Witam!
Mogę śmiało powiedzieć, że każda kolejna letnia pora odkrywa przede mną nowe radości i zachwyty nad pozornie niepozornymi rzeczami. Obok takich pozytywnych emocji trudno przejść obojętnie, nie zatrzymać się i nie przejąć chociaż kawałka ich ogromnej siły. Lipcowe dni pomału chylą się ku końcowi, ale nie przeszkadza mi to w tym, by nadal zatapiać w nich myśli, słowa, obrazy i wrażenia... tak aby z ulotnych przemieniły się w długowieczne. Ostatnio, trzymając w ręce mały bukiecik kwitnących bieńców, pomyślałem sobie w głębi duszy: "och, jakieś ty latko cudowne!"... I mimo że na co dzień nie darzę sympatią jakichkolwiek zdrobnień, to lato kocham tak bezgraniczną miłością, że ów latko chyba na stałe weszło do mojego słownika wyrazów pięknych...
|
W tym roku pola uprawne za moim ogrodem wprawiają mnie w zachwyt jak nigdy... |
Lipiec jest zdecydowanie moim ukochanym miesiącem. To wtedy świętuję ukończenie kolejnego roku nauki, obchodzę urodziny, zachwycam się najpiękniejszymi kwiatami w ogrodzie i nie tylko, wodzę wzrokiem za delikatnym łopotem motylich skrzydeł, spaceruję po jeszcze pachnących zbożem rżyskach za domem, piekę najpyszniejsze owocowe ciasta... Ta wyliczanka mogłaby trwać zapewne jeszcze dłużej, ale po co tylko pisać, gdy moją tezę najlepiej poprą obrazy codzienności.
|
Lipiec w ogrodzie stoi głównie pod znakiem róż, budlei i... hortensji właśnie. Moja największa gwiazda i duma wybiła się już na ponad trzy metry, a jej kwiatostany biją na głowę... ludzkie głowy. Jej kwitnienie przypadające na czas moich urodzin jest zawsze najwspanialszym ogrodowym prezentem. |
|
O tym miałem napisać osobny wpis, wszak ogrodowe spotkanie z paziem żeglarzem było moim marzeniem od lat dziecięcych. Długo czekałem, ale w końcu tego lata, dosyć nieoczekiwanie, ujrzałem na kwitnących kłosach budlei dużego, jasnego motyla. Na pierwszy rzut oka pomyślałem o paziu królowej, który w ostatnich sezonach zalatywał do mojego ogrodu, ale smukłe, krucze pasy na skrzydełkach i błękitno-ognista ozdóbka sprawiły, że w moment osłupiałem. Po pierwszym szoku w mojej głowie przetoczyła się fala jakiejś szalonej wręcz radości. Żeglarz, nieco już poturbowany przez króciutkie, motyle życie, nie bał się starcia z kamerą. Spijał łapczywie nektar i mimo mocniejszych podmuchów wiatru dzielnie prezentował swoje największe atuty,. Zapewne sam też chciał, by fotografie wyszły jak najlepiej... |
|
Kilka dni później dostrzegłem kolejnego pazia żeglarza na budlejowych kłosach. Ten motyl, w przeciwieństwie do pierwszego z przybyszy, wyglądał jakby dopiero co wyfrunął z kokonu zaczynając swoje drugie życie. Liczę, że pazie nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa, bo ich obserwacja w ogrodzie to sama przyjemność. Za takie dary od Matki Natury jestem wdzięczny najbardziej. |
|
W tym roku pokochałem wiśniowe wypieki. Słodkie kruche ciasto i kwaśne wiśnie przykryte górami maślanej kruszonki tworzą tak spójną całość, że przepis od razu wylądował w moim przepiśniku. Na pewno będę powracać po te smaki. |
|
W zeszłe lato pisałem Wam o rodzinie muchołówek szarych, które nieopodal ganka uwiły gniazdko i wychowywały w nim trójkę urwisów. Bohaterkami tegorocznych ptasich przygód są dwie maleńkie pokrzewki, które po utracie gniazda dzielnie walczyły o swoje przetrwanie. Starałem się im co nieco pomóc licząc na to, że wyjdą zwycięsko z tej nierównej bitwy. Pisząc ten fragment wpisu w ogrodzie co chwila słyszałem cieniutkie piski pełne woli walki i odwagi. Niestety... pisklęta nie sprostały wymaganiom wielkiego świata i po dwóch długich dniach padły. Niektóre historie, jak z muchołówkami, kończą się szczęśliwie, inne zaś niekoniecznie, takie to prawa natury... Mimo wszystko, Akrobatka i Fighter, bo tak nazwałem tę parę pokrzewek, zapadną mi na długo w pamięci... we wszystkich wzruszeniach i intensywnych główkowaniach przy próbach pomocy. |
|
Jeden z letnich dni zawsze poświęcam na tworzenie, od zera, kompozycji na groby rodziców i dziadków. Całe dzieciństwo i lata nastoletnie podglądałem warsztat mojej Mamy, która w ogrodowym zaciszu komponowała przepiękne kwiatowe wiązanki. Po zakończeniu jej ziemskiej wędrówki staram się, by ta nasza mała tradycja nie zanikła, a nagrobków nie wieńczyły kupne, mdłe bukiety. Może jakimś wielkim florystą nie jestem, ale to wyzwanie zawsze daje mi ogrom satysfakcji i wręcz poczucie dumy. Cieszę się, że coś tam mi wychodzi i w taki sposób mogę pielęgnować pamięć o najbliższych, których już przy mnie nie ma... |
|
Ogród to nie tylko zachwyty i przechadzanie się pomiędzy rabatkami, ale także nieustanne dbanie i praca nad tym kawałkiem ziemi... Wsadzanie, przesadzanie, koszenie, pielenie dają o sobie nieustannie znać. Z większych rzeczy udało mi się między innymi okiełznać i uformować najniższe piętro sędziwego świerka, które zaczęło upodabniać się do kuzynów z najgłębszych zakamarków amazońskiej dżungli. |
|
Końcówką dnia opuszczam na chwilę ogród, by przy dźwiękach ryczących w oddali traktorów i kombajnów pozachwycać się polnymi obrazami. Jabłoniowy sad pośrodku zbożowych łanów zawsze wyłania się jako pierwszy dumnie oznajmiając wejście w inny świat. Lipcowe słońce nieśmiało zaczyna malować rumieńce na owocowych licach, a ja zacieram ręce, bowiem te jabłka, zamknięte pomiędzy dwiema warstwami kruchego ciasta, tworzą najpyszniejszą w całym świecie szarlotkę. Po kwietniowym morzu kwitnącego rzepaku ostało się już tylko rżysko usłane twardymi, trudnymi do obejścia łodygami...
|
|
W czasie żniw moje zmysły wręcz żądają zapachu świeżo skoszonej pszenicy. Tak pachnie prawdziwe, wiejskie lato, tak pachnie moje dzieciństwo, jeszcze na szczęście niezalane zewsząd technologią i ludzkim egoizmem. Jestem ogromnie wdzięczny, że miałem okazję poznać tą inną rzeczywistość w której ważny był drugi człowiek i to, co dookoła nas tworzyło spójną całość. Dzisiaj wielu rzeczy nie dostrzegamy, nie jesteśmy w stanie zachwycać się i doceniać małych rzeczy, które ciągle nam towarzyszą. Sam staram się nie zatracić w sobie tego pierwiastka dawnych czasów, stąd tak często ruszam w podróże ku sentymentom, wspomnieniom, przeszłości niknącej bezpowrotnie w otchłaniach pamięci. Poza tym nie ma nic przyjemniejszego, przynajmniej dla mnie, gdy drobniutki polny pyłek łaskocze nozdrza, a kurz dumnie osiada się na wysłużonych gumiakach. |
|
I tak z tymi myślami docieram najpierw do polnej drogi, a potem pod zbiorniki. Ów zbiorniki wieńczą najwyżej położony punkt w mojej wsi, zwany oficjalnie Widnicą. Nie wiem, czy któryś z mieszkańców spotkał się tą nazwą, bowiem w potocznym języku nikt jej nie używa, a sam ją odkryłem w jednej z porządniejszych map turystycznych, ale darzę to określenie jakąś bliżej nieokreśloną sympatią. Widnica oddaje charakter tego miejsca; z jej najbliższej okolicy można podglądać hektary wdzięcznie wzrastających ku słońcu pól, stada saren szukające pożywienia i schronienia w pobliskich lasach, czy malujące się na linii horyzontu kontury przelicznych pagórków i gór mojego ukochanego Beskidu Wyspowego. Widnica zatrzymuje się na 252. metrze nad poziomem morza. |
|
Spacerując polną drogą wijącą się między rżyskami i rosnącą jeszcze kukurydzą zawsze dochodzę pod dziką mirabelkę, która z sezonu na sezon rodzi coraz większe ilości kwaśnawych śliweczek. Muszę jeszcze poczekać z kilka dni na pseudo-szaber... Pseudo, bo niby nie moje, ale w sumie i niczyje te owoce... Nikt jeszcze się na mirabelki nie połasił, a szkoda, bo kompoty i drożdżówki z ich udziałem wychodzą obłędne. |
|
Na Widnicy, czy pod zbiornikami, zwał jak zwał, oglądam najpiękniejsze letnie zachody Słońca i odtwarzam najpiękniejsze wspomnienia... |
|
W tym roku moje nogi wyjątkowo często prowadzą mnie pod szeroką, polną drogę łączącą moją wieś z sąsiednią, a ostatecznie z drogą krajową łączącą Kraków z Tarnowem. W XXI wieku można ją nazwać ewenementem, bo rzadko się zdarza nie wyprawić mariażu drodze przeznaczonej dla ruchu samochodowego, i tak w sumie przydatnej mieszkańcom z powyższego powodu, z asfaltem. Powalająca ilość dziur, kałuż i pokładów kurzu bezlitośnie brudzących pojazdy przez lata wiodła prym i budowała swą niepowtarzalną legendę. Piesi nie narzekali, bo taka droga pośród ogromnych połaci pól ma swój urok i naprawdę można nią spacerować bez końca, ale dla kierowców, zwłaszcza przybyszy z dalekich stron, których nawigacja nieustannie wodzi na manowce, była prawdziwą zmorą. W końcu, po wielu latach skarg, nagłaśniania sprawy kapryśnej drogi w internecie, ogłoszono wielki remont i z połową lipca prace ruszyły. Oficjalnie metamorfoza ma zakończyć się w okolicach października, ale znając polskie realia to termin może ulec zmianie... zobaczymy co czas przyniesie! |
|
W kwietniu zachwycałem się kwitnącym rzepakiem na polu nieopodal domu i myślałem, że to apogeum polnego piękna jakie mogę doświadczyć. Możecie tylko wyobrazić sobie moją reakcję i maślane oczy po odkryciu tego pola przy skrzyżowaniu polnych dróżek. Tysiące słoneczników oświetlone przez pąsowiejące już promyki zachodzącego słońca zajęły całkowicie moją uwagę. Przez kilka kolejnych dni powracałem w to magiczne miejsce, by jak najlepiej uchwycić tę kwiatowo-słoneczną symbiozę. Dla takich chwil warto żyć... |
|
Polne spacery zachwycają z każdej strony... |
|
...i o każdej porze. W lipcu są one najwspanialsze. |
|
Latem częściej niż zwykle ruszam do pobliskiego warzywniaka. Kupuję w nim przede wszystkim wiejskie jajka i najsmaczniejsze dary wiosenno-letniej uprawy. Mimo iż sklepik zamyka się w dwóch niedługich alejkach, to potrafię spędzić tam spory kawał czasu. |
|
Czy można dorwać bardziej krakowską i bardziej stylową torbę na zakupy do warzywniaka? Ilekroć zadaję sobie to pytanie, tylekroć odpowiadam sobie stanowczo: nie! Odkąd zobaczyłem ją po raz pierwszy zawieszoną o malutki haczyk przy kasie, nie odstępuję jej na krok (oczywiście w czasie zakupów)! Innych zachwycają hulanki, randki i inne swawole, a dla mnie największym spełnieniem jest znalezienie idealnej torby na zakupy, dobrze pachnącego płynu do płukania tkanin, czy wyschnięte pranie po dwugodzinnym odpoczynku w letnim słońcu. I możecie uznać mnie za dziwaka, ale takie błahe elementy codzienności są dla mnie najcenniejsze. Może kiedyś o tym napiszę osobny wpis... |
|
Kiedy mam taką możliwość, ruszam na kort, by pograć w mojego ukochanego tenisa... |
|
...albo wędruję po Beskidzie Wyspowym. Ale o tym już doskonale wiecie ;) |
|
Sporawy kawałek czasu poświęcam też moim ulubionym samochodowym przejażdżkom. Po jednej z większych, letnich ulew korytem Raby popłynęła mglista wstęga. Widząc ten obraz zza okna mojego dzielnego fiata czym prędzej zawróciłem na pobliski parking, zostawiłem tam auto i pobiegłem na jeden z nadrabiańskich mostów. Cudowny był to spektakl... |
|
W Dobczycach bywam ostatnio często przejazdem. W niedawnym wpisie z wyprawy na Księżą Górę pisałem o moim wieloletnim zamiłowaniu do przejażdżek w tamte rejony... Gdy ruszam poza swoje cztery ściany, to przeważnie tam...
| ...a jak nie do Dobczyc, to na rynek w Niepołomicach. Zajadając się najsmaczniejszymi rzemieślniczymi lodami wciągam się w połączenie małomiasteczkowego klimatu z wielkomiejskimi możliwościami z którego Niepołomice słyną. Fantastycznie zagospodarowana okolica z historycznym zamkiem, zielonymi, zadbanymi błoniami i ogromną puszczą obok sprawia, że też lubię tam powracać. |
|
|
Wakacyjną porą nie mogę sobie odmówić także wyjazdu do błogosławionej Karoliny na drogę krzyżową szlakiem jej męczeństwa. W tym niezwykłym nabożeństwie uczestniczyłem już po raz szósty i muszę przyznać, że z każdym miesiącem coraz bardziej wyczekuję tego osiemnastego dnia... |
Dni mijają szybko, powoli stają się coraz krótsze, przez co nie pozwalają zapomnieć o niestałości tego pięknego okresu. Zawsze mnie więc cieszy możliwość oprawienia jego skrawka w blogowe ramy, by móc potem wspominać te minione, dobrze przeżyte chwile. W sierpniu ruszam na praktyki, najpierw na krakowską ginekologię, potem na bocheńską intensywną terapię. Nigdy wcześniej nie byłem na szpitalnych praktykach poza Krakowem, więc na ich pięcioletnie zakończenie zdecydowałem, że warto choć raz pobyć w szpitalu rejonowym. Ponoć są to dwie zupełnie inne bajki... ale na ile w tym prawdy? Trzeba się przekonać na własnej skórze.
Na sam koniec chcę podkreślić, że codzienność, nawet ta w najwspanialszym wydaniu, nie składa się wyłącznie z dobrych chwil. Co jakiś czas przypałęta się jakaś paskuda burząca podwaliny nieskazitelności, ale chyba każde życie jest taką pędzącą sinusoidą w której dobro przeplata się z goryczą. Warto jednak, aby podczas tej ziemskiej wędrówki pielęgnować pozytywne momenty i na nich budować własną wartość oraz energię. Wtedy świat będzie zdecydowanie piękniejszy.
Pozdrawiam i do napisania! :)
Wspaniałe wieści Maks. Cieszę się, że super sobie radzisz ze wszystkim i tyle wokół Ciebie dobra. Piękne wiązanki przygotowałeś na groby bliskich. Jesteś wspaniałym, wrażliwym człowiekiem. Przesyłam spóźnione życzenia wszelkiej pomyślności, dużo zdrówka i radości oraz spełnienia marzeń.
OdpowiedzUsuńJak widzę lubisz pisać i lubisz zdjęcia publikować, wiele się dzieje w Twoim poście. Powiem krótko, nie cierpię upałów i lata, ale kocham letnie zachody słońca. To zdjęcie z polem słoneczników jest obłędne !!!! Takie spacery polnymi drogami też by mi się podobały!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cudowny wpis Maksiu, podziwiam Cię za te wszystkie „ dziwactwa „, one potwierdzą Twoją niezwykłość. Czekamy obie z Karolinką na sierpniowe spotkanie ❤️
OdpowiedzUsuńJak zawsze zachwycające zdjęcia! Jesteś człowiekiem o wielu talentach! Podoba się mi bardzo Twój zachwyt nad przyrodą, bo i ja też zachwycam się często chmurami na niebie, motylami czy roślinami. U mnie tylko raz pojawił się paź królowej, ale od kilku lat przylatuje fruczak gołąbek. A w zeszłym roku pierwszy raz pojawiły się 2 czarne pszczoły, w tym roku były już 3. Im człowiek częściej obcuje z przyrodą tym bardziej jest nią zachwycony. No poza myszorami, które ryją mi ciągle rabatki i zżerają lilie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJak pieknie opisujesz przyrodę, nie trzeba zdjęć, wystarczy przeczytać, słoneczniki bajeczne a hortensja zwala z nóg.Randka na takich spacerkach fajna rzecz.Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń. Piekny ten Twój Świat, wokół mnie takich widoków nie ma.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie jestem tu zbyt długo, ale już teraz wiem, że masz bardzo poetycką i romantyczną duszę - będziesz wspaniałym i empatycznym lekarzem. Mam nadzieję, że nigdy nie zatracisz tych swoich pięknych cech, wrażliwości, a także umiejętności doceniania tego, co masz, odnajdywania piękna i dobra w nawet najbardziej błahych momentach życia.
OdpowiedzUsuńPierwszą część wpisu czytałam z uśmiechem na twarzy, druga niestety mocno mnie zasmuciła - bardzo mi przykro, że nie masz już rodziców, ani dziadków... :(( Na pewno byliby z Ciebie dumni i z uśmiechem na twarzy przyglądaliby się Twoim poczynaniom.
Ubolewam też nad faktem, że nie udało się uratować tych piskląt. Ja kiedyś miałam więcej szczęścia - z gniazda wypadły trzy pisklaki "jaskółki", a ponieważ było ono zdecydowanie za wysoko i maluchy nie mogły do niego wrócić, przygarnęliśmy je i wychowaliśmy na mocne osobniki :) Pomógł nam w tym lokalny Irlandczyk, który ma sklepik dla wędkarzy - dostarczał nam czerwie, i nie chciał za to żadnej opłaty.
Uwielbiam ciasta z kruszonką, jak zresztą większość ciast...
Piękna kwintesencja lata.
Oj potrafisz tworzyć słowem,potrafisz,.... I znjajome tereny opisujesz, choćby Zabawa i drogi Karoliny.... pięknie korzystasz z życia!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam te spacery z Tobą. Są niezwykłe :) I te zdjęcia... Cudne :) Jesteś człowiekiem wielu talentów i wielkiej wrażliwości. Życzę wszystkiego dobrego i serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle piękne zdjęcia i piękne wpisy. Życzę wytrwałości w dążeniu do celu i oby praktyki okazały się tą dobrą bajką... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać te Twoje opowieści. Malujesz słowami, jak malarz pędzlem, a nawet jeszcze lepiej, bo okraszasz te słowa cudownymi fotkami, od których czasem ciężko oderwać wzrok. Wiesz, że zdjęcia tych słoneczników są po prostuj genialne???
OdpowiedzUsuńHortensja cudowna i rzeczywiście wyskoczyła ze wzrostem, a pazia żeglarza też gościłam w sowim ogrodzie, ale w maju. Jednego dnia przyleciał paź królowej, a następnego paź żeglarz, tak że moje serce dwa dni z rzędu biło jak szalone :)
Takiego wiśniowego ciasta z kruszonką chętnie bym spróbowała, w ogóle bardzo lubię wiśnie, zdecydowanie bardziej, niż czereśnie :) A kwiatowe kompozycje są również na najwyższym poziomie, masz wiele talentów, Maks.
Wiem, że Twoje urodziny już były, ale nie jest to przeszkodą do złożenia Ci urodzinowych życzeń... niech spotyka Cię w życiu tylko to co najlepsze, bo zasługujesz na to, Maks, jak nikt inny.
Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie...
Dużo pięknych zdjęć i cudowny opis, czytając, przepadałam. Lipiec to faktycznie piękny miesiąc i ciepły. Sierpień już przynosi chłodne noce i poranki, zaraz powieje jesienią... Ale osobiście też ją lubię. Każdy miesiąc, pora roku ma coś w sobie... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj już sierpniowo Maksiu
OdpowiedzUsuńTak latko piękne, zwłaszcza w Twojej małej ojczyźnie.
Pięknie to zawsze pokazujesz, słowem malujesz...
I u mnie królują hortensje
Pozdrawiam radosnym dla mnie szumem deszczu za oknem
Witaj Maks,
OdpowiedzUsuńNo w zasadzie uchwyciłeś tutaj esencję lata i letnich radości jakie niesie nam lipcowy i wakacyjny czas. Uważam że pełną satysfakcją jest urozmaicenie naszego życia pod każdym względem, czyli wszystkiego po trochu co nam życie daje i przynosi każdego dnia, więc wyjazdów, wędrówek, spotkań, rozmów, zadumy, pracy i rozrywki, słońca i deszczu, smutku i optymizmu na przyszłość. Czasem wydawać by się mogło nic nie znaczące zdjęcie w danej chwili, za jakiś czas przyniesie nam wiele wspomnień i miłych wrażeń, wiec warto łapać wszystko w kadr... Słoneczniki o zachodzie słońca wyglądają naprawdę rewelacyjnie, też je kiedyś fociłem wieczorową porą... i gdzieś są na blogu. Wszystkiego dobrego :)
Trudno mi coś w tej chwili napisać, za dużo wrażeń. Twój wpis wrzuciłam do ulubionych i wrócę do niego spokojnym wieczorkiem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię Maks
Życzę udanych praktyk, pięknie u Ciebie i w ogrodzie i w okolicy, a zdjecia jak zawsze rewelacyjne, mnie zachwyciły słoneczniki i ta mglista wstęga, pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńPiękny post okraszony wspaniałymi zdjęciami. Też lubię lato i uwieczniam je na zdjęciach. Twoje zachody słońca są niesamowite. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńWow. Przecudny wpis Maks. Zachwyciłam się zdjeciami sloneczników i zachodów słońca... Hortensje Cię przerosły, piekne. Czasami różnie dzieje się , raz z górki raz pod górkę ale to co masz wkoło siebie wynagradza wszystko. Czasem tak trzeba się rozpłynąć. Polecam. Tak trzymaj.
OdpowiedzUsuńKurcze... ja nie wiem , co powiedzieć ? Maks ! Jakie Ty masz zainteresowania !? Jesteś człowiekiem natury , ale tak naprawdę chciałabym powiedzieć, że masz kobiecą duszę ( tylko bez obrazy ). Po prostu widzę jak zachwycasz się polami, kwiatami i krajobrazem. Potrafisz to w uroczy sposób opisać i jeszcze w dodatku pieczesz ciasta. Czy to w ogóle jest możliwe ? Zainteresowania jak moje ! Góry kocham i krajobrazy !!! Z tym pieczeniem mi tylko nie wychodzi tak łatwo jak Tobie, ale mam chęć na to kruche ciasto z owocami i spróbuję je upiec ! Dziękuję za spacer po Twojej okolicy ! Pozdrawiam serdecznie :)))
OdpowiedzUsuńMaks, bardzo się cieszę że jesteś tak wrażliwy na piękno natury i potrafisz zachwycić się drobnymi rzeczami, które w sumie są esencją naszego życia. Piękne zdjęcia słoneczników w zachodzącym słońcu i wspaniała ta zamglona Raba. Takie wiejskie lato z widokiem na pola ze skoszonym zbożem też bardzo lubię. No i jeszcze niesamowita wizyta pazi żeglarzy, i Twoje urodziny z kwitnącą hortensją - nie ma się co dziwić, że lipiec jest Twoim ukochanym miesiącem. Dla mnie takim miesiącem jest maj. Niech sierpniowe praktyki będą dla Ciebie czasem zbierania nowych doświadczeń i dalszej nauki. Uściski dla Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam lato przyrodę Piękne letni wpis i zdjęcia
OdpowiedzUsuńPiękne to Twoje latko Maks i wspaniale potrafisz zatrzymać jego chwile w obiektywie. Hortensja kolos robi wrażenie, u mnie dziewanna w tym roku tak wystrzeliła w przestworza:))) Cudowne wiązanki i zapewne niejeden florysta pozazdrościłby ich wykonania... a pole słoneczników zapiera dech w piersi. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMy z mirabelek robimy wino i nalewkę...;o)
OdpowiedzUsuń