Pierwszy dzień jesieni - dyniowo mi!
Witam Was!
Lato skończyło swoje "panowanie" ok. 8 godzin temu. Mamy teraz jesień! A jeśli mówimy o jesieni, to skojarzeń jest wiele. Jednym z nich są DYNIE, którym chciałbym poświęcić 1. jesienny post.
W tym roku po raz wyhodowałem dynię - dokładnie 4 sztuki. Ale jak wiadomo, dużo rzeczy bierze się z przypadku - tak było i tym razem.
Swoją opowieść rozpocznę od ubiegłorocznego Halloween. To wtedy dynia "macierzysta" spoczęła na 1 ze skalniaków i tam widniała jako ozdoba ogrodu. Ta dynia była jednak jadalna, więc tył został wycięty i wykorzystany w kuchni.
Po paru dniach dynia zaczęła gnić i wypuściła parę nasion, których nie zauważyłem - gdyby było inaczej, dzisiaj raczej tej historii by nie było. I tak nasionka spoczęły w glebie.
Minęła zima, którą nasionka jakoś przeżyły. W okolicach kwietnia na skalniak przybyły nowe rośliny, a wraz z nimi dużo nawozu, więc gleba była w tamtym miejscu bardzo żyzna. "Małe" czerpały więc korzyści, rozwijając się w wielkich wygodach i luksusach.
W maju zauważyliśmy małe roślinki wśród innych kwiatów. Było ich 6. Myśleliśmy, że to zwykłe chwasty, więc zaczęliśmy to wyrywać. Zauważyliśmy jednak, że na każdym korzeniu jest pestka dyni. Skojarzyliśmy fakty i uświadomiliśmy sobie, że mamy 6 małych sadzonek dyni. Od razu przesadziliśmy je w inne miejsce - lepsze dla nich.
A tak wyglądały dynie w lipcu:
Już wtedy pojawiały się 1. kwiaty, ale nic z nich nie wyrastało. Dopiero sierpień był przełomem - gdy sadzonki osiągnęły długość ok. 70 cm pojawiła się 1. dynia, która po paru dniach zgniła. I tak było z kolejnymi dyniami, które w momencie gnicia były nieco większe od poprzednika. I w taki sposób "zginęło" około 10 dyni.
Na początku września, gdy rośliny miało grubo ponad 2 metry, pojawiły się 4 kolejne dynie. Myślałem, że one też zgniją jak pozostałe, ale nie! Rosły i nabierały koloru.
Same rośliny miały długość ponad 5 metrów i zajmowały bardzo duży areał. 2 z nich przeskoczyły na pole sąsiada.
21 września odbyły się pierwsze zbiory dyń z mojego ogródka - jeszcze nigdy wcześniej nie wyhodowałem żadnej dyni.
Tak prezentowały się po zbiorze:
Oczywiście po zbiorach nastąpiło ważenie. Wszystkie 4 razem ważą 14,1 kg! Największa waży 5 kg, druga waży 3,3 kg, a 2 ostatnie po 2,9 kg.
Wieczorem pierwsza dynia trafiła do kuchni - wybrałem tą najbardziej pomarańczową (1. zdjęcie - na samym przodzie, 2. zdjęcie - 1. z lewej).
Gdy przekroiłem ją byłem dumny z siebie - znacząco różniła się od tych sklepowych: soczysta, żółciutka, aż miło było na taką dynię patrzeć! Sami zobaczcie.
Jak na razie króluje krem z dyni - oto przepis.
1. Składniki:
- 0,5 kg dyni (bez skóry i pestek);
- 2 marchewki;
- korzeń pietruszki;
- pół małego selera (opcjonalnie);
- czosnek;
- cebula;
- 1 noga z kurczaka;
- zioła (majeranek, koper, tymianek);
- sól, pieprz;
- 1 łyżeczka curry.
2. Sposób przygotowania:
Dynię i warzywa kroję w kostkę i wraz z nogą wrzucam do 1 litra wody - robię wywar. Doprawiam ziołami i curry (dynia jest w smaku dosyć mdła). Gdy warzywa zmiękną, oddzielam je od wywaru. Warzywa wkładam do blendera i miksuję na gładki krem, jeśli jest za gęsty dodaję wywar. Ja podaję z grzankami z serem.
A tak się to prezentuje:
I tak historia się zakończyła. Przypadek sprawił, że pokochałem uprawę dyń i już 1. nasiona wsadziłem w miejscu na skalniaku - tradycyjnie. :)
A wy: uprawiacie dynie, czy jakieś inne jesienne dary? Koniecznie się pochwalcie! :)
Do zobaczenia! :)
Lato skończyło swoje "panowanie" ok. 8 godzin temu. Mamy teraz jesień! A jeśli mówimy o jesieni, to skojarzeń jest wiele. Jednym z nich są DYNIE, którym chciałbym poświęcić 1. jesienny post.
W tym roku po raz wyhodowałem dynię - dokładnie 4 sztuki. Ale jak wiadomo, dużo rzeczy bierze się z przypadku - tak było i tym razem.
Swoją opowieść rozpocznę od ubiegłorocznego Halloween. To wtedy dynia "macierzysta" spoczęła na 1 ze skalniaków i tam widniała jako ozdoba ogrodu. Ta dynia była jednak jadalna, więc tył został wycięty i wykorzystany w kuchni.
Po paru dniach dynia zaczęła gnić i wypuściła parę nasion, których nie zauważyłem - gdyby było inaczej, dzisiaj raczej tej historii by nie było. I tak nasionka spoczęły w glebie.
Minęła zima, którą nasionka jakoś przeżyły. W okolicach kwietnia na skalniak przybyły nowe rośliny, a wraz z nimi dużo nawozu, więc gleba była w tamtym miejscu bardzo żyzna. "Małe" czerpały więc korzyści, rozwijając się w wielkich wygodach i luksusach.
W maju zauważyliśmy małe roślinki wśród innych kwiatów. Było ich 6. Myśleliśmy, że to zwykłe chwasty, więc zaczęliśmy to wyrywać. Zauważyliśmy jednak, że na każdym korzeniu jest pestka dyni. Skojarzyliśmy fakty i uświadomiliśmy sobie, że mamy 6 małych sadzonek dyni. Od razu przesadziliśmy je w inne miejsce - lepsze dla nich.
A tak wyglądały dynie w lipcu:
Już wtedy pojawiały się 1. kwiaty, ale nic z nich nie wyrastało. Dopiero sierpień był przełomem - gdy sadzonki osiągnęły długość ok. 70 cm pojawiła się 1. dynia, która po paru dniach zgniła. I tak było z kolejnymi dyniami, które w momencie gnicia były nieco większe od poprzednika. I w taki sposób "zginęło" około 10 dyni.
Na początku września, gdy rośliny miało grubo ponad 2 metry, pojawiły się 4 kolejne dynie. Myślałem, że one też zgniją jak pozostałe, ale nie! Rosły i nabierały koloru.
Same rośliny miały długość ponad 5 metrów i zajmowały bardzo duży areał. 2 z nich przeskoczyły na pole sąsiada.
21 września odbyły się pierwsze zbiory dyń z mojego ogródka - jeszcze nigdy wcześniej nie wyhodowałem żadnej dyni.
Tak prezentowały się po zbiorze:
Oczywiście po zbiorach nastąpiło ważenie. Wszystkie 4 razem ważą 14,1 kg! Największa waży 5 kg, druga waży 3,3 kg, a 2 ostatnie po 2,9 kg.
Wieczorem pierwsza dynia trafiła do kuchni - wybrałem tą najbardziej pomarańczową (1. zdjęcie - na samym przodzie, 2. zdjęcie - 1. z lewej).
Gdy przekroiłem ją byłem dumny z siebie - znacząco różniła się od tych sklepowych: soczysta, żółciutka, aż miło było na taką dynię patrzeć! Sami zobaczcie.
Jak na razie króluje krem z dyni - oto przepis.
1. Składniki:
- 0,5 kg dyni (bez skóry i pestek);
- 2 marchewki;
- korzeń pietruszki;
- pół małego selera (opcjonalnie);
- czosnek;
- cebula;
- 1 noga z kurczaka;
- zioła (majeranek, koper, tymianek);
- sól, pieprz;
- 1 łyżeczka curry.
2. Sposób przygotowania:
Dynię i warzywa kroję w kostkę i wraz z nogą wrzucam do 1 litra wody - robię wywar. Doprawiam ziołami i curry (dynia jest w smaku dosyć mdła). Gdy warzywa zmiękną, oddzielam je od wywaru. Warzywa wkładam do blendera i miksuję na gładki krem, jeśli jest za gęsty dodaję wywar. Ja podaję z grzankami z serem.
A tak się to prezentuje:
I tak historia się zakończyła. Przypadek sprawił, że pokochałem uprawę dyń i już 1. nasiona wsadziłem w miejscu na skalniaku - tradycyjnie. :)
A wy: uprawiacie dynie, czy jakieś inne jesienne dary? Koniecznie się pochwalcie! :)
Do zobaczenia! :)
Ładne okazy Tobie wyszły :)
OdpowiedzUsuńZa dyniami nie przepadam, ale lubię na nie patrzeć. Kiedyś nawet upiekłam chleb dyniowy, był bardzo dobry.
Dynie fantastyczne... Co do kremu z dyni... Uwielbiam go! Jest delikatny ale oddaje w pełni smak tego nie docenianego na co dzień giganta ogrodowego :) Czasami dodaję do kremu prażone pestki dyni. No i oczywiście grzanki i ser :) Kromkę pieczywa tostowego (3 ziarna) kroję na 16 kawałków i podsmażam z obu stron na maśle. Posypuję nimi krem, a wierzch sypię świeżo starty ser :0 Oj chyba zrobiłem się głodny :) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńFantastyczne okazy, ja jakoś nie mam szczęścia do dyni.
OdpowiedzUsuńSuper dynie.Lubię je hodować bo nie wymagaja dużo pracy.Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńZ przypadku, ale wyrosły pięknie. U mnie niestety w tym roku ocalały tylko 2 szt, susza je wykończyła....Marzą mi się białe, jak wszystkim pewnie, bo są śliczne i w dekoracjach super. Niestety, nasiona u mnie były nie do zdobycia. Może w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńGratuluję pięknych okazów. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
Nie przejedz się !! ;o)
OdpowiedzUsuńPiękne masz dynie, nigdy ich nie uprawiałam. W tym roku postawiłam na pomidory.
OdpowiedzUsuńA zupka wspaniała- gratuluję!
Fajna przygoda. Ja tak wyhodowałam pomidorki. Podsypywałam kwiatki ziemią z kompostu i wykiełkowały pomidory, Małe , zebrane w grona. Przypomniałam sobie, że zimą stale kupowałam takie w Lidlu. Jak przyroda jest silna!
OdpowiedzUsuńJa też hoduję dynie i mam spore zbiory, przetrzymuję je przez zimę. Wszyscy bardzo lubimy zupę krem. Robię podobnie jak Ty, z taką różnicą, że piekę dynie przez 15 min w piekarniku i zdejnuję skórkę. Zupa ma wspaniały, pestkowy zapach i smak:) Pozdrawiam hodowcę dyń, hodowcę przez przypadek:)))
Wspaniałe okazy.
OdpowiedzUsuńUwielbiam zupę krem z dyni i kompot.
Pozdrowionka.
Piękne zbiory.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam zupę z dyni.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Piękne dynie :) Mnie w tym roku udało się wyhodować z pestek zielone pomidorki. Jak na dwa krzaczki w doniczkach na balkonie, to sporo już ich zebrałam- a jeszcze na pewno parę zerwę, ale są już coraz mniejsze. Nieważna jednak, są pyszne :))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUprawa na medal :) Właśnie pokazałam Ciebie poprzez blog moim chłopcom jak wzór do naśladowania. I tak właśnie uważam :)
OdpowiedzUsuńMoże dynia już nie jest na czasie, ale świetnie smakują jaka nadziewane pastą z żółtek, czosnku i orzechów.
OdpowiedzUsuń