potęga gór, a zwłaszcza tak wyludnionych, pomogła mi nieco otrząsnąć się i wyciszyć swe jakże bardzo poplątane myśli oraz emocje.
Połoninę Wetlińską zaczęliśmy zdobywać od Przełęczy Wyżnej (872 m.n.p.m.) w Brzegach Górnych. Za wejście na szlak trzeba uiścić opłatę.
Pierwszym etapem wędrówki było niezbyt wymagające podejście żółtym szlakiem prowadzące przez las (trzeba jednak uważać na wystające kamienie i korzenie, który wprowadzały trochę dyskomfortu).
Po około 45 minutach wychodzenia wyszliśmy ze strefy lasu, a naszym oczom ukazał się bajeczny, lecz zbyt wietrzny, krajobraz Połoniny Wetlińskiej.
Kolejne 15 minut zajęło nam na wyjście pod schronisko PTTK "Chatka Puchatka" (1228 m.n.p.m.), w którym wypiliśmy ciepłą herbatę oraz choć na chwilę schroniliśmy się przed huraganowym wiatrem. Sama chatka na tle gór prezentuje się przepięknie.
Po wyjściu z "Chatki Puchatka" ruszyliśmy Głównym Szlakiem Beskidzkim (czerwonym) w stronę Wetliny. Pogoda była wspaniała (no może oprócz tego wiatru), więc całą trasę mogliśmy napawać się tymi zapierającymi dech w piersiach widokami. Mało było takich momentów w życiu, w których się widziało coś równie wspaniałego, w których czuło się jak orzeł szybujący po przestworzach...
Sam szlak nie był jakiś ciężki do przebycia, jedynie podejście na Osadzki Wierch mogło nieco przerazić.
![]() |
Szczyt Osadzkiego Wierchu (1253 m.n.p.m.) |
Po zejściu z Osadzkiego Wierchu, szlak prowadził raz otwartymi łąkami, raz niskimi zaroślami pełnych malin oraz różowych wierzbownic, a raz jasnym grądem.
Niecałe półtorej godziny po zdobyciu najwyższego wzniesienia Połoniny Wetlińskiej, dotarliśmy do przełęczy Orłowicza. Tam chwilę odpoczęliśmy i nabraliśmy trochę sił przed dalszą częścią wędrówki.
Z przełęczy Orłowicza ruszyliśmy na Smerek. Ten odcinek drogi, choć trwał około 20 minut w jedną stronę, był według mnie najbardziej wymagający ze wszystkich. Niestabilny grunt, a także osiągający duże prędkości wiatr, znacznie utrudniały wejście na ostatni szczyt naszej trasy, choć i tak nie było aż tak źle jak początkowo zakładałem.
Smerek wieńczy piękny krzyż. W tym też miejscu pomyślałem o Tacie i zmówiłem krótką modlitwę w jego intencji.
![]() |
W oddali widać krzyż zdobiący szczyt |
![]() |
Widok na przełęcz Orłowicza |
Po zejściu z góry na przełęcz Orłowicza ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Wetliny. Ścieżka prowadziła przez las, przez co była nieco zawilgocona, a schodzenie w takich warunkach według mnie jest o wiele bardziej uciążliwe niż wchodzenie. Po nieco ponad godzinie zeszliśmy do Wetliny, w której mieliśmy nocleg.
![]() |
Zejście na przełęcz Orłowicza |
![]() |
A w dole... Wetlina! |
Wetlina, mimo tego, że jest małą wioską, stanowi świetną bazę noclegową dla każdego, kto pragnie zdobywać bieszczadzkie szczyty. W samej wsi też jest kilka perspektyw, by dobrze się zregenerować i przygotować na wędrówki.
![]() |
Widoki z Wesołej Górki |
![]() |
Niezwykle urokliwa Wetlinka, w której wodach można się kąpać |
![]() |
Restauracja "W Starym Siole" |
![]() |
Tradycyjny naleśnik z jagodami z Chaty Wędrowca... pyszny był! |
![]() |
Najdziwniejsze miejsce w Wetlinie - Baza ludzi... z mgły |
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim postem i za to, że można na Was liczyć w dobrych, ale też i tych złych, smutnych momentach. Dziękuję Wam jeszcze raz! Pozdrawiam i do zobaczenia! :)