Jeden głębszy oddech... i co dalej?
Witam!
Początek roku nigdy nie jest wymarzonym momentem na kreślenie kolejnych zdań w mojej blogowej opowieści. Powód? Oczywiście zimowa sesja egzaminacyjna. Ta na ostatnim, szóstym roku lekarskiego dała mocno popalić, ale tak to już bywa, że to właśnie na ostatniej prostej trzeba dać z siebie możliwie jak najwięcej. Trudy pokonane, egzaminy z chirurgii, medycyny rodzinnej oraz ginekologii i położnictwa zdane zaskakująco dobrze w pierwszym terminie, więc mogę teraz chwilę odpocząć i nastawić się na kolejne wyzwania. A ich do początku lipca nie będzie brakować. Za dwa tygodnie po raz pierwszy podchodzę do państwowego Lekarskiego Egzaminu Końcowego, czyli w gargantuicznym skrócie takiej matury dla prawie-lekarzy, w marcu i kwietniu zdawać będę medycynę ratunkową oraz psychiatrię, a potem... walka z dwoma największymi olbrzymami, interną oraz pediatrią. Więc życie na najbliższe pięć miesięcy mam już mocno zabudowane...
A głębsze oddechy najlepiej łapać w moich ulubionych okolicznościach przyrody... |
Nie samą nauką jednak człowiek żyje. Każde wydanie intensywnej i wymagającej codzienności potrzebuje jakiejś przeciwwagi, wszak popadanie w skrajności jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. Sześć lat na studiach nauczyło mnie, że właśnie w takich momentach wyjątkowo trzeba zadbać o zapewnienie sobie chwili wytchnienia, momentu w którym efektywnie "przewietrzy się głowę" i zgarnie nową dawkę energii do dalszego działania. Przewlekły stres jest bardzo podstępnym i przebiegłym szkodnikiem, bowiem łatwo go zbagatelizować, a jeszcze łatwiej, i na bardzo długo, można wpaść w jego potężne sidła. Życie wymaga od nas szukania złotego środka non stop, a na największą próbę wystawia nas w tych trudniejszych sytuacjach.
Miałem to szczęście, że na czas sesji przyroda odziała się w swoje pierwsze przedwiosenne szaty, a nieboskłon zapłonął blaskiem zaspanego jeszcze noworocznego słonka. Nie padało, a tym bardziej nie śnieżyło, więc popołudniową porą ruszałem na niedługie spacery ku moim ukochanym polnym obrazom. Nigdy mi się one nie znudzą, nigdy...
Zachwycam się tymi ujęciami do teraz! |
Oczywiście nie mogło zabraknąć przechadzki po naszej wiejskiej autostradzie... no piękna jest! ;) |
Od kiedy wędruję po Beskidzie Wyspowym, to w trakcie polnych spacerów z uporem maniaka wpatruję się w południowy horyzont i liczę wszystkie widoczne wierzchołki. Przy dobrych wiatrach jestem w stanie dostrzec grubo ponad połowę szczytów z Korony...
A po głowie latają myśli o kolejnych wędrówkach... |
Czas płynie nieubłaganie, a wraz z nim kłębi się coraz więcej pytań o przyszłość. Co dalej? Kim chcę zostać? Dokąd zmierzam? Jaki jest mój cel? Na takie z pozoru błahe i proste pytania zawsze najtrudniej odpowiedzieć. Mimo to ciągle szukam swojej drogi i muszę przyznać, że coś tam zaczyna się pomalutku klarować. W jednym z ostatnich wpisów pisałem Wam o moim sześciotygodniowym stażu na oddziale chorób zakaźnych. O miejsce łatwo nie było, bo początkowo system wyrzucił moje nazwisko z puli i przekierował je na neurologię. Niby ciekawa opcja, ale moja determinacja nie pozwoliła przejść obok takiej kolei rzeczy obojętnie i koniec końców dopinałem swego u samej Pani Prodziekan.
Widok tej tabliczki każdego dnia przed 8:00 rano dawał dużo energii! |
O tej specjalizacji myślę już poważniej od mniej więcej dwóch lat, więc koniecznie chciałem przekonać się na własnej skórze czy warto w to brnąć dalej. I co ja mogę powiedzieć... chyba trafiłem w dziesiątkę! Ten okres pomiędzy początkiem grudnia a połową stycznia upłynął co prawda w błyskawicznym tempie, ale tyle ile tam się nowego nauczyłem to głowa mała! Porządnie przeprowadzona diagnostyka chorób zakaźnych, a zwłaszcza tych tropikalnych, potrafi czasem dać solidnie w kość, ale dzięki temu na nudę i brak możliwości rozwoju narzekać nie można. Czuję, że to jest właśnie moje miejsce na ziemi. Prócz tego stażu na co dzień chętnie udzielam się w tamtejszym kole naukowym, a w marcu będę po raz pierwszy uczestniczyć w konferencji naukowej poświęconej zakażeniom HIV. Ten rok i, mam nadzieję, dalsza przyszłość zapowiadają się naprawdę wyjątkowo! Trzeba wierzyć w to co najlepsze dla nas...
Oczywiście wszystkie plany ostatecznie zweryfikuje szalenie pędzący czas, ale ten w miarę sprecyzowany punkt zaczepienia daje mi multum satysfakcji i motywacji do dalszego działania.
Prawie-lekarz w akcji, te studia zleciały jak z bicza strzelił! ;) |
Ach, rozpisałem się trochę. Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do samego końca. A na sam koniec uchylę rąbka tajemnicy, że w kolejnym wpisie powrócimy wirtualnie w Beskid Wyspowy... :)
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :)
Gratuluję i mam nadzieję, że spełnisz swoje pragnienie odnośnie specjalizacji lekarskiej. Bo o egzaminy byłabym spokojna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajnie Max że wybrałeś już specjalizację i wiesz co chcesz robić w życiu. Powodzenia w pierwszym podejściu do LEK -u wierzę w Ciebie że zdasz go za pierwszym podejściem. Zdjęcia z wędrówki jak zawsze zachwycają !! Zresztą zima nas w tym roku oszczędzała, więc były warunki do chodzenia . Super że rozróżniasz już te Góry Beskidu Wyspowego i fajnie że widać je przy ładnej pogodzie, Mieszkasz w cudownym miejscu !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia na egzaminie !!!
No to będę się trzymać Maksiu od Ciebie z daleka. Jak przyjedziesz do Karolinki to to strach jak już będziesz siedział w tych choróbskach po uszy!!! Wiem, wszędzie są potrzebni dobrzy lekarze, a Ty ze swoim odpowiedzialnym podejściem możesz wszędzie się zrealizować.
OdpowiedzUsuńGratuluję Maksymilian. Cały czas Ci kibicuję i wierzę, że zdasz egzamin za pierwszym podejściem. Jesteś fantastycznym człowiekiem, umiesz korzystać rozsądnie z życia, samorealizować się i wybierać to, co najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszelkiego dobra.
OdpowiedzUsuń