21:08

Słów kilka o poezji i satysfakcji

Wybór istnienia

gdyby tak
słów strumieniem
uśmiechów wachlarzem
wyleczyć?
z duszy niepozornej
spijającej ohydę
czynu powszedniego
niczym nektar
najsłodszy

myśleć łatwo
lecz myślenie wymaga
wygodnie się żyje
w ślepo kluczącej masie

Od zawsze niebo wiązało mi się z poezją, może dlatego, że oba tworzą definicję wolności?

Jak najlepiej rozpocząć wpis o poezji? Wydaje mi się, że wierszem, ale wierszem nie byle jakim... Ten powyższy był jedną z dwóch moich propozycji zgłoszonych na XX Ogólnopolski Konkurs Sztuki Nieprofesjonalnej imienia Emilii Michalskiej.

Jeśli ktoś śledzi moje blogowe poczynania od początku, ewentualnie od któregoś momentu zaczepionego w niebliskiej przeszłości, ten wie, że pomiędzy studiami na kierunku lekarskim, urokami życia na wsi oraz podróżami, zarówno małymi jak i większymi, swoje miejsce zajmuje poezja. Wiersze są miejscem uzewnętrznienia mojej duszy, obrazem jej aktualnych uczuć, myśli, trosk. Dobrze jest mieć przy sobie taką wytyczoną przestrzeń, w której ślepo pędzący przed siebie czas traci swe znaczenie, w której ulotność staje się wiecznością, a owa dusza nieśmiertelnością...

...dlatego dzisiaj z poezją króluje właśnie nieboskłon...

O konkursie dowiedziałem się jakiś czas temu od Basi Wójcik, za co z tego miejsca chciałbym jej bardzo podziękować. Na początku podszedłem do tego pomysłu z lekkim dystansem, zastanawiałem się, czy to ma jakikolwiek sens. Potem jednak stwierdziłem, że w sumie to nie mam nic do stracenia, poza tym mój udział byłby chwilą, w której mógłbym zedrzeć z siebie łatkę pisarza do szuflady. Temat przewodni, jeden z utworów patronki tego przedsięwzięcia, Emilii Michalskiej, okazał się o tyle ciekawy, że ustalenie drogi zależało od własnej interpretacji. Na konkurs wysłałem dwa wiersze, których sens zawiera się w słowie przekora, słowie, które najbardziej utkwiło mi w pamięci podczas wgłębiania się w to poetyckie motto, słowie tak ponadczasowym, ale również tak aktualnych w obecnych czasach...

...zawsze inny, a w tej inności zachwycający...

Po miesiącu oczekiwania, dzisiaj nadszedł czas ogłoszenia wyników. Zgłoszeń było sporo, wiedziałem też, że byle kto w takim konkursie nie bierze udziału, także ze spokojem przyjąłem fakt, że wyróżnienia mi nie przyznano. Z całej tej sytuacji wyszedłem jednak zwycięsko, przynajmniej ja tak uważam, bo może i materialnej nagrody nie dostałem, ale w zamian za to otrzymałem coś więcej... satysfakcję; satysfakcję, gdyż zdecydowałem się na udział w ogólnopolskim konkursie, gdyż, sądząc po poprzednim zdaniu, uznałem, że moja twórczość nie jest byle jaka, gdyż po prostu przełamałem się i sam postawiłem kamień milowy w mojej poetyckiej historii. Takie rzeczy cieszą najbardziej...

...za każdym razem zachwyca na nowo...

Każdy ciąg, który nawet w maleńkim stopniu staje się współkreatorem życia, a może po prostu codzienności, ma te swoje kamienie milowe. Takie drobnostki, jak chociażby pierwszy stetoskop, o którym ostatnio opowiadałem, czy pierwszy konkurs poetycki, mocno akcentują to stwierdzenie, czynią je bardziej zauważalnym, tak że może się ono wybić na tle setek innych prawidłowości. Nawet nie wiecie jak to napędza do dalszego działania!

Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania! 😊

22:03

Dzień za dniem

Nieświadomość

krążysz po ciemnych zaułkach
nieświadomie kółka kreśląc
niczym w szkolnym notesie
na lekcjach-kołysankach
pseudopijany amok
odwagą nie skąpi
efektem samotny spacer 
ku większej ciemności 

amok kiedyś zniknie
znikną i dusze
wtedy już nie spytasz nikogo
o właściwą drogę

Listopadowa mgła w odwrocie...

Witam!
Blogosfera ostatnio mało o mnie słyszy, a blog, mimo małego, lecz jakże satysfakcjonującego remontu, zaczął już przyjmować pierwsze solidne kępy wirtualnego kurzu. Życie przy stale wytaczającej kolejne działa pandemii jest dość specyficzne i do tego raczej nikogo nie muszę przekonywać, jednakże owa specyficzność nie równa się mniejszej intensywności jaką tworzy tu i ówdzie codzienność, a wręcz przeciwnie. 
 
Zamknięcie szkół i uczelni w moim przypadku nie spowodowało jakiegoś olbrzymiego przewrotu, bowiem i tak dwa razy w tygodniu jeżdżę na pierwszą pomoc oraz tzw. labnuki. Na labnukach uczymy się zbierać wywiad od pacjenta, a także przeprowadzać krok po kroku badanie fizykalne, co czyni ten przedmiot najbardziej praktycznym i najciekawszym na przestrzeni trzech początkowych semestrów na medycynie. Największym plusem labnuków jest jednak fakt, że z ich nadejściem w końcu nadeszła ta wiekopomna chwila, w której zakupiłem swój pierwszy stetoskop internistyczny. Pierwszy raz na szyję zawiesiłem go nieco ponad tydzień temu i muszę przyznać, że tej pozornie błahej czynności towarzyszyły przeróżne pozytywne emocje. Taki moment jak ten jest kolejnym kamyczkiem milowym, w którym sobie myślisz: "krok po kroku do celu"...


Chwilę trzeba było uwiecznić ;)

Mimo wszystko i tak większość tygodnia zamyka się przed laptopem, który na czasy pandemii zgromadził niemalże wszystkie katedry i zajęcia w jednym miejscu. Zajęcia zdalne nie są taką idyllą o jakiej pewnie niektórzy sobie myślą, w takiej sytuacji łatwo dać się złapać w sidła monotonii z których potem ciężko się wydostać. Korzystając więc z wolnych chwil jakie mi dany dzień podaruje, staram się zmieniać swoje mikrośrodowisko, a myśli kierować na inne czynności. W listopadowym ogrodzie, który ostatnio nie ma nic wspólnego z jedenastym miesiącem roku, chwytam to, co ulotne i nieuchwytne, miło tak przypatrywać się chwilkom...

Uwielbiam takie wzorcowe pajęczynki


Ta mgła zapewniła niesamowite widowisko

W kuchni też czasami bywam; tam ostatnio niepodzielnie króluje dyniowo-cukiniowe curry, wspaniale rozgrzewające, idealne na jesienne, chłodne wieczory. Prócz gotowania curry, na jedenastego listopada po raz pierwszy udało mi się upiec świętomarcińskie rogale pełne białego maku ze Starego Kleparza, orzechów i innych bakalii... Nieskromnie powiem, że lepszych do tej pory nie jadłem. 😄
 
Przepis na curry: Na łyżce oliwy podsmażam chwilkę cebulę, ząbek czosnku, pokrojone w kostkę dynię oraz cukinię (ilość i proporcje dowolne). Zalewam całość puszką krojonych pomidorów i małą puszką mleczka kokosowego, przyprawiam curry oraz ulubionymi przyprawami. Duszę około 25-30 minut. 5 minut przed końcem gotowania dodaję ciecierzycę lub soczewicę oraz szpinak.

Przepis na rogale: TUTAJ

Talerz pełen smaku i aromatów...

Rogale przygotowywałem dwa dni, ale było warto!




Duma mnie rozpierała, wyszły cudnie! ;)
 
Dawno nie odwiedzałem Waszych blogów, być może niebawem to nadrobię, jak tylko znajdę odrobinę więcej czasu. Z miłą chęcią poczytam w komentarzach poniżej o tym, jak mija Wasza codzienność...

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 😉
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger