Witam!
O wyprawie w tamto miejsce myślałem już od dobrych kilku lat, ale do tej pory życie ze swoimi wiecznymi zawirowaniami kreśliło inne scenariusze. Ostatnio jednak, na blogu u Kasi Dudziak, zobaczyłem wspaniałe nowosądeckie migawki i, słowem mówiąc, przepadłem. Już nic nie zdołało wyprzeć długodystansowego planu i tak oto trzecią wrześniową niedzielę spędziłem spacerując ścieżkami Sądeckiego Parku Etnograficznego...
|
Bielone, stare chaty są zdecydowanie moimi ukochanymi skansenowymi punktami... |
Jeśli mnie obserwujecie dłużej, to zapewne wiecie jak dużą sympatią darzę skanseny. Ratowane przed pędzącym czasem i zapomnieniem w pierwotnej lokalizacji budynki mają szansę znów zabłysnąć i mieć te wyśnione "pięć minut". Zbieranina pamiątek po przodkach z całej okolicy zawsze tworzy w takich miejscach niesamowicie zgraną całość, a dzisiejszym śmiertelnikom pozwala odbyć podróż do przeszłości. W ukochanym przeze mnie zapachu starego drewna toną wszelkie smutki i troski, a cisza przerywana jedynie przez silniejsze podmuchy wczesnojesiennego wiatru odnawia wewnętrzną energię jak nic innego.
Dla zachowania równowagi niech tym razem obraz zdominuje słowa...
|
Przyznajcie sami, że to prawdziwa definicja sielskości, anielskości i wiejskości... wszelakiej. |
|
Na dobry początek przedstawiam coś, co zaskoczyło mnie chyba najbardziej. Nigdy bym nie pomyślał, że ta ośmioboczna konstrukcja to... dworski kurnik. Cóż za obłędna myśl, żeby w takiej drewnianej perełce trzymać w ryzach wszelkie kurze perypetie. |
|
W takich okolicznościach można skosztować zupełnie innych realiów naszej ludzkiej historii... |
|
Stodół, spichlerzy i stajni na terenie Sądeckiego Parku Etnograficznego zdecydowanie nie brakuje. W pewnym momencie można nawet odczuć ich przesyt, ale koniec końców każdy budynek to inna historia, różni ludzie i różna codzienność. W tych wyobrażeniach idzie się zanurzyć na naprawdę długie godziny... |
|
Drewniane płoty, które jeszcze dość dobrze pamiętam z czasów dzieciństwa, budzą we mnie niemałą nostalgię. Brakuje tylko glinianych naczyń chaotycznie zawieszonych na ich smukłe, sędziwe zęby... |
|
Wiekowych świątyń, jak na porządny skansen przystało, również nie brakowało. |
W Sądeckim Parku Etnograficznym tę całość tworzą materialne i niematerialne wspomnienia po Lachach i Góralach Sądeckich, Pogórzanach, Łemkach, czy kolonistach niemieckich. Przekrój społeczeństw rozpina się zatem całkiem pokaźnie. Dzięki starannie wykonanym mapkom od razu wiadomo co było czyim dorobkiem i jaką drogę to dzieło przeszło, by ostatecznie osiąść się na nowosądeckiej ziemi. Zwiedzanie skansenu zbiegło się z Europejskimi Dniami Dziedzictwa, więc prócz darmowych biletów udało się zobaczyć więcej niż zazwyczaj...
|
Takie starannie sporządzone mapki zdecydowanie ułatwiają poruszanie się po skansenie. |
|
Kościół z Łososiny Dolnej w jesiennym już anturażu zachwycał z zewnątrz... |
|
...jak i wewnątrz swoimi bogato zdobionymi sufitami. |
|
Co pół godziny goście mieli wyjątkową przyjemność posłuchać gry na lirze. W połączeniu z pięknym, jakże tradycyjnym śpiewem artystki ten mini-koncert zamieniał się w prawdziwy spektakl. |
|
Myśląc o skansenach zawsze przychodzi mi również myśl o starych szkolnych budynkach. Dawne szkolnictwo powszechne wyglądało zupełnie inaczej, a ich mury w żadnym stopniu nie przypominały dzisiejszych odpowiedników. |
|
Kto jeszcze pamięta o kałamarzach, zajęczych łapkach i solidnych, drewnianych ławach w szkole? |
|
Nauka nauką, warunki warunkami, ale higiena na pierwszym miejscu! Wychowując nowe pokolenia, nawet przy wszechobecnej biedzie, nie zapominano o takich podstawach. |
|
Maleńką chatę babki zielarki zapamiętam na długo. Ciemności, które pokonać mogły tylko promienie słońca wpadające przez dwa okienka, a w nich spore ilości suszonego zielska. Niegdyś prosty lud ufał naturze, oraz jej rozwiązaniom, bezgranicznie. I mimo ogromu zabobonów, czy braku podstawowej wiedzy o otaczającym świecie jakoś to sprawnie funkcjonowało. Nie każdy mógł pozwolić sobie na wizytę u lekarza w najbliższej mieścinie, więc babki zielarki cieszyły się dużym uznaniem na galicyjskiej wsi. |
|
XVII-wieczny dwór z Rdzawy, niewielkiej miejscowości koło Bochni, kryje w sobie niezwykle cenne polichromie, datowane na okres 1673-1703. Nawiązują one do popularnych wówczas ilustracji z "Pia desideria" autorstwa Hermana Hugo i przedstawiają losy człowieka od poczęcia do momentu sądu ostatecznego. Po latach chciano o nich na dobre zapomnieć, więc malowidła zakryto grubą warstwą słomy. Ta decyzja paradoksalnie pozwoliła tym polichromiom przetrwać trzy stulecia w bardzo dobrym stanie i dziś robią furorę w sądeckiej turystyce. |
|
Bogato ozdobione wnętrze cerkwi greckokatolickiej oraz dobrze zachowany ikonostas z początku XIX wieku także wywarły na mnie spore wrażenie. |
|
Ujęcie bączków sosnowego dziegciu z maziarskiej chaty tak mi się podoba, że nie mogłem odmówić sobie jego wrzucenia na blogowe półki. Dziegieć miał wiele zastosowań, od leczniczych po te stricte przemysłowe, więc w tamtych czasach był naprawdę cennym i pożądanym towarem. |
|
Taki wystrój dawnych domostw jest nieodłącznym elementem każdego skansenu. I zawsze się nad nim tak samo rozczulam. W tej prostocie i pobożności wiejskiego ludu drzemała bowiem ogromna siła. |
Nieopodal sądeckiego skansenu, dosłownie kilka metrów za jego północną granicą, udostępnione jest Miasteczko Galicyjskie. Niewielki, ale jakże tętniący życiem ryneczek otoczony ratuszem oraz kopiami budynków charakterystycznych dla XIX-wiecznej rzeczywistości zaboru austriackiego po raz wtóry pozwoliły na niezapomnianą podróż w czasie.
|
Małomiasteczkowość tego miejsca uderza niemal od razu. Patrząc na drewniane chaty przypomina mi się moja ukochana Lanckorona… |
|
Aptekarski fach wymagał nadzwyczajnej dokładności i staranności, stąd takie małe odważniki i perfekcyjne wyżłobienia w pigulnicy. |
|
Każde kolejne pomieszczenie w miasteczku wywoływało we mnie masę zachwytów i zdziwień. Jeszcze nie tak dawno życie wyglądało zupełnie inaczej… |
|
Kolejny obraz precyzji, tym razem w zegarmistrzowskim warsztacie… |
|
A w sklepach już wtedy nie brakowało produktów od kultowego Dr. Oetkera! |
Płyta rynkowa, skąpana we wrześniowym słońcu oraz licznych straganach z rękodzielnictwem, wzbudziła we mnie dość zaskakujące spostrzeżenie. Mieszkańcy Galicji, pomimo ogromnej biedy i utraconej na lata suwerenności, nie tracili w sobie ducha walki o dobry byt ani nie tłamsili w sobie pozytywnych emocji. Jeśli ktoś zna historię Polski pod zaborami, to wie że ludziom spod zaboru austriackiego żyło się zdecydowanie najciężej. I jeśli dobrze zinterpretowałem ten wszechobecny gwar w miasteczku, to już wiem dlaczego naród polski nigdy się nie poddał i dlaczego taki szmat czasu nie zabił w nadwiślańskich sercach polskości.
|
Dźwięk ludzkich rozmów i targów wypełniał każdy najmniejszy zakątek miasteczka. |
|
Małomiasteczkowy gwar wypełniała oldschoolowa kapela. Ja tam młody jestem, więc co mogę powiedzieć na ten temat, ale właśnie tak wyobrażam sobie muzyczną atmosferę z dawnych lat. Niepodrobioną, niepowtarzalną, niezapomnianą… |
|
Na jednym ze straganów starsza kobieta wypiekała na blasze proziaki podając je z domowym smalczykiem i plastrami ogórka małosolnego. Taka przekąska po godzinach spacerowania stała się luksusem! |
Skanseny uczą pokory i wdzięczności za wygodę oraz warunki, które oferuje nam obecna rzeczywistość. To właśnie w takich miejscach najwyraźniej widać dynamiczny postęp cywilizacji, jak wielkich rzeczy może dokonać człowiek. Ale czy z postępem cywilizacji idzie w parze postęp człowieczeństwa? To pytanie zostawiam już do indywidualnych przemyśleń...
|
Zwiedzając skansenowe chatki zawsze obserwuję obrazy kreślone przez stare, drewniane okiennice. Przydomowe ogródki, sąsiednie chatki, czy nieokiełznana zieleń płynąca poza murami parku prezentują się wtedy zupełnie inaczej. |
Pozdrawiam i do napisania! :)
Maksiu, tej wycieczki Ci zazdroszczę, mega, bo kocham skanseny...Przedstawiłeś cudowną relację, a Twoje zdjęcia to prawdziwe dzieła fotograficzne. To była trafiona decyzja. A postęp człowieczeństwa...spuśćmy zasłonę milczenia...
OdpowiedzUsuń