Nieoczywistość płynąca z wrześniowej toni
Godzina 6:00 wyznacza początek nowego dnia. Szybka pobudka, kubek kawy i piętka chleba z masłem złapane gdzieś w biegu. Pół godziny później dźwięk przekręcanego klucza zwiastuje kolejne godziny spędzone na bloku operacyjnym bocheńskiego szpitala. Wchodząc do samochodu czuję, że moja nieposkromiona jeszcze po nocy czupryna wpadła w sidła pierwszych nitek babiego lata. Zdecydowanym ruchem ręki zagarniam pajęcze bazgroły, w tym samym czasie druga dłoń skutecznie nawiguje kluczyki ku stacyjce, a wzrok koncentruje się na gęstej mgle zagarniającej łapczywie dalszy horyzont. Po dotarciu na przystanek autobusowy, z którego dojeżdżam bezpośrednio pod lecznicę, tu i ówdzie migają biało-czarne kreacje uczniów zaczynających nowy rok szkolny. Pod tonami makijażu i litrami ostro pachnących perfum można mimo wszystko dostrzec wiele emocji. Śmiech gryzie się ze stresem, a powakacyjny luz konkuruje z niepewnością i obawami przed pierwszymi godzinami nauki, a potem kartkówkami, czy koniec końców sprawdzianami. Sam czułem to samo przez dwanaście lat edukacji w szkole podstawowej, gimnazjum oraz liceum, mogłem na chwilę wejść w ich mało jeszcze doświadczoną życiowo skórę. Po chwili jednak odetchnąłem z ulgą. Mnie to już nie dotyczy. W końcu sześć sezonów temu awansowałem na poziom studenta, na poziom błogosławiący wrześniową porę i wprowadzający większy spokój w naukowe sfery umysłu. Pod szpital dotarłem niemal w ekspresowym tempie. Przekraczając jego teren kieruję oczy ku dwóm sędziwym kasztanowcom, które z pokorą oddają pędzącej naturze swe bujne, ciemnozielone fryzury. Z każdym kolejnym dniem prezentują się w coraz większym negliżu, w coraz mocniejszej niepozorności. Aż w końcu zginą w szarościach codzienności. Czuć, że nadchodzi jesień...
Delikatnie mgliste poranki mają w sobie ten magiczny pierwiastek nie pozwalający oderwać zachwyconych oczu... |
Lubię czasem przelewać na kartki papieru wrażenia i emocje towarzyszące mi w mniej zwykłych momentach. Gdy oko obserwatora dynamicznej rzeczywistości wyostrza się na tyle, że dostrzega w niej najdrobniejsze detale, wtedy takie wręcz pamiętnikarskie opisy zapadają w pamięci na długi czas. Tak więc zatem mogłem podsumować pierwszy wrześniowy poranek, wyjątkowy z wielu powodów.
Początek dziewiątego miesiąca, pomimo upałów i prawdziwie wakacyjnej pogody, dał znać, że jesień już tuż tuż. Coraz krótsze dni, chłodnawy wicherek zacinający od zachodu, puste bocianie gniazda, pierwsze mgły i przygody z babim latem, liliowe kępy wrzosów na popękanym od suszy podłożu, grzybowe stoiska na targach... mógłbym tak jeszcze wymieniać niekrótką chwilę. Teraz nie sposób wspomnieć także o pierwszych słotach tonących w szarościach nieba, które mimo swej nieprzyjemnej aury stały się zbawieniem dla katowanych suszą roślin. Jeśli mnie lepiej poznaliście, to na pewno wiecie że czas jesienno-zimowy zdecydowanie nie jest tym moim ulubionym. Cykliczność Matki Natury każe mi jednak akceptować taką kolej rzeczy i chcąc nie chcąc szukać w niej pozytywów.
Pola, pokoszone i zaorane, pomału toną w brązach i wyblakłej od biegnącego czasu zieleni. Każdy obraz ma swój urok, ale takie tony budzą we mnie pierwsze letnie tęsknoty. |
Wrzesień kojarzyć się może z naprawdę wieloma elementami naszego życia. O tym najoczywistszym, skrytym w dźwięku pierwszego dzwonka skojarzeniu napiszę szerzej w jednym z przyszłych wpisów. Tym razem chcę dotrzymać pewnej obietnicy i przy akompaniamencie wrześniowych instrumentów opowiedzieć co nieco o drugiej z pasji, która "też chciałaby tutaj wybrzmieć", a z wrześniem kojarzyć się jak najbardziej może...
Powyższe zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów, więc odgadnięcie drugiej pasji zapewne nie było dla Was żadnym problemem. Konkurs Piosenki Eurowizji śledzę z zapartym tchem od 2011 roku, czyli od ponad 13 lat. W pewien majowy wieczór owego roku pilot od telewizora ochoczo działał z misją znalezienia "czegoś dobrego w telewizji". Kanały zmieniały się na piedestale z prędkością światła aż w końcu, przy zahaczeniu o TVP1, z głośników popłynęła skoczna, nieoczywista melodia okraszona koncertowo-stadionową, głośną atmosferą. Taki obraz zaciekawił moją jedenastoletnią, nieco już zmęczoną długim dniem głowę, więc na tamten moment zaniechałem dalszych telewizyjnych poszukiwań i dałem szansę temu bliżej nieokreślonemu muzycznemu wydarzeniu. Kilkanaście piosenek uświetnionych kolorowymi światłami, popisowymi choreografiami i czego jeszcze tam dusza zapragnie, i późniejsze emocjonujące głosowanie, które wyłoniło zwycięzcę konkursu, pochłonęły mnie całkowicie. Wtedy narodziła się moja wielka sympatia do wszystkiego, co eurowizyjne... i tak ona trwa po dziś dzień.
Z wiadomych powodów ciężko mi o jakieś własne zdjęcia związane z Konkursem Piosenki Eurowizji, więc niech słowo wypełni typowo wrześniowy obraz wzbogacony o tytuły moich ukochanych eurowizyjnych piosenek...
Konkurs Piosenki Eurowizji zawsze odbywa się w maju. Zapytacie mnie więc, co w takim razie wspólnego z nim ma obecny miesiąc? I tu Was zaskoczę odpowiedzią, bo wspólnego ma naprawdę wiele. Zgodnie z regulaminem konkursu każda piosenka biorąca w nim udział nie może być wydana przed 1 września poprzedniego roku. Dzięki takiemu zapisowi, z początkiem dziewiątego miesiąca fani Eurowizji zaczynają świętować nowy eurowizyjny sezon i z niecierpliwością wyczekiwać pierwszych uczestników przyszłorocznej imprezy.
Sam majowy koncert jest taką wisienką na torcie emocji, które Eurowizja jest w stanie dać swoim miłośnikom. Niespodziewane ogłaszanie nowych uczestników konkursu, organizowanie krajowych preselekcji, oczekiwanie na premiery piosenek bijących się o końcowy tryumf, liczne plotki, anegdoty i smaczki z eurowizyjnego świata... to wszystko tworzy tak wyjątkową atmosferę, że jeśli ktokolwiek choć raz się w niej głębiej i na dłużej zanurzy to przepadnie na długie lata. A ja jestem tego żywym dowodem.
Wiadomo, że Eurowizja nie jest wydarzeniem nieskazitelnym. Obok całego konkursu kręci się mnóstwo kontrowersji, politycznych odniesień i niesprawiedliwych werdyktów. Sam jestem tego świadomy i nawet mógłbym to otwarcie krytykować. Jednak dla mnie Eurowizja to przede wszystkim muzyka i wszelakie emocje z nią związane. I myśląc o tym wydarzeniu 90% swoich myśli kieruję właśnie w tym kierunku.
Eurowizyjne piosenki to też inna para kaloszy; wiele z nich, jak nie większość można osadzić w kategoriach kiczu i lżejszej, czy cięższej żenady. Mimo to zawsze trafi się kilka perełek działających na moje uszy niczym najsłodszy miód... i tyle mi w zupełności wystarczy, by cieszyć się Eurowizją jak małe dziecko.
Ciężko w tej historii pominąć prawdziwe creme de la creme całego konkursu, czyli końcowe głosowanie wyłaniające zwycięzcę, które jest prawdziwą emocjonalną i życiodajną bombą. Kibicowanie swoim faworytom grubo po północy działa o niebo lepiej od dużego kubka mocnej kawy. Po finale Eurowizji sen nie ma u mnie prawa bytu. A że ostatnimi laty moi ulubieńcy zbierają najwyższe laury, to zdecydowanie nad tym nie ubolewam...
A tą pierwszą piosenką od której wszystko się zaczęło w tym 2011 roku, tą skoczną i nieoczywistą melodią okazała się norweska propozycja: Stella Mwanga- "Haba Haba". Nie muszę chyba przekonywać, że na ciekawskiego jedenastolatka takie "habahabanie" zadziałało jak płachta na byka!
Wiele słów zamykam w swoich ostatnich wpisach... I muszę Wam przyznać, że klucząc przy beskidzkim ferworze, który zdominował tegoroczne blogowe półki, taka większa wylewność sprawia mi mnóstwo radości. Zapraszam do wysłuchania wskazanych przeze mnie piosenek, chociaż i tak ta lista jest bardzo, bardzo, bardzo okrojona. Gdybym miał wymienić wszystkie, to każdemu brakłoby cennego czasu, może przy jakiejś okazji wplotę tutaj kiedyś kolejną porcję eurowizyjnej muzyki…
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! ;)
Sporo zainteresowań u Ciebie, ja mam wrażenie że co roku trudniej mi ogarnąć Eurowizję, jakoś piosenki nie trafiają do mnie, może mam inny gust.Steczkowską lubię, super głos. Cudnie opisujesz przyrodę.pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńNo to do konkursu zasiadamy razem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny na blogu. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNie śledzę konkursu, ale z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam o Twoich gustach i preferencjach, Maks, a także o zamiłowaniu do tych festiwalowych emocji.
OdpowiedzUsuńNatomiast zachwycona jestem bezsprzecznie Twoim opisem nadchodzącej jesieni i wrażeniami z pierwszego dnia naszego, jesiennego już przecież, miesiąca. Twoje oko bardzo sprawnie wychwytuje wszystkie niuanse tej zbliżającej się nowej aury, a Twoje słowa w doskonały sposób opisują związane z tym wrażenia.
Przeczytałam z zapartym tchem... Po raz kolejny stwierdzam tylko nieśmiało, że jesteś bardzo wrażliwym i bardzo wartościowym człowiekiem.
Niskie ukłony dla Ciebie, Maks...
Też oglądam ten konkurs. Jest inny z ciekawymi wykonawcami. Pięknie piszesz o zapowiadającej się jesieni. Aż zrobiło mi się nostalgicznie. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńMaks, jestem zachwycona Twoim postem i po raz kolejny stwierdzam, że jesteś obdarzony wieloma talentami. Z taką lekkością opisałeś początek zwyklego dnia, że chciałabym czytać dalej. To szczególny dar, który powinieneś wykorzystać w przyszłości. :))
OdpowiedzUsuńNie oglądałam tego konkursu, ale bardzo miło czytało mi się Twoje spostrzeżenia. Podziwiam sposób, w jaki opisujesz swoje zamiłowanie do Eurowizji... i też wrześniowe poranki ;) Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Maksiu
OdpowiedzUsuńWiesz kiedyś co roku musiałam obejrzeć Eurowizję. Najbardziej pasjonowało mnie głosowanie.
Teraz oglądam już tylko wyrywkowo. To nie jest już ta Eurowizja. Czasem wydaje mi się, że ważniejszy jest jest sam show, a nie sama piosenka. Cóż czasy się zmieniają... A może to ja nie chcę się też zmienić?
Ale Twoją opowieść przeczytałam z zainteresowaniem.
Pozdrawiam z krainy deszczowców, wierząc że woda do nas nie dojdzie
Może podoba nam sie inna muzyka, to pod tym co dotyczy naszych reprezentantów podpisuję się i ja;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że niesamowicie ciekawie piszesz, masz dar i mógłbyś pisać książki :)
OdpowiedzUsuńJa jestem typową "jesieniarą", uwielbiam jesień i co roku wyczekuje jej z niecierpliwością. Większość ludzi teraz narzeka, a ja dopiero czuję że odżywam :) Co do szkoły, to nigdy nie miałam problemów z nauką, ale jakoś nie mogę powiedzieć żebym lubiła szkołę. I już od wielu lat, kiedy nie chcę mi się wstać do pracy, to wystarczy że pomyślę że to jest praca a nie szkoła i od razu chętnie opuszczam ciepłe łóżeczko :)
Konkurs eurowizjii oglądam co roku, nie jest on moją pasją tak jak Twoją, lubię posłuchać piosenek. Choć ostatnio mam wrażenie że to wszystko idzie w trochę złym kierunku. Kiedyś wykonawcy wyglądali ładnie, niektórzy wręcz elegancko, piosenki fajne, skoczne, wpadające w ucho, a teraz... kiedy widzę na scenie coraz więcej roznegliżowanych wykonawców, a nie które utwory nie są zaśpiewane tylko wykrzyczane, itp... to jakoś traci to wydarzenie swój urok, przynajmniej w moich oczach. Ale pewnie i tak dalej będę oglądać :) Pozdrawiam Cię gorąco i dziękuje za miłe słowa u mnie pozostawiane.
To pisałam ja, Czarna Dama. Teraz już nie jestem anonimem :)
UsuńMaksiu!
OdpowiedzUsuńLubisz przelewać na kartki papieru wrażenia i emocje towarzyszące Ci w mniej zwykłych momentach. Ja natomiast uwielbiam czytać Twoje zawsze bardzo piękne posty. Gdy pojawiają, od razu czytam je w telefonie. Później staram się umieścić komentarz.
Serdecznie pozdrawiam:)
Jesień tuż, tuż...u nas mgieł nie ma, grzybów ni ma. Od kilku dni lato wróciło. Choć kwitnących na żółto i pomarańczowo w ogrodzie kwiatów mnóstwo to jednak symbole dla mnie zbliżającej się jesieni pojawiły. Słyszałam już odlatujące żurawie i widzieliśmy wiewiórki z prowiantem na drzewach a krety ryja na potęgę. Cóż. Mi się przyszło od nowa uczyć 😂🥰😂🥰 Dzieciom trzeba pomóc.
OdpowiedzUsuńPs. Tv mamy ale od czasu do czasu u nas tylko Netflix 😉😉😉
Jak ja to mówię nie ma czasu na pierdoły, 😂 także na temat Eurowizji się nie wypowiem.
W tej pasji towarzyszyć Ci nie będę...Nie lubię Eurowizji...;o)
OdpowiedzUsuńMasz wiele pasji i wszystkie je zgłębiasz w sposób skrupulatny... podziwiam:) Eurowizję kiedyś oglądałam, nawet dość chętnie, jak zresztą i inne festiwale. Ale od wielu lat nie śledzę już żadnych muzycznych zmagań... Piękny wstęp do posta:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWitaj! Bardzo ładny początek dnia, to znaczy bardzo ładnie opisany. 😉
OdpowiedzUsuńNo i jesteś chyba jedyną osobą, która z takim entuzjazmem pisze o Eurowizji.
Dobry pomysł, aby jeszcze raz przesłuchać ulubionych zwycięzców. Pozdrawiam serdecznie 🤗
Jak pięknie piszesz o śledzeniu konkursu Eurowizji! Podziwiam! Wszystkie nasze pasje, to coś wspaniałego, godne zapamiętania, utrwalenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie