19:21

Bukiet majowych fotografii

Witam wszystkich serdecznie w to późnomajowe popołudnie…

Fotografując otaczającą mnie rzeczywistość najbardziej cenię możliwość uchwycenia, a wręcz zatrzymania ulotnych, przemijających prędko chwil. Zdjęcia pozwalają na zyskanie jakiejkolwiek kontroli nad pędzącym czasem, który w mgnieniu oka rzuca teraźniejszość w otchłanie przeszłości. 
Nie wszystko da się zatrzymać w tak maleńkich obrazach, nawet jeśliby ich były tysiące, czy miliony, dlatego tak ważne jest, by te odpowiednie chwile wybierać starannie i zgodnie ze swoimi upodobaniami.

Żółte smagliczki niepodzielnie królują na moich wczesnomajowych skalniakach

Skryte w ściółce lasku fiołki zawsze zwiastują nadejście prawdziwej, pełnej barw wiosny. Osobiście uwielbiam ten fiolet podbarwiony promieniami zachodzącego słońca...

Kwitnąca stara grusza, o której pisywałem już kilkukrotnie, zdecydowanie wywołuje najwięcej uśmiechu na twarzy… Mimo złego stanu pnia i tzw. rdzy gruszy staruszka daje sobie nieźle radę…

Mój ogród, zwłaszcza ten w odsłonach wiosenno-letnich, zawsze rezerwuje sobie niemałą część karty pamięci. Rokrocznie uwieczniam na zdjęciach rośliny w szczycie kwitnienia, owadzich gości, czy wszelkie zjawiska pogodowe, które wywołują we mnie lekki błogostan, a na twarzy szeroki uśmiech. Pogoda i aura wokół bardzo wpływają na moją pogodę ducha, dlatego z takich momentów czerpię ile tylko się da…

W drugiej połowie maja ogród zyskuje przeróżne barwy od kwitnących różaneczników i azalii…






Dzięki tym rokrocznym albumom mogę w jakimś stopniu chwycić w garść tę ulotność chwili i zachować ją na dłużej. W tym zapisywaniu rzeczywistości lubię również to, że poszczególne momenty mogę porównywać ze sobą. Przykładowo, w tym roku grusze i śliwy zakwitły wyjątkowo wcześniej, ale znowu jesiony i orzechy puściły listki nieco później niż zazwyczaj. I wiem to dzięki fotografiom... Może zdawać się to czymś błahym, ale mi takie obserwacje dają naprawdę dużo satysfakcji i zaspokajają moją podstawową ciekawość świata.

Bielusieńkie kalinowe grona zawsze są takie majestatyczne w swej prostocie…

Tulipany jakoś mi pozanikały w ogrodzie, dlatego te fioletowe, które się jeszcze ostały, doglądam starannie każdej wiosny

A tu rozwijający się jeszcze liść orzecha włoskiego, który wystartował w tym roku wyjątkowo późno…

Dzisiaj obchodzimy Dzień Matki, dlatego składam najserdeczniejsze życzenia wszystkim Mamom tutaj zaglądającym.
Wszystkie kwiatowe obrazy z dzisiejszego wpisu zaś dedykuję mojej Mamie, największej miłośniczce naszego ogrodu, która na te wszystkie barwy spogląda już z lepszego miejsca… 
Kocham Cię najmocniej na świecie i cały czas myślę…

Mama kochała pelargonie na naszym ganku… Mam nadzieję, że dogląda i te tegoroczne, które z myślą o niej wsadziłem na początku maja

Rudi i Kikuś, zachwyceni prawdziwie wiosennym ciepłem i słonkiem, dołączają się do życzeń i dedykacji. Oni też bardzo tęsknią za Panią...

Przyjmijcie na koniec, drogie Mamy, po wirtualnym kawałeczku „kopca kreta”, broń Boże nie z gotowca…


A ja żegnam się takim rozkosznym widokiem, który kończy mój mały skrawek ziemi. Codziennie podchodzę do tej zielonej okiennicy i oglądam jak słońce chowa się za zielone fale młodziutkiego pszenicznego łanu...


Pozdrawiam i do napisania! ;)

16:46

O palmowej tradycji z Lipnicy Murowanej

Witam!
Lipnica Murowana jest niewątpliwie jednym z ciekawszych zakątków Małopolski, co już Wam pokazywałem w jednym z wpisów sprzed niemal pięciu lat (tutaj zostawiam link). Jednakże tamtejszym krajobrazom, skąpanym w lipcowym żarze, brakowało jednego ważnego, jak nie najważniejszego, elementu. Oczywiście, że Lipnicę Murowaną można kojarzyć z postacią świętego Szymona, patrona Krakowa i studentów, czy z kościółkiem św. Leonarda wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ale pierwsze skojarzenie związane z tą wsią zdecydowanie wiąże się z wielkanocnymi palmami…


Konkurs Palm Wielkanocnych na lipnickim rynku odbywa się rokrocznie od 1958 roku (jedynym wyjątkiem był rok 2020 w którym konkurs, z wiadomych powodów, się nie odbył). 
Lipnickie palmy oceniane są w pięciu kategoriach: do 3 metrów, do 7 metrów, do 14 metrów, do 22 metrów oraz powyżej 22 metrów. Każda palma powinna być wykonana z naturalnych surowców. Trzon zazwyczaj stanowi tyka świerkowa obłożona wikliną, zaś samą palmę zdobi się bibułowymi kwiatami, gałązkami bukszpanu, wierzbowymi baziami, czy wiechami trzciny. 


Lipnickie palmy stawia się pionowo na rynku siłą ludzkich mięśni, wspomagać można się tylko linami oraz tyczkami stabilizującymi konstrukcję. Złamanie się palmy w trakcie jej stawiania powoduje eliminację z konkursu, ale co ciekawe, właściciel tejże palmy może odciąć jej złamaną część i ponownie zgłosić do oceny.
Całe wydarzenie w Lipnicy Murowanej wieńczą liczne stragany z tradycyjnymi wyrobami oraz koncerty okolicznych orkiestr, czy zespołów pieśni i tańca. W tym roku konkurs zgromadził niemal 8000 osób!

Niektóre palmy, zwłaszcza te wyższe, łamią się już po ich postawieniu na lipnickim rynku…

Palmy zazwyczaj zdobią rynek w Lipnicy Murowanej przez cały Wielki Tydzień, czas ten jednak może być krótszy ze względu na niekorzystne warunki pogodowe. Mi w tym roku udało się zobaczyć lipnickie palmy dopiero w Wielką Środę, ale mimo upływu trzech dni nadal zachwycały one swymi kolorami, bogactwem dodatków, estetyką, a te rekordowe też oczywiście wysokością...


Pogoda u świętego Szymona zmieniała się jak w kalejdoskopie…

W Wielkim Tygodniu rynek w Lipnicy Murowanej zamienia się w wielką paletę barw…

A to już najwyższa tegoroczna palma wykonana przez Andrzeja Goryla z pobliskiej Lipnicy Górnej…

…która mierzyła 27 metrów i 63 centymetry! Co ciekawe, pan Andrzej w 2019 roku postawił najwyższą palmę w całej historii konkursu mierzącą prawie 38 metrów!

Będąc na rynku w Lipnicy Murowanej warto spróbować choć jedną gałkę kultowych lodów, które przyciągają zawsze rzesze ludzi…


Lipnica Murowana to wyjątkowe miejsce, któremu trzeba dać szansę, nie tylko od święta!

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! ;)

18:38

Jak przygotować syrop z kwiatów mniszka lekarskiego?

Witam!

Jeśli ktoś zapytałby się mnie z których darów dzikiej natury chętnie korzystam, to bez zawahania wymieniłbym kwiaty bzu czarnego oraz kwiaty mniszka lekarskiego. Z obu robię syropy, które z jednej strony mają multum właściwości prozdrowotnych, z drugiej zaś doskonale gaszą pragnienie w letnie, upalne dni.
Przepis na syrop z kwiatów czarnego bzu publikowałem już jakiś czas temu (załączam link), zatem w tym roku pora na przepis na syrop z główek mniszka lekarskiego, które z jakimż przepychem malują kwietniowe łąki na żółto.
W porównaniu z późnomajowym bzowym syropem, ten mniszkowy nabiera pięknego, bursztynowego koloru, a jego konsystencja jest o wiele bardziej gęsta, wpadająca w esy-floresy spływającego z nabieraka miodu...



SYROP Z KWIATÓW MNISZKA LEKARSKIEGO | PRZEPIS


Mój sposób na ten syrop to trzymanie się zasady "1:1:1:1" lub "4x1", zwał jak zwał. Polega ona na tym, że na porcję kwiatów mniszka lekarskiego (pozbawionych łodyżek) przeznaczam:
  • 1 litr wody
  • 1 kg cukru
  • sok z 1 cytryny
Jedna porcja kwiatów to mniej więcej od 300 (duże kwiaty) do 400 (małe kwiaty) sztuk. Warto pamiętać, że mniszki warto zbierać w słoneczny dzień w godzinach okołopołudniowych, najlepiej z dala od często uczęszczanych dróg.

Zbieranie mniszków jest świetnym sposobem na aktywne spędzanie czasu na wolnym powietrzu


PRZYGOTOWANIE:

Kwiaty mniszka należy przejrzeć celem usunięcia pozostałych łodyżek, a następnie rozłożyć na ręczniku papierowym, tak na 1-2 h, by wszelkie robaczki i inne żyjątka mogły się na spokojnie ewakuować. 

Obieranie główek mniszków z ewentualnych łodyżek jest dość czasochłonne, ale dla takiego syropu... warto!

Kwiaty wrzucam do garnka, najlepiej z szerokim dnem, zalewam wodą. Całość zagotowuję i od tego momentu gotuję na wolnym ogniu przez około 20 minut.

Po tym czasie wyłączam ogień i odstawiam zawartość garnka na minimum całą noc (ja odstawiam na 24 godziny, wtedy kolor jest jeszcze bardziej intensywny).

Po upłynięciu tego dłuższego czasu całość odcedzam dwukrotnie przez gazę, a oddzielone kwiaty zatrzymane w gazie jeszcze dodatkowo gniotę w rękach, by uwolnić z nich pozostały płyn. 

Po 24 godzinach wywar ma bardzo intensywny kolor, wpada aż w czerń

Do płynu dodaję cukier, sok z cytryny, po czym znów go zagotowuję. Gotuję do momentu aż konsystencja syropu wyraźnie zgęstnieje, a kolor zmieni się z wręcz czarnego na bursztynowy. Czas gotowania zależy od wielkości garnka i objętości samego syropu, trzeba po prostu obserwować tę konsystencję i kolor.

Gorący syrop wlewam do szklanych słoiczków lub buteleczek, po czym stawiam je do góry dnem i okrywam grubszym ręcznikiem lub kilkoma warstwami ściereczek kuchennych. Odwracam je dopiero, gdy całkowicie ostygną (ja zazwyczaj robię to wieczorem i pozostawiam na całą noc). Taka pasteryzacja na sucho pozwala trzymać syrop z mniszka lekarskiego na okres co najmniej kilku miesięcy.

Przechowywać najlepiej w suchym i ciemnym miejscu.

Poziom satysfakcji w takim momencie: milion!


SYROP Z KWIATÓW MNISZKA LEKARSKIEGO | ZASTOSOWANIE I PRZECIWWSKAZANIA 

Syrop z kwiatów mniszka lekarskiego odznacza się licznymi właściwościami prozdrowotnymi, które jak najbardziej mogą być pomocne w dbaniu o prawidłową kondycję zdrowotną:
  • jest źródłem witamin A, B, C, E, K, makro- i mikroelementów takich jak potas, żelazo, wapń, czy cynk oraz antyoksydantów
  • zapobiega oraz wspomaga organizm przy przeziębieniu i grypie
  • działa łagodząco na wzdęcia
  • ma działanie moczopędne
  • wspiera detoksykację organizmu
Warto oczywiście pamiętać, że takie produkty jak syrop z mniszka mają co najwyżej funkcję wspomagającą, czy dopełniającą leczenie i zalecenia lekarza. 
Tego syropu powinni unikać osoby z cukrzycą, chorobą refluksową przełyku, uczulone na inne kwiaty takie jak krwawnik lub nagietek, a także osoby z przebytymi epizodami kamicy żółciowej lub nerkowej.

Ja sam najchętniej używam tego syropu jako dodatek do wody, czy lemoniady, zwłaszcza w upalne letnie dni. Wierzcie lub nie, ale mało co tak skutecznie gasi pragnienie!


JAK PRAWIDŁOWO ROZPOZNAĆ NA ŁĄCE MNISZKA LEKARSKIEGO?

Będąc na kwietniowo-majowej łące warto pamiętać, że obok mniszka lekarskiego kwitnąc też może łudząco podobny mlecz polny. Oba gatunki nie są co prawda trujące, ale komu by zależało na zrobieniu syropu z rośliny nie tej co trzeba? Dlatego też słowem podsumowania wpisu przedstawiam kilka praktycznych wskazówek dzięki którym mniszek nie będzie się mylić z mleczem...
  • każdy kwiat mniszka lekarskiego wyrasta na osobnej łodyżce; kwiaty mlecza polnego wyrastają z krótkich odgałęzień jednej długiej łodygi
  • pomimo ogólnego nieco poszczerbionego kształtu liści, same ich brzegi u mniszka lekarskiego są gładkie; w przypadku mlecza polnego są one widocznie ząbkowane
  • stosunek wielkości kwiatu do liścia u mniszka lekarskiego jest zauważalnie większy
  • łodygi mniszka lekarskiego nie są pokryte włoskami, w przeciwieństwie do łodyg mlecza polnego
  • liście mniszka lekarskiego wyrastają razem z łodygami z jednej przyziemnej rozety; liście mlecza polnego wyrastają z dolnej części łodygi
Podsumowując to rozróżnianie obu gatunków wstawiam jeszcze infografikę...

źródła grafik: https://fineartamerica.com/featured/sonchus-asper-rough-sow-thistle-form-with-pinnatifid-leaves-english-school.html | https://favpng.com/png_search/sow-thistles


Jeśli ktoś tylko ma możliwość zbierania kwiecia mniszka lekarskiego i robienia z niego syropu to gorąco do tego zachęcam! Przygotowywanie takich swoich przetworów daje ogrom satysfakcji!

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! ;)

11:08

Życzenia na czas Wielkiej Nocy

Z okazji nadchodzących świąt Wielkiej Nocy chciałbym życzyć Wam, drodzy czytelnicy, przede wszystkim zdrowia, ale także spokoju i pogody ducha na ten piękny czas. Niechaj te świąteczne dni dadzą Wam nieco wytchnienia od tej niełatwej czasem codzienności, a każda rozmowa odbyta przy wielkanocnym stole minie w przyjaznej, pełnej ciepła i miłości atmosferze. Życzę Wam również wielu łask od zmartwychwstałego Jezusa, by Jego siła, która pokonała śmierć, towarzyszyła w każdym trudniejszym momencie życia. No i tradycyjnie, jak najsmaczniejszego jajka, mokrego śmigusa-dyngusa i przede wszystkim niech w końcu nadejdzie przyjemna, wiosenna aura, bo chyba każdy jej już potrzebuje!

Wszystkiego najpiękniejszego!

Maks


Pierwszy skomponowany "od A do Z" koszyczek na święconkę...
Barwienie jajek w wywarze z czerwonej kapusty okazało się być strzałem w dziesiątkę!

Fiołki przepięknie pozują chwytając każdy dostępny promyk kwietniowego słońca...
oby go było jak najwięcej w trakcie świąt!


17:44

Pielęgnując najpiękniejsze wspomnienia...

Witam wszystkich bardzo serdecznie w ten wielkoczwartkowy wieczór...

Dzisiaj chciałbym tutaj najzwyczajniej w świecie powspominać... Powspominać minione chwile, które już nigdy nie powrócą, a w swej dobroci zapisały się w mojej głowie na całe życie. Powspominać i przelać na wirtualny papier to, co bezpowrotnie uleciało...

Jeśli na usta ciśnie Wam się teraz pytanie "dlaczego?", to już spieszę z odpowiedzią. Dzisiaj mija pół roku od śmierci mojej Mamy. Dzisiaj mija pół roku od początku nowego rozdziału w moim życiu, bez najbliższej i najukochańszej osoby obok. Skłamałbym, gdybym powiedział, że te ostatnie 6 miesięcy nie dały mi mocno w kość, nie nauczyły mnie patrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy, nie dały mi solidnej lekcji życia. Mimo to z każdym dniem, tygodniem, miesiącem wdrażam się coraz lepiej w tę nową codzienność i jestem z tego powodu z siebie naprawdę dumny. Wiadomo, przychodzą czasem gorsze momenty, zwłaszcza gdy uderzają pustka i samotność, których ostatnio w moim życiu niestety dużo, ale i z tym staram się oswajać, obracać to w coś pozytywnego. Poza tym dbanie o dom, ogród i jamnika Rudiego na pełen etat, a także łączenie tego ze studiowaniem lekarskiego dają mi ogrom satysfakcji... Bardzo wierzę w to, że czas uleczy wszelkie rany, nawet te najboleśniejsze.

Wyjątkowo lubię wracać do tego zdjęcia spod Bramy Krakowskiej, bowiem spacery po Dolinie Prądnika w Ojcowie zwieńczone kawałkiem najpyszniejszego sernika pod słońcem sprzedawanego u stóp zamku należały do naszych ulubionych...

Tyle słowem wstępu... Tak jak pisałem kilka zdań wyżej, chciałbym powspominać dobre chwile z Mamą w roli głównej. Dlatego też wyciągnę asa z rękawa i dzisiejszy wpis poświęcę naszemu ukochanemu sposobowi na wspólne spędzanie wolnego czasu...
Jeździć autem, zwłaszcza na wycieczki po okolicy, uwielbiam. Radość z takich przejażdżek zaszczepiła we mnie właśnie Mama, która odkąd pamiętam niemal każdego dnia zabierała mnie na wycieczkę „na Dębinkę i z powrotem”, ewentualnie „na Dębinkę i na Liplas”. 

Taka podwójna tęcza ukazała się na "Dębince" podczas naszej ostatniej wspólnej wycieczki...  

Lata mijały, w końcu ja zdałem prawo jazdy i zamieniliśmy się rolami w aucie. Zmieniły się też kierunki naszych przejażdżek, częściej ruszaliśmy w dalsze zakątki Małopolski, częściej wybieraliśmy nowe trasy, których jeszcze nie mieliśmy okazji pokonać. Był to czas przepełniony rozmową, moment w którym nasze dwie dość odmienne codzienności mogły się spotkać i nacieszyć się sobą…

Głównie dzięki tym widokom, w kierunku Raciechowic i Szczyrzyca ruszaliśmy (i ruszam nadal, tyle że sam) najczęściej

Droga z Gruszowa do Raciechowic oferuje chyba najpiękniejszy krajobraz na Beskid Wyspowy...

Na tej łączce przed Rupniowem też zawsze robiliśmy przystanek, widok na Kostrzę (ta dosyć wybitna górka z prawej) jest stamtąd wręcz bajeczny...

Najczęściej nasze wycieczki to były typowe objazdówki bez konkretniejszego celu, byleby jechać i nacieszyć oko ładnymi krajobrazami, których w okolicy nie brakuje. Czasem jednak, zazwyczaj letnią porą, jeździliśmy w konkretne miejsca tak by wysiąść, pospacerować i ewentualnie zjeść coś pysznego. Lanckorona, Niepołomice, Dobczyce, Dolina Prądnika w Ojcowie, krakowskie Stare Miasto, Zalipie... to były nasze ulubione destynacje.

Na lody i spacer po dziedzińcu niepołomickiego zamku jeździliśmy niemal w każdy letni weekend

W Zalipiu byliśmy kilkukrotnie, raz nawet udało nam się spotkać z Basią Wójcik z "Pięciu pór roku"

Spacery po koronie zapory i ścieżkach wokół zamku w Dobczycach też zawsze sprawiały nam dużo radości, zwłaszcza jesienią kiedy to złote beskidzkie lasy otaczają wody dobczyckiego zbiornika 

Spacerując po płycie lanckorońskiego rynku zawsze szliśmy na kawę i przepyszne pierogi ze szpinakiem do Arki Cafe z najpiękniejszym ogródkiem... Wrześniowa wycieczka do Lanckorony była naszą ostatnią wspólną wyprawą...

Teraz jeżdżę sam, na fotelu pasażera pustka i cisza, te same, które od niemal pół roku panoszą się nieprzyjemnie po całym domu i ogrodzie. Staram się to kompensować śpiewając w trakcie jazdy piosenki puszczane w RMF-ie (a zwłaszcza jakieś mocniejsze brzmienia) i muszę przyznać, że to bardzo pomaga przezwyciężyć wszelakie tęsknoty za tym co było i nie wróci więcej… Mimo to brakuje mi tych naszych wspólnych wojaży, oj bardzo brakuje...

Wspomnienia są najtrwalszym pomostem między teraźniejszością a przeszłością, dlatego ich pielęgnowanie i utrwalanie jest tak ważne...

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do napisania! ;)
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger