17:29

Słów kilka o sile ludzkiego dobra

Witam!
Tegoroczny październik powoli przechodzi do historii... Miesiąc ten był w moim życiu niemałym przełomem, przyniósł on bowiem pierwsze chwile, pierwsze momenty przeżyte będąc już pełnoprawnym studentem medycyny na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Staram się cieszyć tym życiem studenckim i czerpać z niego jak najwięcej, mimo że czasami jest naprawdę ciężko, na przykład gdy zmęczony mózg odmawia dalszej współpracy w przyswajaniu miejsc przyczepów więzadeł, czy kolejnych treści z histologicznego kompendium, czy kiedy trzeba wstać wcześnie rano lub zasypiać późną porą, by wszystko porządnie powtórzyć przed kolokwiami, których to maraton rozpoczyna mi się w pierwszy listopadowy poniedziałek.



W takich cięższych momentach ta tytułowa „siła ludzkiego dobra” jest niezwykle pomocna, daje ona mnóstwo dobrej energii, jest „lekiem na całe zło”, jak to śpiewa w swoim największym przeboju pani Krystyna Prońko...



Wczoraj nadszedł w końcu ten dzień, w którym to stałem się posiadaczem cząstki wspaniałego talentu, a konkretniej jego uzewnętrznienia i genialnego wykorzystania, naszej blogowej przyjaciółki, Basi Wójcik. Wróć... talentu malarskiego, bowiem plon umiłowania innego talentu, pisarskiego, już od jakiegoś czasu upiększa małą półeczkę zawieszoną tuż nad moim biurkiem. 
Obrazy Basi od zawsze mnie zachwycały i czarowały swą niebanalną kompozycją, przepięknymi barwami, dobrze przemyślanymi nawet najdrobniejszymi detalami, ale także szczerą miłością jaka z nich bije. Dziś mogę być tym szczęściarzem i mieć zawieszony na zachodniej ścianie pokoju przepiękny obraz, na którym to królują złociste łany zbóż, szkarłatne maki, szafirowe bławatki, śnieżno-złociste kępy rumiankowe, a także ukwiecona przydrożna kapliczka, którą opiekuje się Matka Boża...
Dzieło zachwyciło mnie wielce, przedstawia bowiem wiejską sielankę, którą jak wiecie darzę olbrzymim sentymentem... Dziękuję Ci bardzo Basiu za każdą chwilę, minutę, godzinę poświęconą na tworzenie tego wyjątkowego obrazu, będzie mi on zawsze przypominał o tym, jak wspaniałym miejscem jest blogosfera, jakże cudowną czynnością jest jej kreowanie i rozwijanie.


Równie wielce i równie pięknie chciałbym podziękować także Małgosi z bloga "Sutasz-Moje Hobby" za przepiękny różaniec, który również ostatnimi czasy otrzymałem. Owy różaniec o kolorze najcieplejszych promieni Słońca, cudownie pachnący różą towarzyszy mi podczas październikowych nabożeństw różańcowych prowadzonych przez panią Danusię w naszej wiejskiej świetlicy, zwanej potocznie „klubem”. Gdy wracam wcześniej do domu i nie muszę w jeden wieczór nauczyć się czterdziestu stron na anatomię, to staram się iść do Mateńki i przy niej rozważać tajemnice Różańca Świętego...




Oprócz różańca otrzymałem także kilka świętych obrazków, w tym jeden z moim patronem, św. Maksymilianem Kolbe, oraz przepyszną mleczną czekoladę, którą czasem podjadam przed nauką, ale też dla lepszego humoru. Jeszcze raz bardzo Ci Małgosiu dziękuję za ten wspaniały podarek!


Jestem bardzo wdzięczny Wam za pamięć, za tyle miłych słów w komentarzach pod wpisami, za Waszą obecność tu na blogu... To wszystko obdarowuje mnie olbrzymią dawką uśmiechu, radości, szczęścia.
Dziękuję.

Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie za mnie kciuki, aby te pierwsze kolokwia nie były zbyt straszne, by przyniosły więcej satysfakcji niż rozczarowania i smutku. 
Do napisania!

19:18

Garstka lirycznej myśli

Witam Was bardzo serdecznie!
Czas pędzi. Pisałem o tym już nie raz, nie dwa, mimo to często doznaję niemałego szoku odrywając coraz to kolejne kartki z małego kalendarza zdobiącego południową ścianę kuchni. Pierwsze trzy tygodnie października minęły błyskawicznie, w równie szybkim tempie mój mózg chłonie, a może lepiej sformułuję, powinien pochłonąć już (która wersja okaże się prawdziwą zobaczymy po pierwszych kolokwiach na początku listopada), pierwsze dwa tomy z anatomii z przelicznymi kośćmi i więzadłami na czele, sporą część histologii oraz też niemały skrawek materiału z fizjologii... Co tu dużo mówić, łatwo nie jest, ale grunt to dobre podejście, a także systematyczna nauka. Długie, bardzo długie godziny nad książkami niewątpliwie zaś rekompensują bielutki fartuch zakładany zawsze przed zajęciami w prosektorium, mikroskopowanie na histologii, czy łaskawy plan zajęć, który pozwala mi niemal codziennie się porządnie wyspać, co na te warunki jest ogromnym zbawieniem...

Ale dziś nie o studiach mowa, dzisiaj chcę z Wami się podzielić kolejnymi urywkami z mojego poetyckiego kajetu, który niemal ciągle zapełnia swe lekko pożółknięte stronice, nawet teraz w trakcie studiów... Swoją drogą to właśnie ten intensywny czas studencki chyba obdarowuje mnie takimi pokładami jakże ważnej poetyckiej weny... 



Namiastka 

Z ciemnej jasności 
Jasnej ciemności? 
Zadbanych powłok 
Lecz lekko znoszonych 
Wyciągnięty skrawek 
Poszarpany 
Niepoprawną myślą 
Opadniętą powieką 
Wygładzony 
Niebanalną chwilą 
Poprawnym dziełem 
Niepozorny strzępek 
Świstek jakich wiele 
Najcenniejszy


Takie właśnie chyba jest życie każdego z nas, trochę poszarpane, nieco wygładzone, niby niepozorne, a jednak wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, we wszystkich przypadkach, bez wyjątków. Jeśli macie jeszcze jakieś cenne spostrzeżenia, to zapraszam do uzewnętrznienia tychże myśli w komentarzach.

Tym razem też pożegnam się z Wami nutą jesienną, ciepłą i słoneczną, ale w wersji ogrodowo-kuchennej, złotym liściem funkii, chlebkiem bananowym, ciastem gruszkowym z mascarpone, czy gruzińskimi chinkali, które ostatnio kleiłem po raz pierwszy, debiut uważam za w miarę udany. 




Kikuś ostatnio uwielbia urządzać sobie drzemki w niewielkich stertach klonowych liści

Chlebek bananowy

Ciasto z gruszkami i mascarpone

Chinkali

Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu!

19:57

Pocztówki z życia codziennego, studenckiego, październikowego...

Witam! 
Pierwsza październikowa dekada powoli odchodzi do przestrzeni przeszłej. Tenże czas, krótki, ale jakże intensywny, spokojnie mógłbym określić mianem „ogromnych wrót prowadzących w nieznaną, a zarazem arcyciekawą płaszczyznę”; wrota te niejako zostały przeze mnie już przekroczone, teraz nadszedł czas odkrywania, poznawania, czas, aby na dość niełatwym podłożu sprawdzić siebie, swoje siły i wszelkie wewnątrzmózgowe rezerwy (oby ich było jak najwięcej, będą bowiem bardzo, ale to bardzo potrzebne). 
W czwartek minie dopiero tydzień od pierwszych zajęć na studiach, a już mogę powiedzieć, że ilość materiału jest spora, począwszy od anatomii, przez fizjologię, po histologię. Aktualnie jestem zawieszony między tkanką nabłonkową, rozworem kanału nerwu skalistego większego, naczyniami oponowymi, a trombocytami i zasługami Sokratesa, ale w sumie każdy dzień, ba, każda godzina, kompletnie zmienia ten punkt zawieszenia i umieszcza go w zupełnie innym miejscu. 

Przełomem września i października rządziły jednocześnie niepokój oraz wielkie, wręcz gargantuiczne zaciekawienie nad tą studencką niewiadomą. Z dnia na dzień jednak coraz bardziej górę bierze ta druga składowa; ciężka nauka ciężką nauką, jest ona nieodzowną częścią życia każdego z nas i jedynym sposobem do utorowania sobie właściwej życiowej drogi, ale zajęcia w prosektorium, mikroskopowanie na histologii, przesympatyczni studenci z grupy osiemnastej, czy wspaniali asystenci, którzy chcą nas wprowadzić do tego unikatowego świata medycyny, powodują że w myślach goszczą niejednokrotnie radość i satysfakcja. Teraz liczę, że kolejne dni, miesiące i lata będą równie dobre... 

Korzystając z tej cennej okazji, bardzo chciałem również podziękować Wam za liczne komentarze pod ostatnim wpisem, które również mi dają mnóstwo pozytywnej energii i chęci do działania... 

Dzisiejszy wpis zakończę urokliwymi pocztówkami z krakowskich Plantów, na których to zadomowiła się już jesienna aura, zwłaszcza na dorodnych kasztanowcach, które bez żadnych kompleksów chwalą się wszystkim swymi żółciami i pomarańczami... Mam czasami wolną chwilkę po zakończeniu zajęć, czy podczas przerwy między nimi, wtedy wędruję zielonymi płucami centrum Krakowa podziwiając spektakl barw poletnio-jesiennych, wersja krakowska nigdy nie zawodzi... 
Posyłam jeszcze kilka migawek z ostatniego wakacyjnego spaceru po wsi i ogrodzie, pełnego kolorów i zachwytów...





Kasztany zdobiące wiejskie dróżki wyglądały przepięknie...

Muchomory czerwone zaś królowały na przydrożach...


Najpiękniejszy kolor wczesnej jesieni bijący z kwiatów michałków

A na koniec końców, maleńki skrawek mojej codziennej codzienności, czyli połączenie herbatka malinowa i kość skroniowa ;)
 
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! 😉😊
Copyright © 2014 Świat z mojej perspektywy , Blogger