19:40

Diabelski Kamień i pustelnia św. Benedykta w Krzesławicach

Witam!
Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam o małej, lecz bogatej w historię wsi, a mianowicie o Krzesławicach. Miejscowość leżąca w dolinie Stradomki, u podnóża jednego ze szczytów Beskidu Wyspowego, Grodziska (618 m.n.p.m.), kryje wewnątrz swych granic dość tajemnicze miejsce w którym przez niemal dwa stulecia kreśliła się niezwykła pustelnicza opowieść...


Pustelnia św. Benedykta oraz Diabelski Kamień, bo o nich mowa, wznoszą się na niewielkim pagórku nieopodal drogi łączącej Szczyrzyc z Raciechowicami. U stóp ów pagórka od niedawna znajduje się dość obszerny parking, dzięki czemu miejsce to stało się bardziej przyjazne zmotoryzowanym turystom. Parking z pustelnią oraz kamieniem łączy mniej więcej dwustumetrowa, stroma ścieżynka wytyczona między smukłymi, iglastymi drzewami. Dróżka prowadząca na szczyt pagórka spełnia również funkcję drogi krzyżowej; na drzewach wiszą maleńkie kapliczki symbolizujące poszczególne stacje.


Diabelski Kamień jest przykładem piaskowca ciężkowickiego (o Skamieniałym Mieście w Ciężkowicach piszę tutaj). Ta grupa skalna liczy sobie 65 metrów długości, do 12 metrów szerokości i do 25 metrów wysokości! Co ciekawe, jego niejednolita forma sprawia, że głaz jest idealnym miejscem do uprawiania wspinaczki skalnej. Do tej pory wytyczono tam 34 drogi wspinaczkowe!

Przy zachodniej ścianie głazu wznosi się drewniany krzyż, który postawiono z okazji 80. rocznicy Bitwy Warszawskiej. Drugi krzyż, metalowy, zamontowany został na szczycie Diabelskiego Kamienia.

Ale czemu właściwie ten głaz nazwano diabelskim? Odpowiedzi na to pytanie trzeba poszukać w jednej z legend...

Lokalny przekaz opowiada o wracającym z wesela grajku, który został zatrzymany przez diabła. Czort zażyczył sobie, by muzykant przygrywał mu do tańca, za co sowicie go wynagrodził workiem złotych monet. Chłopaka dopadły jednak wyrzuty sumienia i postanowił przekazać zarobek na budowę klasztoru w pobliskim Szczyrzycu. Diabeł dowiedział się o tym od czarownicy z Łysej Góry. Nie chcąc przyczynić się do powstania świętego miejsca, postanowił zrzucić na nie wielki kamień. Budowy klasztoru strzegła jednak Matka Boża. Za jej sprawą zmierzający do Szczyrzyca diabeł stawał się coraz słabszy. W końcu upuścił głaz w Krzesławicach, zaledwie trzy kilometry od celu...


Warto podkreślić, że szczelina Diabelskiego Kamienia była pierwszym miejscem w którym osiedlali się krzesławiccy pustelnicy. W 1810 roku zamieszkał w niej pierwszy pustelnik Andrzej Grzybkowski. Drewnianą pustelnię, która przetrwała do dziś, wybudowano dopiero 76 lat później u podnóża głazu...

Ściana wschodnia nieopodal której stoi pustelnia

Pustelnia św. Benedykta, jak wspominałem powyżej, pochodzi z 1886 roku. Wybudowana została ona głównie dzięki staraniom jednego z pustelników, Andrzeja Rapa. Ascetycznego życia w tym miejscu próbowało kilkanaście osób, pustelnicy pochodzili głównie z klasztoru cystersów w Szczyrzycu. Najdłużej, bo 51 lat, żył tam franciszkanin Florian Klamka. Ostatni pustelnik, Zygmunt Młynek, sypiał w trumnie, żywił się głównie korzonkami, hodował pszczoły oraz kozy, malował, rzeźbił, a przy okazji chętnie dyskutował z turystami o swoim pustelniczym życiu.

Archiwalne zdjęcia widniejące na tablicy informacyjnej przed wejściem na teren pustelni...


Historia krzesławickiego pustelnictwa skończyła się w połowie lat 90. ubiegłego stulecia z powodu konfliktu pustelnika z właścicielką terenu na której wznosi się domek oraz Diabelski Kamień. Obecnie pustelnia jest w trakcie generalnego remontu, przez co jej wnętrze jest niestety wyczyszczone do zera. Mam nadzieję, że niebawem dobiegnie on pomyślnie do końca i będę mógł wrócić z aktualizacją...

Nie mogę się doczekać efektów tego remontu, na pewno w odpowiednim czasie wrócę z aktualizacją ;)

Mimo że tamtejszymi drogami, w celach głównie relaksacyjnych, jeżdżę niezwykle często, bowiem w sadowniczo-beskidzkich krajobrazach Ziemi Raciechowickiej jestem zakochany już od czasów dzieciństwa, to dopiero teraz po raz pierwszy udało mi się zdobyć ten krzesławicki pagórek. Mi, a właściwie nam, bo w tej podróży towarzyszyła mi serdeczna przyjaciółka, Ania, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Z Anią znam się już prawie 7 lat; razem chodziliśmy do jednej licealnej klasy, teraz jesteśmy w jednej grupie studenckiej na lekarskim... Takie przyjaźnie niezwykle budują człowieka, zwłaszcza w gorszych, smutniejszych chwilach, których jak wiecie ostatnio miałem sporo.

Tak sobie pozujemy przy zachodniej ścianie Diabelskiego Kamienia :D

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do napisania! ;)

18:02

Piszę tutaj już od dziesięciu lat...

Witam!
Siódmy dzień marca już chyba na zawsze wpisze mi się gdzieś z tyłu głowy jako dzień w którym ten o to blog ma urodziny. W tym roku wyjątkowe, bo dziesiąte...

Zakładając tego bloga w 2013 roku byłem szóstoklasistą z głową otwartą na różnorakie pomysły, plany i marzenia. Niektóre z nich spaliły na panewce, inne zaś pozostały ze mną na dłużej, jak to u dwunastolatka zwykle bywa. Pisanie o otaczającym mnie świecie, początkowo z naciskiem na treści przyrodniczo-ornitologiczne, miało być tylko dobrym fundamentem pod moje największe wówczas marzenie, czyli zostanie dziennikarzem. Życie jednak szybko zweryfikowało te plany i tak o to teraz, dziesięć lat później, jestem w miarę szczęśliwym studentem czwartego roku kierunku lekarskiego. Dwa tak różne zawody, dwie tak różne drogi... a blog pozostał do dzisiaj. Jakim trafem? Sam czasem zadaję sobie to pytanie. Wydaje mi się, że duża zasługa w tym, iż z czasem mój blog zaczął pełnić funkcję pamiętnika w którym będę mógł opisywać swoją codzienność, to co mnie spotkało, zachwyciło, zaskoczyło, ale i zasmuciło, a także miejsca do którego będę mógł regularnie powracać, by sięgać pamięcią ku tamtym uchwyconym chwilom. 

Po tych dziesięciu latach śmiało też mogę dopisać, że jest to miejsce w którym doświadczyłem ogromu ludzkiego dobra, wsparcia i zwykłej życzliwości, która obecnie niestety jest cnotą coraz rzadziej spotykaną. 
Dzięki prowadzeniu bloga poznałem konkretną garstkę ludzi, których darzę ogromnym szacunkiem, które są dla mnie inspiracją, zwłaszcza w trudniejszych momentach... Z jedną z nich, z Basią Wójcik z "Pięciu pór roku" nawet udało mi się spotkać osobiście w Zalipiu, za co po dziś dzień jestem ogromnie wdzięczny losowi...

Liczbowo te dziesięć lat mogę podsumować niemal 300000 odwiedzin czytelników oraz 302 wpisami (łącznie z tym). Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy z tych 302 postów pokazuje mnie, w większym lub mniejszym stopniu, jako człowieka zawieszonego w konkretnym momencie życia, który jest ulotny i bezpowrotny. Sumując te chwile wyłania się ciekawy obraz pokazujący jak z czasem zmieniała się "moja perspektywa", ta sama która figuruje w tytule tego bloga. O piękniejszą pamiątkę na przyszłe czasy naprawdę trudno. 
I za to blogowanie właśnie cenię najbardziej... 


Dziękuję Wam, drodzy Czytelnicy, za tę dekadę. Naprawdę cieszę się, że tutaj jestem...

Maks

20:44

Na bożonarodzeniowym Watykanie

Witam!
Korzystając z dłuższej chwili odpoczynku po zdanej kolejnej, siódmej już, sesji chciałbym zabrać swoje myśli oraz także Was na krótką, lecz pełną wrażeń podróż do Watykanu… 
Planując wyprawę do Rzymu w listopadzie, jedną z pierwszych myśli jakie wpadły mi do głowy było pójście na papieskie błogosławieństwo Urbi et Orbi w Boże Narodzenie. Wizja zobaczenia papieża na żywo, wspólnej modlitwy oraz celebracji tego jakże ważnego dnia od razu nakazała mi wpisać ten pomysł na podróżniczą listę. W końcu gdzież indziej można piękniej celebrować narodziny Jezusa, jak nie na Watykanie, Stolicy Piotrowej?



Przez bramki kontrolne na granicy włosko-watykańskiej przeszedłem tuż po dziesiątej, czyli mniej więcej dwie godziny przed rozpoczęciem uroczystości. Kontrola troszkę mnie zaskoczyła, mimo wszystko myślałem że będzie ona mniej rygorystyczna, przez co przed wejściem musiałem zostawić chociażby butelkę z wodą oraz kartonik wypełniony jeszcze po brzegi sokiem brzoskwiniowym. 

Sam Plac świętego Piotra widziałem już dnia poprzedniego, kiedy to był cały skąpany w blasku ognistej wręcz łuny zachodzącego słońca. Wtedy jednak na teren Watykanu wejść mi się nie udało ze względu na dość długą kolejkę, która dość szybko mnie zniechęciła, zwłaszcza że i tak wiedziałem o moich planach na sporawą część kolejnego dnia.

Plac świętego Piotra zaprojektował Giovanni Lorenzo Bernini w 1656 roku

Pierwsza godzina spędzona na Watykanie upłynęła na dość intensywnej przechadzce po płycie Placu świętego Piotra. Chciałem w jak najkrótszym czasie zobaczyć jak najwięcej punktów wartych mojej turystycznej uwagi oraz odkryć najlepszy widok na bazylikę świętego Piotra z której niebawem miał przemawiać Ojciec Święty.
Jednocześnie mimo wszystko cały czas miałem z tyłu głowy, by w tym pozytywnym amoku zdążyć zająć dobre miejsce na Urbi et Orbi. 

Szopka bożonarodzeniowa wieńcząca centralną część Placu św. Piotra

Ten 41-metrowy obelisk jest uznawany za symbol pogaństwa, symbol politeizmu rzymskich przodków. Nie został on jednak zniszczony, ponieważ wierzy się, iż obelisk kryje w sobie prochy Juliusza Cezara…

Rzeźba przedstawiająca sporą grupę uchodźców ściśniętą w niewielkiej barce. Odsłonięta ona została w 2019 roku.

Na Placu św. Piotra stoją dwie fontanny symetrycznie do siebie ustawione: Berniniego (na zdjęciu) oraz Maderny

Watykańska flaga na budynku Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej

Ruszając na poszukiwania dobrego miejsca do obserwowania przebiegu Urbi et Orbi nie mogłem nie dołączyć, chociaż na chwilę, do grupki włoskich księży radośnie kolędujących nieopodal szopki. Razem z przyodzianymi w mikołajowe czapeczki księżmi oraz innymi turystami udało się dość nawet zgrabnie zaśpiewać „Silent Night” („Cicha Noc”) oraz życzyć sobie wszystkiego co dobre na te święta wykrzykując radosne „Buon Natale”. 
Takie momenty są dla mnie najpiękniejszą i najdoskonalszą formą „carpe diem”…


Poszukiwania dobrego miejsca na czas papieskiego błogosławieństwa zakończyły się sukcesem - miejsce siedzące w pierwszych rzędach, lekko z boku, tak by operator kamer nie zasłonił całkowicie widoku na papieski balkon nie mogło mnie nie zadowolić. 
Około 11:30 odbył się przemarsz gwardzistów szwajcarskich oraz innych formacji z placu świętego Piotra pod watykańską bazylikę. Boże Narodzenie dla Gwardii Szwajcarskiej jest także dniem wyjątkowym, a to za sprawą służby Papieżowi podczas Mszy Pasterskiej oraz właśnie błogosławieństwa Urbi et Orbi. Co ciekawe, gwardziści tego samego dnia udają się jeszcze na wspólną, uroczystą kolację w trakcie której losują sobie świąteczne prezenty…


Miejsce do oglądania uroczystości okazało się naprawdę dobre!

Widok na Plac św. Piotra…

Gwardziści podchodzący pod bazylikę św. Piotra

Równo o dwunastej z balkonu bazyliki świętego Piotra zaczął przemawiać papież Franciszek. Mimo że większość jego przemowy w języku włoskim była dla mnie kompletnie niezrozumiała to samo uczestnictwo w tym błogosławieństwie, wspólne odmawianie Anioła Pańskiego (w moim przypadku oczywiście po polsku), czy machanie papieżowi ile sił miałem w rękach było dla mnie jednym z radośniejszych i bardziej wzruszających momentów w moim życiu. Jak wspominałem wcześniej, piękniej Bożego Narodzenia chyba nie dało się przeżyć…

Wspomnienia z tych chwil pozostaną we mnie do końca życia…

Po zakończonym Urbi et Orbi oglądaliśmy jeszcze jeden przemarsz gwardzistów szwajcarskich. Tym razem znalazłem się zdecydowanie bliżej trasy, którą formacje pokonywały, więc mogłem sobie pozwolić na porobienie pamiątkowych zdjęć. 

Wystarczyło pokonać kilkanaście kroków w bok, by móc zobaczyć z bliska przemarsz gwardzistów, mi udało się dobić pod same barierki


A co do zdjęć to rzucę na koniec jeszcze jedną anegdotą, a mianowicie przez cały pobyt w Rzymie zrobiłem ponad 3000 zdjęć. Ja wiem, że to dość szalona liczba, ale ja już tak mam, jedno ujęcie potrafię uwiecznić po kilka razy, a to bo za mało światła, a to bo ktoś lub coś niepotrzebnego weszło w kadr… Przynajmniej potem mam zajęcie, by z takiej ilości zdjęć powybierać najbardziej zadowalające mnie migawki.

Jeden z piękniejszych widoków na Watykan z Mostu św. Anioła… Tutaj za dnia…

…a tu nocą

To by chyba było na tyle… Do Rzymu, do Włoch na pewno jeszcze powrócę i to niejeden raz, moje oczekiwania co do włoskiej stolicy nie zawiodły mnie ani trochę. Co tu by więcej rzec… sono innamorato della Roma!

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 

13:27

Berusiowi…

Witam!

Dzisiejszy wpis chciałem poświęcić jednemu z moich wiernych psich towarzyszy, Berkowi…

Berek, pieszczotliwiej Beruś, przez 18 lat był niezastąpionym strażnikiem naszego ogrodu. Ten rudowłosy kundelek stał się częścią naszej rodziny w sumie przypadkiem, bowiem przygarnęliśmy go po tym jak udało mu się zbiec od dalszego sąsiada, który się nad nim znęcał. Dobrze pamiętam te chwile jak ja, czteroletni brzdąc, z moimi rodzicami chcieliśmy mu dać dom pełen ciepła i miłości, i daliśmy… 

Mimo że Beruś niedowidział i niedosłyszał, zwłaszcza w ostatnich latach, to zawsze był niezawodnym piastunem naszego ogrodu. Żaden podejrzany szelest nie uszedł jego uwadze, żadnego spaceru Rudiego nie pominął, by się z nim obwąchać w geście przyjaźni, żaden dzień nie był cichy i pusty dzięki jemu charakterystycznemu szczeknięciu…


Beruś odszedł 29 listopada… W moim życiu był on niemal od zawsze, dlatego po jego odejściu stało się ono jeszcze bardziej puste i niezwyczajne. Do dzisiaj zdarza mi się podświadomie szukać po lodówce jego ulubionych rarytasów, by potem mu je zanieść, do dzisiaj będąc na ogrodzie wodzę wzrokiem w kierunku jego sosnowego kojca stojącego nieopodal dawnej stajni w nadziei, że zobaczę ten jego śliczny pyszczek i czarne oczka… Co prawda dożył pięknego wieku, jak na psa, ale mimo wszystko każda strata jest ciężka i bolesna, na żadną stratę nie można się przygotować w pełni…




17:39

Najpiękniejszy spacer w moim życiu...

Witam Was, moi drodzy czytelnicy, w nowym roku!
Mam nadzieję, że rok 2023 będzie dla Was jak najpiękniejszym i najradośniejszym czasem, pełnym nadziei, miłości i spełniania wszelkich celów.
Ja także po cichu liczę na to, że ten nowy rok będzie dla mnie bardziej łaskawy niż poprzedni. Chciałbym w końcu nauczyć się żyć w nowej, jakże jeszcze pustej i smutnej rzeczywistości, chciałbym zaznać jakiejkolwiek stabilizacji, spokoju, a przede wszystkim radości z życia... 

Rok 2022, mimo że był zdecydowanie najcięższym w moim dotychczasowym życiu, zakończył się paradoksalnie całkiem przyjemnie. W okresie świątecznym udało mi się spełnić moje największe podróżnicze marzenie, które już od dziecka migało mi od czasu do czasu z tyłu głowy, a mianowicie poleciałem na trzy dni do Rzymu. Ja wiem, że taka destynacja może się wydawać jakimś niezbyt wygórowanym celem, ale nie zawsze trzeba się wybrać na drugi koniec świata, by zaznać prawdziwego szczęścia z podróżowania. Odkąd pamiętam jestem wielkim fanem wszelakich włoskich klimatów oraz akcentów, odkąd pamiętam chciałem tego zaznać na własnej skórze, na włoskiej ziemi z którą do tej pory jakoś nie udało się swych dróg skrzyżować.

Zapraszam Was zatem na wirtualny spacer po najpiękniejszych zakątkach Rzymu...

Mając nocleg na Eskwilinie nietrudno było zacząć spacerowanie od Koloseum...

Amfiteatr Flawiuszów, wzniesiony w I w.n.e., niewątpliwie jest wizytówką wiecznego miasta, pod jego arkadami cisza nie zapada nigdy

Po pierwszych zachwytach rzymską rzeczywistością, czas na zdobycie Pomnika Wiktora Emanuela II, zwanego także Ołtarzem Ojczyzny

Dominujący nad Piazza Venezia kompleks upamiętnia postać króla Wiktora Emanuela II, który odegrał kluczową rolę w zjednoczeniu Włoch w XIX wieku

Warta przy Grobie nieznanego żołnierza u stóp pomnika Wiktora Emanuela II

Warto pokonać kilkadziesiąt schodów, by z wyższych kondygnacji Ołtarza Ojczyzny móc zobaczyć niezwykle urokliwe rzymskie obrazki; tutaj po lewej widać kolumnę Trajana ze 113 roku oraz Kościół Najświętszego Imienia Maryi

Widok w kierunku Koloseum oraz Forum Trajana

Tu z kolei widok w kierunku watykańskiej Bazyliki św. Piotra, która nieśmiało wyłania się ponad linię horyzontu

Nieopodal Piazza Venezia, na Kapitolu, czyli najświętszym z siedmiu rzymskich wzgórz, wznosi się niewielki plac, Piazza del Campidoglio, zaprojektowany przez Michała Anioła

W centrum placu stoi kopia rzeźby Marka Aureliusza na koniu z II wieku (oryginalny pomnik można podziwiać w Pałacu Nowym)

Spacerując po Kapitolu, można podziwiać przepiękny i niezwykle bogaty ślad starożytnej historii w postaci Forum Romanum; będąc w Rzymie ledwo trzy dni nie zdążyłem wejść do środka tego kompleksu, czego bardzo, ale to bardzo żałuję (chociaż dzięki temu mam powód, by prędko do Rzymu znów zawitać...)

Forum Cezara, pierwsze z forów zbudowanych w okresie cesarstwa; budowę rozpoczął sam Juliusz Cezar w 54 r.p.n.e.


Via Sacra z łukiem Tytusa, droga łącząca obecnie Koloseum z Forum Romanum oraz Kapitolem; w 44 r.p.n.e. podążał tędy orszak żałobny Juliusza Cezara

Zbaczając z Via Sacra dotrzeć można pod kościół św. Bonawentury na Palatynie, kościół klasztorny franciszkanów z XVII wieku

Wnętrza rzymskich kościołów i kościółków przynoszą tyle siły i wiary w lepsze jutro...

W przedsionku bazyliki Santa Maria in Cosmedin wznoszą się Usta Prawdy, marmurowa pokrywa o średnicy 1.75 m, z I w. na której wyrzeźbiona jest twarz Trytona lub Okeanosa; w średniowieczu były one miejscem wykonywania wyroków na krzywoprzysięzcach - wedle legendy temu kto włożył rękę do ust i był winny kłamstwa lub zdrady, usta "odgryzały" dłoń 

Pozostałości Circus Maximus z VI w.p.n.e., najstarszego i największego rzymskiego cyrku, który służył rzymianom do VI wieku; był on miejscem przeznaczonym głównie do wyścigów rydwanów

Widokiem na Panteon, świątynię z 125 r.n.e. zadedykowaną pierwotnie siedmiu rzymskim bóstwom planetarnym, zachwycałem się pałaszując kultową wręcz kanapkę z All'Antico Vinaio

Na wzór tej właśnie kopuły z oculusem z wnętrza Panteonu budowano słynną florencką Duomo

Wewnątrz Panteonu mieści się grób wspominanego wcześniej króla Wiktora Emanuela II...

...czy Humberta I, następcy Wiktora Emanuela II

Spacerując po ścisłym centrum Rzymu nie sposób minąć Fontanny di Trevi, najsłynniejszej rzymskiej barokowej fontanny; wedle legendy, wrzucenie do fontanny monety (przez lewe ramię stojąc do niej tyłem) jest pewnikiem rychłego powrotu do wiecznego miasta...

Nieopodal mieści się Piazza di Spagna ze słynnymi 137-stopniowymi Schodami Hiszpańskimi, które prowadzą pod kościół Świętej Trójcy

Piazza di Spagna (Plac Hiszpański) jest idealnym miejscem na napawanie się prawdziwie śródziemnomorskim, wręcz egzotycznym, klimatem...

...a zjedzenie tam, na pierwszym lepszym schodku, czy krawężniku, ręcznie robionej pasty z pobliskiej Pastificio Guerra jest przeżyciem, którego nie można zapomnieć... Tak wygląda prawdziwe carpe diem!

Piazza del Popolo na przestrzeni wieków było miejscem licznych zarówno zgromadzeń, jak i egzekucji

Widok na Piazza del Popolo ze wzgórza Pincio na którym to Napoleon Bonaparte utworzył pierwszy rzymski publiczny ogród; Pincio i sąsiednia Villa Borghese są ulubionym miejscem do spacerowania rzymian

Obelisk Antinousa w Villi Borghese wybudowany z polecenia cesarza Hadriana w 130 r.n.e. w celu uczczenia pamięci kochanka, który utonął w Nilu

Zegar Wodny (Orologio ad Acqua) wznoszący się na maleńkiej wysepce jest jednym z bardziej urokliwych i romantycznych miejsc w Villa Borghese

Ogród Wodny z końca XVIII wieku, który wieńczy świątynia Eskulapa; wodę otacza typowa śródziemnomorska roślinność, po samym jeziorku zaś można pływać drewnianymi łódeczkami...

Idąc w kierunku Watykanu, warto przejść na drugą stronę Tybru Mostem św. Anioła prowadzącego ku Zamkowi św. Anioła... Sam zamek początkowo był mauzoleum cesarza Hadriana, potem pełnił on głównie funkcje obronne, a także służył jako więzienie

Stojąc na Moście św. Anioła można obserwować migoczącą w nieznacznej oddali kopułę watykańskiej Bazyliki św. Piotra

Na Awentynie, zwłaszcza zimą, warto wstąpić do Giardino degli Aranci, czyli ogrodu pełnego pomarańczy, który w tym czasie jest pełen dojrzałych, pachnących owoców

Prawdziwie włoskimi uliczkami i zaułkami Trastevere, czyli Zatybrza, można błądzić dniami i nocami... to właśnie przez takie obrazki, pełne słońca, kolorowych kamieniczek z urokliwymi okiennicami i typowo śródziemnomorskich krzewinek, marzyłem o podróży do Rzymu i zakochałem się w nim bez pamięci...



Trastevere słynie również z najbardziej klimatycznych i tradycyjnych trattorii; amatriciana widoczna na zdjęciu oraz pinsa margherita spowodowały, że moje kubki smakowe oszalały!

Niedaleko dzielnicy Trastevere wznosi się wzgórze Janikulum z którego rozpościera się najrozleglejsza rzymska panorama

Pod Bazyliką świętego Jana na Lateranie zajadałem się najlepszym cornetto z kremem pistacjowym... włoska kultura kulinarna jest dla mnie absolutnym ewenementem

Sama bazylika, wzniesiona w IV wieku, jest administracyjną siedzibą papieża, a jej wnętrza na każdym kroku wywołują zachwyt, przynajmniej mój

A wiedzieliście, że w Rzymie też wznosi się piramida? Wznosi się ona w dzielnicy Ostiense, tuż obok Bramy świętego Pawła z III wieku...

Piramida z 12 r.p.n.e. pełni funkcję grobowca Gajusza Cestiusza, trybuna ludowego, pretora, a prywatniej przeciwnika Marka Antoniusza

Przez te trzy dni pokonałem łącznie nieco ponad 51 kilometrów pieszo, wynik byłby pewnie jeszcze wyższy, ale by zobaczyć więcej w krótszym czasie, zwłaszcza że grudniowe dni to najkrótsze dni, zdarzyło się kilkukrotnie skorzystać z rzymskiego metra... Linie A oraz B okazały się idealnymi pomocnikami w odkrywaniu centrum wiecznego miasta

Wieczorowe spacery po Rzymie, mimo że wiodły prawie tymi samymi szlakami, to ich atmosfera była zupełnie inna, pełna ciepłego, pomarańczowego światła bijącego chociażby zza arkad Koloseum, i wręcz hipnotyzujących zachodów słońca, czyniących rzymską panoramę jeszcze bardziej bajeczną. 

Koloseum widziane spod Łuku Konstantyna Wielkiego


Widok z Mostu świętego Anioła

A tego zachodu słońca na Watykanie nie zapomnę nigdy... Jak dobrze, że przypadkiem zostałem tam o parę chwil za długo...

Zamek świętego Anioła nocą jest przepięknie oświetlony...

Zachód słońca przy Piazza del Popolo...

...oraz na wzgórzu Pincio również nie zawiódł

Nocleg na Eskwilinie okazał się być strzałem w dziesiątkę... 

Mieszkałem niemalże vis a vis Bazyliki Santa Maria di Maggiore, której dzwony każdego dnia o 21:00 grały piękny, niezwykle klimatyczny koncert...

Takim włoskim widokiem z maleńkiego balkonika na czwartym piętrze mogłem się zachwycać każdego poranka...

...zwłaszcza jedząc śniadanie, które zawsze składało się z focaccii z włoską mortadelą, pomidorem, sosem balsamicznym i pokruszonymi kasztanami, które kupiłem pierwszego dnia wycieczki nieopodal Piazza del Popolo... 

...oraz oczywiście moją ukochaną kawą z mlekiem, która w takich okolicznościach smakowała jeszcze lepiej

„Pięćdziesięciocentówki" do Fontanny di Trevi nie zapomniałem wrzucić, także żywię ogromną nadzieję, że do Rzymu, do Włoch wrócę jeszcze nie raz... Zakochałem się w tym mieście od pierwszego wejrzenia... każda kolejna kolorowa uliczka, każdy kolejny ślad przeszłej, starożytnej potęgi, każda kolejna specjalność włoskiej kuchni coraz bardziej wzmacniały i utwierdzały to moje zauroczenie...

Dobrze było choć na te parę dni wyrzucić z głowy to co złe i smutne... Podróż do Rzymu była niewątpliwie najpiękniejszym momentem w moim życiu  

Wkrótce postaram się też napisać coś więcej o Bożym Narodzeniu spędzonym w absolutnie wspaniałej atmosferze na watykańskim Placu św. Piotra... Moc wzruszeń i radości celebrowanej razem z Ojcem Świętym...

Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania! ;)
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger