Staroroczna opowieść w 100 obrazach mojej codzienności



Witam! 
Już niebawem raz na zawsze pożegnamy rok 2023, a powitamy rok 2024. Sylwestrowy dzień, przynajmniej dla mnie, jest takim momentem w którym lubię wspominać, podsumowywać, kołysać swoje myśli pomiędzy przeszłością a przyszłością. W ostatnim tegorocznym wpisie na blogu chciałbym więc przedstawić swoją staroroczną opowieść, pokazać 2023 rok z mojej perspektywy (jak nazwa bloga zobowiązuje). Z góry muszę powiedzieć, że nie był to jakiś najpiękniejszy czas w moim życiu, ba, momentami miałem ciężkie chwile, kryzysy, problemy z których trudno mi się otrząsnąć do tej pory. W dzisiejszej historii pokażę jednak, a przynajmniej postaram się pokazać, chwile z których jestem dumny, które wnosiły do mojej codzienności uśmiech, których dobroci tak prędko nie zapomnę. Piękno człowieka w końcu drzemie głównie w tych budujących wspomnieniach... Opowieść zamknie się w 100 fotografiach, które zdefiniowały dwudziesty trzeci rok mojej ziemskiej wędrówki. Będzie mi bardzo miło, jeśli w tę podróż ku wspomnieniom ruszycie razem ze mną...

Zapraszam...


Jak zapewne dobrze wiecie, lubię czasem wsiąść w samochód i jechać przed siebie, w kierunki bliskie mojemu sercu. Rok 2023 zacząłem od wyprawy pod Kostrzę, jeden z pagórków Beskidu Wyspowego. Punkt widokowy u jej podnóża od kilku już lat mnie nieustannie zachwyca i nie pozwala o sobie zapomnieć. W tej szerokiej przestrzeni z malującymi się na horyzoncie beskidzkimi esami-floresami można słodko tonąć... Powracam tam często, w tej opowieści także...


Po łagodnym początku roku, styczniowa zima pokazała swoje prawdziwe, mroźne oblicze. Wieczorne powroty do domu z uczelni w takich warunkach były wątpliwą przyjemnością.


Zimowy ogród był zaś idealnym pretekstem na niedalekie spacery z termosem pełnym gorącej herbaty w ręku.


Styczniowe poranki wyjątkowo często pachniały wyjmowanymi z pieca popoversami. To nic innego jak ciasto prawie-naleśnikowe, zapiekane w piekarniku w formach do babeczek. W trakcie pieczenia ciasto uroczo rośnie tworząc takie dziwaczne, puste wewnątrz formy. Można było je więc nadziewać tym, co tylko dusza zapragnęła...


W styczniu powróciłem, w ramach zajęć dowolnych, na oddział endokrynologiczny. Spędziłem tam już kilka fantastycznych tygodni w ramach praktyk wakacyjnych po trzecim roku, więc taki powrót przyjąłem z nieskrywaną radością. Endokrynologia, zaraz obok neurologii i chorób zakaźnych, jest tą specjalizacją o której myślę, przy której snuję jakieś dalekosiężne plany. Zobaczymy jakie rozwiązania przyniesie czas, oby same dobre...


Tegoroczna sesja zimowa minęła zaskakująco na plus. Nawet zaliczenie z pediatrii, którym od lat straszy się młodsze roczniki, nie sprawiło wielu kłopotów. Robiąc zdjęcie powyżej ochoczo wertowałem ustawy na egzamin z prawa medycznego, których po kilku zajęciach uzbierało się całkiem sporo. Fajnie było wcielić się w inną rolę, taką bardziej prawniczą... ;)


Mimo całkiem sympatycznej sesji egzaminacyjnej, przełom stycznia i lutego był jednym z gorszych momentów w moim życiu. Do dziś powracam do tamtych chwil z niechęcią i rodzącą się w głowie wielką nerwówką.


Ukojenia szukałem wpatrując się w lanckorońskie anioły...


...czy spacerując po Puszczy Kampinoskiej, którą pokazał mi mój najstarszy brat. Czasem odwiedzam jego mazowieckie strony weekendami, wtedy zawsze odkrywamy okoliczne perełki, których tam nie brakuje.


Kampinoskie przedwiośnie dało mi troszeńkę nadziei na lepsze jutro...


Wracając z leśnych kampinoskich spacerów udało nam się odwiedzić dworek w Żelazowej Woli, w którym na świat przyszedł Fryderyk Chopin. Leżąca w puszczańskiej otulinie posiadłość i muzeum poświęcone postaci wybitnego pianisty i przedstawiciela polskiego romantyzmu może nie wywołało jakichś wielkich wypieków na twarzy, ale nie można zaprzeczyć, że pośród tej historii i wszechobecnej elegancji kusiło, by odbyć podróż ku XVIII-wiecznej przeszłości...


W tegoroczny Tłusty Czwartek poczyniłem trzecie podejście z pączkami w mojej kuchni. Dwa poprzednie lata zakończyły się wielką klapą i porażką, ale wierząc w moc powiedzenia "Do trzech razy sztuka!" dałem tej naszej trudnej relacji ostatnią szansę. I się nie zawiodłem! Pączki upiekły się perfekcyjnie, o żadnym zakalcu czy przypaleniu nie było mowy, więc czym prędzej nadziałem je pistacjowym nadzieniem i wspólnie z sąsiadami delektowaliśmy się ich domowym smakiem.


Zza horyzontu coraz śmielej wychylała się wiosna, jedna z moich dwóch ukochanych pór roku. Z każdym dniem nocy ubywało, a słońce płynęło po nieboskłonie coraz wyżej...


Dla mnie wiosna zaczyna się wraz z pierwszym praniem wywieszonym na podwórku. Radość wtedy jest przeogromna!


Ogród zaczęły malować nieśmiałe fiołki...


...czy tysiące bielusieńkich kwiatów na starej, ale jakże jeszcze pracowitej gruszy. Kwitnąca piastunka mojego ogrodu, bo tak ów podwórkową, prawie stuletnią gruszę nazywam, zawsze zaprasza rzesze pszczół, drozdów, czy szpaków do wspólnego koncertowania... najwspanialszego koncertowania.


Wiosenne obiady na świeżym powietrzu to coś na co czekałem całą szaroburą zimę.


Chyba nie przesadzę jak napiszę, że w tym roku pół wiosny i lata spędziłem przy ogrodowym grillu. Mocno wypieczona kiełbaska z ketchupem i musztardą w akompaniamencie wieczornego ptasio-pszczelego koncertu to coś czego po zimie zdecydowanie mi potrzeba. Z takich cudownych okoliczności korzystałem więc ile mogłem!


Tuż przed Wielkanocą udało mi się, pierwszy raz od kilku lat, zobaczyć palmy w Lipnicy Murowanej. Lipnicki konkurs palm już od ponad 60 lat jest jedną z piękniejszych małopolskich tradycji... 


W Wielkanoc odwiedziłem modrzewiowy, pachnący bogatą przeszłością kościółek w podkrakowskim Mętkowie. Ziemia niegowicka darzy tę świątynię ogromnym sentymentem, gdyż do roku 1973 stanowiła ona duchowe centrum mojej małej ojczyzny. W latach 60. ubiegłego wieku w Niegowici wybudowano nowy kościół, zaś ten, stojący kilkadziesiąt metrów dalej w całości przeniesiono właśnie do Mętkowa. I tam stoi po dziś dzień... 


W pierwszy wtorek po Wielkanocy na krakowskim kopcu Krakusa obchodzono, jak co roku, Święto Rękawki nawiązujące do słowiańskiego święta zmarłych.


W tym roku po raz pierwszy dotarłem na obchody Rękawki. Grupy rekonstrukcyjne, które zawładnęły placem pod kopcem oraz oglądanie potyczek wczesnośredniowiecznych wojów wywarły na mnie spore wrażenie. Sam lubię zagłębiać się w historię początków naszej państwowości, naszych słowiańskich przodków, więc ja się tam czułem jak ryba w wodzie!


W międzyczasie, w ramach bloku z okulistyki, nosiłem na nosie różne okulary, a pomiędzy moimi neuronami intensywnie sunęła nabywana wiedza o jaskrze, zaćmie, czy siatkówczaku. Zaliczenie ustne na koniec zajęć poszło całkiem sprawnie i przyjemnie.


Z końcówką kwietnia wiosna zadomowiła się w ogrodzie na dobre. Zielono-mniszkowe dywany rozpościerające się pomiędzy końcami przydomowego lasku aż się prosiły, by je mądrze spożytkować...


...więc buteleczek wypełnionych syropem z mniszka lekarskiego wyszło naprawdę sporo. Do dziś, razem z syropem z kwiatów bzu, są niezłymi pomocnikami w walce z zimowym przeziębieniem.


Z początkiem maja miałem okazję odkryć uroki pachnącego świeżo rozkwitniętym bzem Płocka.


W płockiej katedrze miałem okazję zobaczyć nagrobek króla Władysława Hermana, który tak sobie Płock upodobał, że nie wiem czy każdy wie, ale na ponad 20 lat uczynił z tego miasta polską stolicę!


Majówkę spędziłem między innymi u brata. Zachody słońca nad Zegrzem obserwowane z momentami przyjemnie kołyszącego się, a momentami niestabilnego hamaka finalnie wypełniły moją pozimową tęsknotę za wiosennymi przyjemnościami. Taniec barw zasypiającego nieba, nierównego horyzontu i lekko pofalowanej tafli jeziora idealnie współgrał z wietrzykiem leciutko sunącym w kierunku lądu.


Jadąc w odwiedziny do mojego kuzynostwa pod Łódź zahaczyłem o kościół w Inowłodzu, znaną z podręczników od języka polskiego i historii perłę architektury romańskiej. Byłem zachwycony tą świątynią górującą nad korytem Pilicy!


W majowe, coraz dłuższe popołudnia, puszczałem swe myśli wolno ku złocistym łanom kwitnącego rzepaku. Rokrocznie rzepakowe krajobrazy oglądam z niewielkiego wzniesienia, oddalonego około 10 km od mojego domu. Nigdy się tym widokiem nie znudziłem, nigdy mnie on nie rozczarował...


Maj stoi także Konkursem Piosenki Eurowizji! Od jakichś 10 lat jestem ogromnym fanem tego konkursu. Nie powinien więc dziwić fakt, że tydzień eurowizyjny (dwa półfinały we wtorek i czwartek oraz finał w sobotę) jest tym momentem w roku na który czekam z największym utęsknieniem i niecierpliwością. O ile czas pozwala to staram się też przygotowywać jakieś dekoracje, by jeszcze bardziej umilić sobie przeżywanie eurowizyjnych emocji. Tegoroczne zmagania wygrała moja wielka faworytka z Szwecji, Loreen, która nie dała szans konkurencji i po raz drugi w swojej muzycznej karierze wygrała konkurs. O Polsce też wspomnę, bo niezależnie od wybranego reprezentanta, kibicuję i trzymam kciuki za jak najwyższe miejsce. Blanka nie zawiodła, a progres, który poczyniła od czasu lutowych preselekcji zasługiwał na uznanie.


Maj, jak widzicie, upłynął u mnie dosyć muzycznie... Sam kocham śpiewać i chyba z wzajemnością, bo coś tam dobrego z krtani potrafię wydobyć. Z takim pozytywnym nastawieniem nagrałem więc dwa covery piosenek i zgłosiłem się na casting do The Voice of Poland. Odpowiedzi zwrotnej co prawda nie uzyskałem, ale mimo wszystko cieszyłem się z tej podjętej przeze mnie decyzji. Lubię się przełamywać, próbować nowych rzeczy, podejmować się niepoznanych wyzwań. Nie zawsze wychodzi tak jak chcemy, ale na tym życie w końcu polega. Ważne, by starać się aktywnie szukać swojego właściwego miejsca na ziemi.


W międzyczasie oczywiście tonąłem w słodkiej woni bzowych fioletów...


...i zachwycałem się barwami, w które maj beztrosko ubrał cały ogród.  


Korzystając z wolnego dnia, który gdzieś się wplątał w trakcie bloku z chirurgii, kupiłem spontanicznie bilety na pociąg do Wrocławia i ruszyłem w przeuroczą podróż. Rano wyjazd, wieczorem powrót i cały dzień na zwiedzanie stolicy Dolnego Śląska...


Wrocław kocham nad życie odkąd je poznałem w 2016 roku. Gdyby tylko leżał bliżej Krakowa to bywałbym tam non stop... 


Wczesnoletnia aura udzielała się nam wszystkim, zwłaszcza gdy łapaliśmy promyki słońca w całkowicie przebudzonym, kolorowym ogrodzie. Do tego magicznego ujęcia powracam wyjątkowo często i za każdym razem zachwycam się nim na nowo. Jest to zdecydowanie moja ulubiona fotografia z 2023 roku!


W późnomajowej altanie lądowała między innymi blacha smakującego dzieciństwem i beztroską kopca kreta...


W międzyczasie zakwitły też ogrodowe bzy, dzięki czemu mogłem się zabrać się za produkcję najpyszniejszego syropu na świecie!


W ostatni majowy weekend uruchomiono wakacyjną linię LR0 łączącą krakowskie centrum z Ojcowskim Parkiem Narodowym. Jak już pewnie dobrze wiecie, ten kierunek ma specjalne miejsce w moim podróżniczym sercu, więc na przejażdżkę autobusem LR0 nie trzeba mnie było długo namawiać.


Takie wiosenno-letnie spacery są dla mnie największą nagrodą i przyjemnością, mógłbym wędrować bez końca...


Początek czerwca stał pod znakiem kolejnej wygranej Igi Świątek w Paryżu. Jestem ogromnym fanem tenisa, więc takie chwile, takie emocje zapadają na długo w pamięci... ;)


Czerwcowe mammatusy odegrały jeden z piękniejszych spektakli na tegorocznym niebie...


Ich dynamika, kontury, kolory sprawiały, że przez prawie godzinę ganiałem po ogrodzie z głową zadartą ku niebu...


Czerwiec to oczywiście miesiąc sesji kończącej mój czwarty rok na kierunku lekarskim. Nieważne jaka by nie była, letnia sesja zawsze jest dla mnie tą przyjemniejszą. W czerwcu nauka na świeżym powietrzu to czysta przyjemność, a umysł widzący na horyzoncie zbliżające się lato i wakacje chłonie wiedzę jak gąbka. Tutaj zakuwałem na egzamin z neurologii, która też gdzieś mi miga z tyłu głowy w kategoriach przyszłej specjalizacji. Coś w tym może być, bo nie pamiętam kiedy ostatnio nauka do jakiegoś egzaminu aż tak bardzo mnie pochłonęła i zafascynowała.


Sesja przebiegła bezproblemowo, zakończyłem więc czwarty rok na kierunku lekarskim i mogłem nieco odetchnąć. Na początku lipca obchodzę urodziny, toteż z tej okazji wyprawiłem w swoim ogrodzie małe przyjęcie. Nie było ono jednak takie najzwyklejsze, bowiem każdy z zaproszonych gości musiał przyjść w przebraniu nawiązującym do starożytnej epoki. Ja też się oczywiście przebrałem, do dziś ten strój mnie jednocześnie bawi i zachwyca. Ale w końcu czasem trzeba dać upust swojej wyobraźni!


Początek lipca był chyba jednym z sympatyczniejszych momentów mojej starorocznej codzienności...


Razem z Rudim spędzaliśmy długie godziny w letnim ogrodzie... Pogoda nas w pełni rozpieszczała, a czas zwolnił jakby zapomniał o swojej roli kąśliwego poganiacza... 


Szakszuka na jajkach od mojej sąsiadki i pomidorach z lokalnego targu zjadana w letni poranek na ogrodzie smakowała jak nigdy... Takie małe szczęścia przynoszą najwięcej wspomnień i dobrej energii na przyszłe czasy. Ja natomiast już nie mogę się doczekać kolejnego takiego śniadania...


Lipcowy ogród żył także rodziną muchołówek szarych, które uwiły gniazdko nieopodal domowego ganku.


Codzienne perypetie tej ptasiej rodzinki obserwowało się z wypiekami na twarzy!


Ale wypieki nie tylko pojawiały się na twarzy. Widać je było tu i ówdzie w postaci jagodzianek...


...czy jakże fotogenicznego clafoutis, czyli francuskiego wypieku na który w końcu odkryłem idealny przepis! 


W tym roku ukisiłem też po raz pierwszy ogórki. Czynność w ogóle nieskomplikowana, wręcz banalna, a dała radości co niemiara!


Letnie popołudnia spędzałem głównie spacerując po okolicznych polach od których zawsze bije poczucie wolności i dziecięcej radości.


Kolejna fotografia z której jestem wyjątkowo dumny i która po dziś dzień mnie zachwyca. Zimową porą okrutnie tęsknię za tymi spacerami, za tymi kolorami, za tym ciepłem bijącym zewsząd...


Jak już wspominałem, tenis uwielbiam w każdej postaci, zarówno z perspektywy widza, jak i aktywnego gracza. Tego lata udało mi się spędzić sporo czasu na korcie, dzięki czemu backhand pracował jak nigdy!


Wczesne lato to także idealny moment na wszelakie przejażdżki... Na liście wypraw nie mogło zabraknąć mojej ukochanej Lanckorony...


...oraz najbardziej ukwieconej polskiej wsi, czyli oczywiście Zalipia. Pośród tych cieszących oczy malowideł spotkałem się z blogową przyjaciółką, Basią Wójcik.


W tej zalipiańskiej sielance mógłbym rzucać ochy i achy w eter bez końca...


Przełom lipca i sierpnia spędziłem na praktykach wakacyjnych: dwa tygodnie na endokrynologii dziecięcej i dwa tygodnie na neurochirurgii. Nie ukrywam, byłem nieco rozczarowany ich przebiegiem, ale koniec końców jakaś wiedza, mniej lub bardziej cenna, wpadła do głowy. Przy okazji polecam poczytać co nieco o zespole Pradera-Williego, chorobie dobitnie pokazującej jak genetyka i jej defekty mogą wpływać na ludzkie życie.


Początek sierpnia przyniósł kilkudniowe załamanie pogody. Za oknem było tak chłodno i deszczowo, że w lasach, a także moim ogrodzie, dosyć nieoczekiwanie rozpoczął się sezon grzybowy. W pobliskiej buczynie udało się znaleźć kilkadziesiąt dorodnych prawdziwków, zaś obok mojego domu podgrzybki tak śmiało, żwawo i hojnie wychylały swe pachnące kapelusze, że swoje szaleństwa poskromiły dopiero w połowie listopada!


W sierpniu powróciłem pod Kostrzę, by napawać się pięknem beskidzkiego krajobrazu... I oczywiście się nie zawiodłem, wszak ten widok jest chyba moim ukochanym na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy. Pamiętam, że po zrobieniu tej fotografii stanąłem jak wryty i wpatrywałem się w dal dobrych kilka minut. Dla takich chwil warto żyć!


Przypadkiem udało mi się też odkryć trzy wiszące kładki nad dolnym korytem Raby, Krocząc po nich i czując każde najmniejsze skrzypnięcie belki, każdy najmniejszy ruch przęsła, ekscytacja i zaciekawienie walczyły o pierwszeństwo z nutką niepewności, a wręcz przerażenia. Ostatecznie muszę przyznać, że po tych spacerach z jednego na drugi brzeg Raby dosyć skutecznie zwalczyłem w sobie gefyrofobię, czyli lęk przed mostami, który zwłaszcza w dzieciństwie był u mnie spory.


W sierpniowe wieczory gasiłem wszystkie światła, wychodziłem na zewnątrz i oglądałem niebiański spektakl zapewniany przez spadające gwiazdy. Perseidy w tym roku nie zawiodły!


Osiemnastego dnia sierpnia po raz pierwszy wziąłem udział w drodze krzyżowej szlakiem męczeństwa błogosławionej Karoliny Kózkówny w Wał-Rudzie. Był to wspaniały moment do którego często powracam myślami. Trzy kilometry pokonane w zadumie, modlitwie i myślach o otaczającym świecie pomogły mi spojrzeć na pewne trudniejsze tematy z mojego życia z innej perspektywy. Duchowe przeżycie godne szczerego polecenia...


Do Wał-Rudy powróciłem jeszcze we wrześniu. U Karolinki pielgrzymowałem wspólnie z Basią oraz jej mężem, szlachetnymi, pełnymi wiary i dobroci ludźmi, a także tysiącami wiernych, których w takiej ilości kompletnie się nie spodziewałem. I mimo że podczas sierpniowego nabożeństwa deszcz zlał nas za wszelkie czasy, to radości i uśmiechy nie opuszczały nas na krok.


W drugiej połowie sierpnia przeprowadziłem mały remont jednego z pokojów z którego finalnie byłem całkiem dumny. Raz na jakiś czas do głowy wpada myśl, by coś odświeżyć i zmienić w swoich wnętrzach. Jak znajdą się jednocześnie czas i chęci, to nie ma co czekać, tylko od razu trzeba działać!


Sierpniowymi popołudniami wyjątkowo często fotografowałem mojego Kikusia, który miał w zwyczaju przesiadywać na kuchennym parapecie i obserwować moje zmagania przed obiadem. Grzeszył ogromną fotogenicznością, więc starcie kota z aparatem zawsze było tylko kwestią czasu. Kikuś jednak niestety nie doczekał końca roku, uleciał ku innemu światu kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Pewnie po Nowym Roku upamiętnię go w jednym z wpisów, wszak był on nieodłączną częścią mojej codzienności przez ponad 12 lat.


Mimo że motyli nad ogrodowym kwieciem fruwało w tym roku znacznie mniej niż zazwyczaj, to pierwsza od trzech lat wizyta pazia królowej na budlejowych kłosach zrekompensowała tę motylą bessę.


Do ogrodu przylatywała też wcześniej niewidziana dostojka latonia, zwana też pięknie dostojką królowej Hiszpanii, która szczególnie upodobała sobie niekrótkie przystanki na mojej dłoni.


Od września zacząłem udzielać korepetycji z chemii i matematyki uczniom szkół podstawowych i średnich. Mimo że z początku nie byłem pewien swych korepetytorskich umiejętności, to bardzo szybko polubiłem to dodatkowe zajęcie. Przekazywanie wiedzy moim uczniom i uporządkowywanie jej sprawia mi dużo satysfakcji, zaś otrzymanie od rodzica SMS-a z informacją o czwórce lub piątce ze sprawdzianu od razu przenosi moje poczucie misji ku siódmemu niebu. Oprócz chemii i matematyki udzielam też godzinę korepetycji z historii do których zawsze przygotowuję się z podwójnym uśmiechem na twarzy!


Przed zakończeniem moich studenckich wakacji udało mi się jeszcze odwiedzić pole wielkiej bitwy pod Grunwaldem...


...przygotować duńskie kartoffelmad, które uważam za jedne z pyszniejszych kanapek jakie kiedykolwiek wyszły spod mojej ręki...


...a także odwiedzić jeszcze raz Lanckoronę, by spacerując jej uliczkami rozmyślać o tym co było i o tym co ma w niedalekiej przyszłości nadejść.


W zawirowaniu wszelakich letnio-jesiennych zdarzeń jedna rzecz pozostawała niezmienna... podgrzybki rosnące na ściółce z boku mojego ogrodu. Cieszy mnie fakt, że z roku na rok grzybnia staje się coraz silniejsza, w końcu jej ekspansja to prawdziwy miód dla oczu, węchu, a finalnie kubków smakowych.


W pewien słoneczny, październikowy weekend ruszyliśmy z bratem do Szczawnicy, by nacieszyć oczy uroczystym owczym redykiem pędzącym uliczkami tego pienińskiego miasteczka. Korek okazał się być jednak na tyle gigantyczny, że ze szczawnickiej frajdy wyszły nici. Z korka uciekliśmy odbijając na drogę w kierunku Ochotnicy, drugiej najdłuższej wsi w Polsce. Jakież było nasze zdziwienie i zaskoczenie, gdy kilka kilometrów dalej dalszy przejazd uniemożliwiło nam stado owiec sprowadzane przez bacę z hali. Owieczki jak gdyby nigdy nic otoczyły nasz samochód ze wszystkich stron, tak więc koniec końców nie dość że redyk zobaczyliśmy, to jeszcze przez moment byliśmy dosłownie w jego centrum.


Podczas pienińskiej przejażdżki udało się także zwiedzić jak zawsze urokliwy zamek w Niedzicy, węgierską pozostałość na ziemiach polskich...


...oraz zachwycać się urokami wczesnej jesieni pod pienińską królową, Trzema Koronami.


W październiku rozpocząłem piąty rok na kierunku lekarskim. Spora ilość zajęć w centrum miasta i obfita w ciepłe promyki słońca jesień pozwoliły mi na kilka spacerów w otwartym niedawno Parku imienia Wisławy Szymborskiej. Wspaniale zagospodarowano tę przestrzeń nieopodal Teatru Bagatela, która jeszcze do niedawna straszyła swym parkingowym, błotnistym obliczem. 


Piąty rok zaczęliśmy nawet z przytupem. Kilka wieczornych spotkań w Centrum Innowacyjnej Edukacji Medycznej były dobrym momentem na uporządkowanie wiedzy oraz oswojenie się z takimi sytuacjami klinicznymi w których każda minuta ma gigantyczne znaczenie.


Październik upłynął pod znakiem pięknej złotej polskiej jesieni. Na grzyby jakoś często nie jeździłem, bo w ogrodzie miałem już co zbierać, ale każdy wypad do lasu, zwłaszcza w takich okolicznościach przyrody, był na wagę złota.


W lesie, w którym w sierpniu zebrałem niemal cały kosz borowików, tym razem królowały pachnące kanie. Taki kapelusz potraktowany jak plaster schabu na niedzielny obiad smakuje równie wybornie!


Listopad płynął bardzo nieoczywistym i zwariowanym nurtem. Chwilę po Wszystkich Świętych wyjechałem na 10-dniowy blok z ortopedii i rehabilitacji do Zakopanego. Zważywszy na fakt, że walizką operowałem pierwszy raz od jakichś 10 lat, to muszę przyznać że podróż z Krakowa minęła dosyć uciążliwie, ale koniec końców szczęśliwie.


W Zakopanem dni upływały w miarę jednostajnie, ale ciekawie. Pierwszą połowę dnia spędzaliśmy w szpitalu na wykładach i zajęciach klinicznych...


...drugą połowę dnia zaś wykorzystywaliśmy jak tylko mogliśmy. Na wędrówki tatrzańskimi dolinami...


...na bliskie spotkania z wszędobylską tatrzańską naturą...


...na udawanie sędziów w budce sędziowskiej nad Wielką Krokwią...


...czy na spacery po Krupówkach pełne pysznych moskoli z masłem czosnkowym i grillowanych oscypków z żurawiną. To wieczorne szwendanie się po Krupówkach zapamiętam na długo!


W długi listopadowy weekend, w trakcie naszego wyjazdu do Zakopanego, spontanicznie ruszyłem z moimi współlokatorkami do Budapesztu. Przejazd dwoma nocnymi autobusami i dwudniowy, prawie 50-kilometrowy spacer ostatecznie nas nie wykończyły, a wręcz przeciwnie... uszczęśliwiły i dały masę pięknych wspomnień.


W Budapeszcie spacerowaliśmy, jedliśmy przepyszne kołacze, gulasz, czy langosze...


...a także zachwycaliśmy się urokami węgierskiej stolicy, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku. Mimo rzęsistego deszczu, który nie był naszym sprzymierzeńcem, wyjazd można uznać za jak najbardziej udany! Fajnie czasem zrobić coś nieoczywistego, wręcz szalonego...


Przełom listopada i grudnia cisnął solidnymi pokładami śniegu, które w polach może i zachwycały, ale na lokalnych drogach wywołały ogrom problemów i trudności. Jazda w pierwszy grudniowy tydzień bywała niczym rosyjska ruletka pomiędzy bezpieczną jazdą a fikołkiem do przydrożnego rowu.


Śniegi po tygodniu zelżały, więc aby to uczcić upiekłem pierwszą w życiu focaccię. Od dawna zachwycałem się tymi wszystkimi tiktokami w których ludzie pieką ten wypiek, ale nie wierzyłem że uda mi się wyczarować takie ogromne i jakże satysfakcjonujące bąble na powierzchni ciasta. Drożdże, mąka i oliwa jednak mnie pozytywnie zaskoczyły i po kilkunastu godzinach z pieca wyszedł tak puszysty, tak szlachetny w smaku placek, że mógłbym go wypiekać codziennie!


Grudniowe zachody słońca są zdecydowanie tymi najpiękniejszymi, ale ten przerósł wszelkie moje oczekiwania. Nieboskłon wtedy po prostu zapłonął...


...i wypalał się jak w najpiękniejszym śnie. Widziałem sporo wschodów i zachodów słońca, ale takiego spektaklu na niebie jeszcze nie doświadczyłem.


Szybko przeminęło... i nadeszły święta. W tym roku wyjątkowe, bo pierwsze takie bez rodziców, pierwsze spędzone samotnie, ale mimo wszystko wieczerza wigilijna zrobiona pracą moich rąk od A do Z musiała być. Uszka i pierogi, ryba, barszcz grzybowy... wszystko smakowało jak za dawnych dobrych czasów. Duma mnie rozpierała nad świątecznym stołem.


Ostatni w tym roku wypiek też został poczyniony przed wieczorem wigilijnym. Ciasto z białym makiem, marcepanem, miodem gryczanym i bakaliami mimo moich zakalcowych obaw wyszło bardzo smaczne i przyjemnie wilgotne. Spora część, razem z opłatkiem, trafiła do moich sąsiadów, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam.


Końcówka roku upłynęła, i w sumie dalej płynie, w wiosennych klimatach, co oczywiście sprzyja wycieczkom po okolicy. Na zameczku w Dębnie byłem po raz pierwszy i na pewno nie po raz ostatni. Szlachetna architektura w połączeniu z zadbanymi, pięknymi wnętrzami, które można zwiedzać z przewodnikiem, spełniają moje wszystkie podróżnicze zachcianki.


Rok 2023 kończy się wiosenną aurą, ale i pełnią w której oblicze i wszechobecny blask mógłbym wpatrywać się pół nocy. Zawsze mnie fascynuje to jak pełnia rozjaśnia krajobraz, ile uwidacznia barw i przyjemnych cieni. Ostatnia fotografia i wiersz zostały poczynione grubo po północy, w takich okolicznościach wena jest silna jak nigdy.



Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca tego długiego, ale jakże ważnego i pięknego dla mnie wpisu. Kończąc moją rozbudowaną opowieść chciałbym Wam życzyć, drodzy czytelnicy, wszystkiego dobrego w nowym, 2024 roku. Życzę Wam przede wszystkim zdrowia bez którego wszelkie inne pomyślności tracą sens, ale także radości, która rozgoni niejedne czarne chmury nad głową oraz pokoju i spokoju, zarówno w naszym otoczeniu, jak i na całym świecie. Obyśmy wszyscy się spotkali tutaj za kolejne 366 dni z poczuciem dumy i spełnienia w sercu.


Pozdrawiam serdecznie i do napisania! ;)

Komentarze

  1. Dotrwałam i bardzo mi się spodobał ten Twój rok..a zdjęcia piękne...wspaniałego roku 2024

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie opisałeś ten rok.Dziekuje za życzenia, pomyślnego, zdrowego roku 2024, pozdrawiam cieplutko. 🥂

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki dobry i intensywny był ten rok i jak pięknie go opisałeś - przeczytałam i pooglądałam z zapartym tchem. Życzę Ci, Maksiu, aby ten odchodzący rok przyniósł Ci same szczęśliwe chwile.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały wpis Maksiu. Miło było zobaczyć Ciebie i Basię. Szczęśliwego nowego roku, spełnienia marzeń i realizacji planów oraz Bożego błogosławieństwa każdego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna relacja! Miałeś bardzo intensywny rok i wspaniale go wykorzystałeś - na naukę, pracę, nowe doświadczenia i przygody :). Podziwiam Twój entuzjazm we wszystkich tych dziedzinach i życzę Ci, żeby zawsze owocował sukcesami i pozytywnymi emocjami. Niech nadchodzący rok przyniesie Ci moc pięknych wrażeń! Wszystkiego, co najlepsze!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie opowiedziałeś o tym jak minąl Ci 2023 rok o tym co się wydarzyło, o zwykłych i niezwykłych chwilach. No i poznałam Twojego kota a koty jak wiadomo kocham i to bardzo:) Życzę by 2024 rok był pełen dobrych chwil :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Maksiu, piękny wpis i wspaniałe zdjęcia! W nowym roku życzę Ci, żebyś nadal podejmował i realizował nowe wyzwania, doświadczenia oraz żeby mimo przeciwności losu umiał znajdować radość i zadowolenie z każdego dnia, każdego nawet niewielkiego sukcesu i osiągnięcia :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Maksiu pięknie to przeżyłeś i opisałeś życzę Ci wszystkiego najlepszego w 2024roku spełniaj marzenia

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za życzenia i wspaniałą relację z całego roku, z wielką przyjemnością przeczytałam. Żałuję tylko bardzo, że nie dostałeś zaproszenia do Voice of Poland, bo to jeden z tych programów, które niezmiennie oglądam z zapartym tchem i bardzo odpowiada mi jego formuła. Poza tym cieszę się, że znalazłeś czas na odwiedziny w moim przepięknym, rodzinnym mieście Wrocławiu :) Wszystkiego cudownego Maks na przyszły rok, niech to będzie dla Ciebie wspaniały i owocny czas...

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowna relacja Maksiu. Cieszę się, że w tym roku udało nam się spotkać. Jesteś wyjątkową Osobą, oboje z mężem życzymy Ci pięknych, szczęśliwych dni i realizacji planów. I do następnego spotkania..

    OdpowiedzUsuń
  11. Z przyjemnością obejrzałam wspaniałą relację z całego roku. Dołączyłeś takie piękne zdjęcia. Podziwiam je zawsze na Twoim blogu. Jesteś wyjątkowym młodym człowiekiem o wielu talentach i już nie raz zadałam Ci pytanie jak Ty ze wszystkim dajesz radę? Dziękuję za życzenia. Ja również życzę Ci, by zdrowie Ci dopisywało w dążeniu do realizacji swoich planów, marzeń. By spełniło się wszystko, co zamierzasz. Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochany Maksiu!
    Mogłabym czytać jeszcze i jeszcze...
    Przepiękne są Twoje zdjęcia i relacja z całego roku 2023. Wybrałeś kierunek studiów bardzo trudny i wymagający ciężkiej pracy w trakcie studiów a mimo to znajdujesz czas na tak wiele pasji. Maksiu, podziwiam Twój niewątpliwy zapał cukierniczy, kulinarny. Potrafisz wyczarować niezapomniane kulinarne pyszności. Cudne jest zdjęcie z Rudiego i Kikucia. Bardzo dziękuję za piękne życzenia i u mnie na blogu.
    Maksiu, życzę Ci pięknego Nowego Roku 2024. Niech wszystkie Twoje marzenia się spełnią! Życzę również aby nadchodzący rok przyniósł Ci wiele nowych możliwości, radość oraz pokój. Niech Cię Bóg błogosławi.
    Ściskam mocno i serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. W Nowym Roku życzę wielu wspaniałych wypadów turystycznych i udanego studenckiego czasu!

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, musiałeś się napracować przy tym wpisie :).

    Niektóre zdjęcia są cudne. Ale tak jak Twoim tak i moim ulubionym jest zdjęcie pieska z "latającymi" uszami :).

    OdpowiedzUsuń
  15. Maks, fascynująca jest Twoja opowieść o minionym roku! Miło było potowarzyszyć Ci w tej podróży pełnej ważnych wydarzeń czy też uroczej codzienności. Urzekło mnie też sporo zdjęć - masz cudowną wrażliwość na piękno natury!
    Niech 2024 rok będzie dla Ciebie pełen wspaniałych wrażeń i spełnienia najskrytszych marzeń. Niech obfituje w nowe możliwości i szczodrze obdaruje Cię szczęściem i dobrem! Wszystkiego najlepszego 😉
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajna relacja, choć ja takich nigdy nie robię to bardzo mi się spodobały Twoje fotki i jak tak sobie myślę, to miałaś bardzo udany rok mimo zawirowań jakie Cię spotkały. Mam nadzieję że rok 2024 będzie dla Ciebie udany czego z całego serca Ci życzę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Pięknie podsumowałeś miniony rok. Działo się dużo. Przeżyłeś wiele wspaniałych chwil. Samych dobroci na rok 2024 życzę i niech ci się darzy . Pozdrawiam serdecznie 🥳🥳🥳🥳🥳

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeszcze piękniejszych wspomnień z 2024...;o)

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj Maks po raz pierwszy w Nowym Roku
    Piękne podsumowanie roku. Z przyjemnością powspominałam razem z Tobą. Tyle przeżyć.... Przy Twoim 2023 mój 2023 wydaje się taki ubogi.
    Przepraszam... Na maila stale brakuje czasu, siły... Wolę tutaj przede wszystkim się odezwać.
    Pozdrawiam i życzę również kolejnego dobrego roku oraz nieustannej obecności Anioła Stróż

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniałe podsumowanie jak widać niezwykle udanego i intensywnego roku, jeden obrazek rzucił mi się od razu w oko, migawka z Rękawki na Kopcu Krakusa, w więc nasze drogi się jakoś tam prawie przecięły. Zaś, nie wiem jak to się stało ale w 2023 roku nie odwiedziłem ani raz Lanckorony, cóż będzie okazja nadrobić to w tym roku, po dłuższej przerwie.
    Wszystkiego dobrego w 2024, radości i spełnienia zamiarów! Pozdrowienia.,

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna fotorelacja. Cudowne wspomnienia... Wiesz co??? Już nie ma co się obracać za siebie... Spełniaj się!!! I tego Ci życzę w tym roku. Spełniaj marzenia, cele te małe i duże... Zdrowia. I pomyślności. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspaniałe podsumowanie roku... Piękne zdjęcia, robią wrażenie... czytam z nich, że pomimo gorszych chwil zawsze szukasz jasnej strony życia... tak trzymaj! Pozdrawiam i życzę dobrego 2024!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Super podsumowanie Maksiu :) Masa ciekawych fotek. Ciekawa jestem, co wybierzesz endokrynologię czy neurologię. Obie.dziedziny ciekawe. Muszę odwiedzić Lipnicę Murowaną i zobaczyć tamtejszy kościółek wewnątrz. Najbardziej lubię drewniane z bogatą polihromią.

    Uściski z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale się u Ciebie działo, świetne podsumowanie :) Niektóre zdjęcja są niesamowite aż dech zapierają ....Wspaniałych planów na ten rok i ich realizacji w pełni :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz!

Translate

Obserwatorzy Bloga

Dziękuję za każdy głos! To mnie motywuje!

Moi psi strażnicy: Rudi (2013-) i Berek (2005-2022)

Kategorie

W moim ogrodzie Podróże Małopolskie Moja poezja Ptaki Wiersze Pola wiosna Zima życzenia 2017 Rośliny Kraków Kwiaty Spacer Grzyby Rynek 2016 Góry Zamek 2019 Jesień Wiersz Wyniki wakacje Grusza Lato Przemyślenia święta Podróż Roku wielkanoc Inne Kościół Las Wieś 2018 Blog Boże Narodzenie Ciasto Dobczyce Rudi Zachód Słońca Beskid Wyspowy Cmentarz Kot Ssaki podsumowania 3. urodziny Konkurs Lasek Mama Moje przygody Motyle Owady Planty Podziękowanie Polska Skansen Urodziny W moim domu Wspomnienia 2020 Kiki Nowy Rok Pole Rocznica Ruiny zamku Rzeka Sentymenty Maksa Studia Wiosenno-letnie wyzwanie u Maksa Zalipie Żonkile Artystycznie Chatki Chmury Cudo Kapliczka Koronawirus Leśniczówka Malowane Opowiadanie Pies Puszcza Statystyki Tata Tulipany Wschód Słońca Wspomnienie Wyzwanie urodzinowe Zjawiska pogodowe Śmierć 2021 Beskidy Bez Candy Chinkali Droga Fiołki Historia Jan Paweł II Katedra Lanckorona Lekarski Luty Maj Nauka Niepołomice Panorama Pieniny Plany Pomniki Prezent Przedwiośnie Przepis Ratusz Rozdanie Sierpień Skalniak Staw Szlak Zioła Śnieg Basia Wójcik Bałtyk Bitwa Bochnia Brzozy Cichawa Czosnek niedźwiedzi Dolina Raby Dynia Jabłoń Jedzenie Jezioro Kazimierz Wielki Krajobraz Krokusy Krościenko Lipa Listopad Majówka Matura Medycyna Morze Mury Muzeum Niebo Pałac Pielgrzymka Pierniczki Polskie bociany Pomnik Pomorskie Pomorze Przebiśniegi Rower Rzepak Stare Miasto Słońce Talent Tenis Trzy Korony Wawel Wał Ruda Wielkopolskie Wieża Wisła Wrocław Wycieczka Zachwyt Zboża Ziarnopłony Zielono przyroda ptaki na flagach wielka sobota zdjęcia Ścieżka Śląskie 2023 4. urodziny 5 miejsc Akademia Muzyczna Aleja Gwiazd Babia Góra Bazylea Bałwan Berek Biedronka Bieszczady Bocian Boże Ciało Budki Budleja COVID-19 Choinka Clematisy Czarny bez Dolina Prądnika Dolnośląskie Domek Drzewa Dunajec Dwór Ferie Gady Gołoborze Grodkowice Grota Grudzień Hel Hiacynty Jagodzianki Jarmark Karolina Kózkówna Kartki Kasztany Kazimierz Klasztor Klomb Kolory Kościół Mariacki Krzewy Krzyż Kukurydza Lipiec Lipnica Murowana Lourdes Marysieńka Miłość Moje zdrowe życie Morwa Most Niedzica Nowodworek Obraz Odlot Ogród Ojców Opis Opowieść Ostrów Lednicki Owoce Oznaki wiosny Palma Pandemia Papierówka Papież Papuga Paź królowej Październik Pięknie Plaża Podskale Podziemia Powiśle Dąbrowskie Praktyki Procesja Przygotowania Przyjaciele Pytania Raba Rogale świętomarcińskie Ruduś Ruiny Rzeźby Różaneczniki Różaniec Rękodzieło Sanktuarium Sesja Sielanka Spotkanie Stokrotki Sukiennice Sylwester Syrop Szczawnica Szpaki Szpital Trasa Ukraina Warzywa Wierzby Wojna Wspaniałe Wypieki Wyprawy Zabawa Zadanie od Maksa Zbiorniki Zdrowo Ziemia Dąbrowska Zmiany jaszczurki jeże purchawice sierpówki Łysa Góra Ślimaki Średniowiecze Święconka Święto Niepodległości Żniwa 10 lat 100000 2015 3 maj 5. urodziny 6. urodziny 7. urodziny 8 lat 9 lat Agnieszka Radwańska Akrostych Album Alfa Altana Amfiteatr Anna Arthur Wellesley Artykuł BMI Balon Bazie Bazylia Bazylika Bałwankowo Berberysy Bezsenność Biało Biało-czerwone Biologia Bitwa pod Grunwaldem Bizony Bobolice Bobry Bociany Bogatka Brusznica Brzozowisko Buraki Bury Bułki Błękit Cele Chabówka Chaczapuri Chaos Chemia Chełm Chleb Chrząszcz Ciastka Ciastka orzechowe Ciężkowice Clafoutis Czarny Staw Czechy Czerwiec Częstochowa Część I Człowiek Dalgona Dawne dzieje Diabelski Kamień Diablak Dla artystów Dla kucharzy Dla poetów Dmuchawiec Dobro Docenione Dolina Białego Droga krzyżowa Drożdżowe Drzewo Dutch baby Dyskusja Dzieciństwo Dziewięćsił Dzień Mamy Fontanny Fotografia Francja Galette des rois Gdańsk Gdów Geografia Gniezno Gondola Gorce Gostynin Gotowanie Gołąb Goździki Grodzisko Grunwald Gubałówka Gwiazdy betlejemskie Góra Skrzynecka Góra Zamkowa Górki Góry Świętokrzyskie Głosowanie Horiatiki Huragan Huśtawka Iglaki Illzach Info Ja w Kuchni Jacuś Jadłospis Jajka Jarmuż Jasna Góra Jednosiwy Jerozolima Jesienne dary ogrodu Jesiony Jezioro Czchowskie Jezioro Dobczyckie Jezioro Rożnowskie Jiaogulan Jubileusz Język polski Kalorie Kalwaria Kanie Karmniki Kawa Kawiarnia Klucz do matury z biologii Koktajle Kolejka Kolekcja Kompot Kompozycja Komunia Święta Konfederacja barska Konie Konkurs Palm Wielkanocnych Kopiec Kraka Korona zapory Kraków-Łagiewniki Krogulec Krowa Krupówki Krzesławice Krzewuszki Krzywa Wieża Krzyż Milenijny Krzyżacy Krzyżówki Książka Księżyc Kuchnia Kujawsko-pomorskie Kundel Kura Kurczak Kurozwęki Kwarantanna Kwiecień Kładki Latarnia Lednica Legendy Lenistwo Lilak Lipnica Literatura London Eye Londyn Lot Lubczyk Lwów Majeranek Makro Marchew Marzec Marzenia Mazowieckie Mazurek Medugorje Melisa Melsztyn Mgła Michałki Mikołaj Kopernik Mirów Misje Mięta Mniszek lekarski Mniszki Mogielica Moi Przyjaciele Molo Monety Mróz Muchomory Muchołówka szara Mural Naleśniki Niebieski Niedziela Palmowa Niegowić Noc Norbertanki Nowy Wiśnicz Obserwacje Odpoczynek Odpowiedzialność Ogień Ojcowski Park Narodowy Olimpiada Omega Opactwo Opole Opolskie Opowieści Oregano Orzechy Ostrów Tumski Owca PDMD Parowar Patriotyzm Pelargonie Pietruszka Pisklęta Piwonie Pizza Plac św. Piotra Plebiscyt Pliszki Pociąg Podbiały Podgrzybki Podhale Podkarpackie Podróż pięciolecia Podziw Pokazy Polecie Pomnik św. Floriana Pomoc Pory roku Potok Powieść Pozdrowienia Poziomki Poznań Praca Praga Prom Prośba Przed Sylwestrem Przemijanie Przerwa Przygoda Przyszłość Pszczoła Pucuś Pustelnia Płazy Radość Refleksje Rejs Rokitnik Rozmaryn Rożnów Rukola Rzadkie Rzeźbiarstwo Rzym Rękawka Rżysko Samosy Sanki Sałatka Seler Sernik Sezon karmnikowy Sierpówka Sir Siła Skamieniałe Miasto Skałka Skocznie Smoleń Sopot Spisz Spokój Stajnia Staropolskie Stetoskop Styczeń Szacunek Szałwia Szczaw Szczepienia Szczepionka Szczepmy się! Szczerze Szczypiorek Szkoła Szlak Orlich Gniazd Szron Szwajcaria Sól Słonecznik Słowacja Słowianie Taize Tamy Tatry Tatrzański Park Narodowy Teatr Topola Toruń Tradycje Tropsztyn Tropy Turbacz Tymianek Ulubione Urbi et Orbi Uście Solne Wadowice Waga Warmińsko-Mazurskie Warsztat Wata cukrowa Watykan Wellington Arch Westerplatte Wetlina Widoki Wielka Brytania Wiewiórka Wieżyca Wigilia Wiszące mosty Witacze Wiązanki Wodospad Wow Wprowadzenie Wrzos Wyjazd Wytrzyszczka Wyzwanie Włochy Włóczęga ZOO Zakopane Zapora Zapowiedź Zasady Zawilce Zawoja Zaćmienie Zaćmienie Księżyca Zbiórka Zdjęcie Zegar Zwierzęta Zwyczaje Złoto dzwoniec filmy kosy magiczny czas porządki rudziki van Gogh Łatwe w uprawie Ławka Łąki Śliwa Ślęża Święci Świętojański Świętokrzyskie Święty Krzyż śpiew śpiew dzwońca św. Szymon święty Mikołaj Żołnierze i polegli Żurawki

Prawa autorskie

Wszystkie moje teksty i zdjęcia na blogu "Świat z mojej perspektywy" są chronione prawem autorskim na mocy: Dz. U. 1994 nr 24 poz. 83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wykorzystanie ich wymaga mojej zgody!

Agregator blogów przyrodniczych

Rozdane, powędrowało do Janeczki z Chwil Wytchnienia!

Rozdane, powędrowało do Jadzi Kluczyńskiej!

BLOG KULINARNY

TUTAJ ZAGLĄDAM