Witam!
W ostatni wrześniowy poniedziałek wracałem ze spotkania organizacyjnego przed rozpoczęciem stażu podyplomowego w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim. O mojej pierwszej pracy w roli lekarza, którą rozpocząłem wraz z nadejściem października, pewnie napiszę niebawem osobny wpis, ale na ten moment powiem tylko tyle, że wręcz tonę w satysfakcji i poczuciu spełnienia, a nowy rozdział życia kreśli się w jasnych barwach. Dosłownie kilka minut po powrocie i przekroczeniu domowych progów otrzymałem powiadomienie o nowym mailu w skrzynce odbiorczej. Szybkie kilka kliknięć później znałem już dokładnie cel oraz treść wiadomości: "weryfikacja przeszła pomyślnie, zapraszamy po odbiór książeczki do krakowskiego oddziału PTTK"... Beskidzki ryś już czeka! Serce od razu zabiło mocniej, na twarzy namalował się ogromny banan, a pokłady mojej wewnętrznej spontaniczności nakazywały mi jeszcze jeden, błyskawiczny kurs do Krakowa. Dobrze, że dostrzegłem godziny otwarcia tamtejszego sekretariatu, bowiem inaczej naprawdę bym tam ruszył i tylko odbiłbym się od zamkniętych od dawna drzwi.
Kolejnego dnia zaraz po przebudzeniu pojechałem po tego jakże upragnionego beskidzkiego rysia oraz książeczkę PTTK, będącą jednym z dowodów moich ukochanych wędrówek po Beskidzie Wyspowym. Na miejscu okazało się, że za odznakę trzeba uiścić jeszcze opłatę w wysokości 35 złotych... Nie ukrywałem wówczas swojego zdziwienia, ale z drugiej strony stwierdziłem, że jestem na dosłownie ostatniej prostej, że ów odznakę mam, też dosłownie, na wyciągnięcie ręki i żadne dwie cyferki nie staną mi już na przeszkodzie. I nie stanęły... Nie muszę chyba opisywać Wam mojej radości i wszystkich innych emocji górujących w tamtym momencie. Udało się! W ostatni dzień swoich ostatnich wakacji w życiu moja przygoda z Koroną Beskidu Wyspowego nieodwracalnie przekroczyła linię mety. Moje prośby tlące się w głowie przez cały wrzesień zostały wysłuchane i trzydziestego dnia tegoż miesiąca stałem się dumnym właścicielem beskidzkiego rysia!
 |
Tak się prezentuje moja zdobycz, a zarazem owoc wspaniałej przyjaźni ze szlakami Beskidu Wyspowego! |
Długo się zastanawiałem jak pokierować ten ostatni wpis z Koroną Beskidu Wyspowego na piedestale. Jak doskonale wiecie, wspomnienia oraz nostalgia są nieodłączną cząstką mojej duszy, więc proponuję jeszcze jeden wirtualny spacer, ale nie taki zwyczajny. Niech zapanuje w nim to, co najlepsze z tego niezapomnianego dla mnie okresu...
 |
Zdobywanie wyspowej korony rozpocząłem na wierzchołku Worecznika. Najniższa wyspa ze wszystkich od razu dała mi lekcję pokory, że mniejsza wysokość wcale nie oznacza banalnej, przyjemnej i bezproblemowej wędrówki. Pokonanie stromiej nachylonego, pełnego jeszcze zimowego błota stoku opłaciło się, bo nieopodal tabliczki szczytowej odnalazłem sarni parostek. Nie potraktowałem tego znaleziska jako dzieło przypadku i w kolejnych wędrówkach ów dar natury służył mi za swojego rodzaju amulet. Jak widać: skuteczny ;) |
 |
Z wyprawy na Lubomir oraz Patryję zapamiętam przede wszystkim jedno z dwóch schronisk w Beskidzie Wyspowym, na Kudłaczach, tak rzadkie w tym paśmie górskim tłumy ludzi, pierwszy tak cudny krajobraz w tej beskidzkiej przygodzie, a także obserwatorium astronomiczne na wierzchołku pierwszej z wysp. |
 |
Kolejna włóczęga przypadła na Wielką Sobotę. W zdobyciu Jaworza, Sałasza oraz góry Korab nie pomagał silnie wiejący wiatr, a także tumany saharyjskiego pyłu, które skutecznie zasłaniały piękniejsze panoramy. To tam odkryłem sens nadrzewnych oznaczeń ze skrótem "GSBW", a także poznałem karpacki endemit, żywca gruczołowatego. |
 |
Dzień później, w wielkanocne popołudnie, udało się jeszcze poznać uroki dwuwierzchołkowej Białowodzkiej Góry. Tajemnicza, owiana licznymi legendami wyspa wyrastająca znad koryta Dunajca do dziś budzi we mnie pytania o piastowski zamek Lemiesz... |
 |
Piękne majowe dni zachęciły mnie do pierwszej samotnej wędrówki w Beskid Wyspowy. Wybór padł na Miejską Górę u podnóży której prężnie rozwija się Limanowa. Wyszedłem ze swojej strefy komfortu i nie patrząc się na nikogo wdrapałem się ponad 300 metrów nad poziomem morza do góry. Dróżkę różańcową w lesie pod wierzchołkiem także zapamiętam na długo! |
 |
Kamionna, dziewiąta bohaterka mojego wyzwania, od niedawna przyciąga rzesze turystów ze względu na wieżę widokową i fantastyczne widoki z jej najwyższego piętra. Łatwe wejście zwieńczone zapierającymi dech w piersiach krajobrazami... czegóż chcieć więcej? |
 |
Dziesiątą wyspę, Grodzisko, zdobyłem pewnego majowego popołudnia po zajęciach na uczelni. Błękitne niebo oraz przyjemne dwadzieścia kilka kresek na plusie zadecydowały o spontanicznym, popołudniowym wyjeździe w Beskid Wyspowy. Dwa strome podejścia nieopodal szczytu przez dłuższy czas śniły mi się po nocach! |
 |
Po letniej sesji i zakończeniu piątego roku na studiach nadeszły wakacje, a wraz z nimi powrót w Beskid Wyspowy. Na Skiełku i tamtejszej wieży widokowej przeżyłem swój pierwszy beskidzki zachód słońca, czułem się jak w najpiękniejszej baśni! |
 |
Wyprawy na Łopusze nie zapamiętałem szczególnie dobrze ze względu na dziwną, pełną mroku atmosferę. Gęsty las naznaczony katastrofą awionetki z początku tego stulecia nie pozwalał poznać się jako przyjazne miejsce dla wędrowców, a zwłaszcza podczas powrotu po zachodzie Słońca z odpalonymi czołówkami. Jedyne co wspominam z tamtego dnia dobrze, to wizyta w lokalnym gospodarstwie i zakup świeżo przyrządzonego, wiejskiego sera i masła. Ich smak był nieziemski! |
 |
Kolejna letnia wędrówka, na Księżą Górę oraz Ciecień, także miała swoje cienie i blaski. Schodząc z drugiej z gór zaliczyłem dość bolesny upadek, którego skutki odczuwałem przez kolejny miesiąc. Matka Natura postanowiła jednak zareagować i nieco zrekompensować ten przykry incydent pokazując swoje niepospolite uroki. Takim sposobem pierwszy raz spotkałem dziko rosnącą naparstnicę purpurową, szyszkowca łuskowatego, a także... beskidzką księżniczkę, czyli salamandrę plamistą. |
 |
Z wejścia na piętnastą wyspę, Chełm, zapadnie mi w pamięci ten cudowny krajobraz, którego kompletne się tam nie spodziewałem. Z niespodzianek jednak Wyspowy słynie :) |
 |
Z wejścia na Łopień zaś zapamiętam trzy rzeczy, a mianowicie moje problemy gastryczne, chmary latających owadów, które chciały wręcz wchodzić do uszu, a także burzę wyzwalającą w nogach szósty, jak nie siódmy bieg. Nie wiem kiedy ta trauma minie, ale akurat na Łopień nie planuję wracać w najbliższym czasie. |
 |
Na Potaczkową i Adamczykową mógłbym natomiast wrócić w każdej chwili. To tam poznałem potęgę i piękno pobliskich kopuł Szczebla i Lubonia Wielkiego, a ze względu na rozległe, trawiaste polany poczułem się jak bieszczadzki turysta. Wyzwoliło to we mnie wspomnienia z 2018 roku i mojej jedynej wojaży w kierunku polsko-ukraińskiego pogranicza. |
 |
Wsołową i Czarny Dział zdobyłem z moją serdeczną koleżanką, Anitą. Przez dłuższy czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu, ale moc Beskidu Wyspowego i wspólnego wędrowania potrafi przełamać każdą stagnację. Dodatkowo na Czarnym Dziale pokonałem pierwszą połowę Korony Beskidu Wyspowego. Bez dwóch zdań była to jedna z fajniejszych wędrówek! |
 |
Zeszłoroczny październik był o wiele łaskawszy od swojego zimnego, szarego i jakże brzydkiego następcy. Idąc na Zęzów z Tymbarku mogłem, wraz z moją koleżanką ze studiów, poczuć pierwsze nuty złotej polskiej jesieni. W drodze powrotnej, już krocząc pomiędzy zabudowaniami, humor postanowił nam zepsuć pewien agresywny, niepilnowany psiak. Na szczęście ostatecznie skończyło się tylko na strachu... |
 |
Kolejna samotna podróż w Beskid Wyspowy pozwoliła mi zdobyć Cichoń. Pod przełęcz pod Ostrą dojechałem swoim sędziwym Fiatem i muszę przyznać, że pokonując ostre i dość strome serpentyny na przełęczy Słopnickiej tylko czekałem na zawał... albo swój, albo auta! Czasem uwielbiam dramatyzować, ale koniec końców przygoda znalazła swoje szczęśliwe zakończenie, a ja mogłem po raz kolejny podziwiać uroki złotej jesieni. |
 |
Zdobywając Jasień, Kutrzycę oraz Krzysztonów, czyli pierwsze tysięczniki w moim wyzwaniu, odkryłem zdecydowanie najpiękniejsze miejsce w całym Beskidzie Wyspowym, polanę Łąki. Niesamowity widok na okoliczne wyspy tonący w tym całym złocie brzóz, klonów i innych liściastych drzew do teraz wywołuje we mnie gęsią skórkę. Cały ten rok polowałem na powrót w tamto miejsce, ale ze względu na długie epizody kiepskiej pogody i chęć doprowadzenia korony do końca nie udało mi się to. Liczę jednak, że w kolejnych latach zawitam tam nie jeden raz! |
 |
Zarzekałem się, że nie ma szans, abym w zimowej scenerii wdrapał się na jakikolwiek wyspowy wierzchołek. Rzeczywistość postanowiła jednak obalić to stwierdzenie i w taki sposób dotarłem na Kuklacz. Trasa być może i prosta jak bułka z masłem, ale zimowe wejście to zimowe wejście... i koniec kropka! :) |
 |
Wraz z nadejściem nowego, 2025 roku, wiedziałem że będzie on przełomowy na wielu płaszczyznach. Korona Beskidu Wyspowego, a dokładniej jej ukończenie, stała się jedną z nich. Lutowa Kostrza, czyli ten słynny wielorybek, dała nieco popalić przy wchodzeniu i schodzeniu, ale także obdarowała mnie "judaszowymi srebrnikami" na które czaiłem się już od dłuższego czasu... |
 |
Po zdaniu pierwszego Lekarskiego Egzaminu Końcowego postanowiłem wybrać się samemu samochodem na kolejną przejażdżkę w Beskid Wyspowy. Tym razem padło na drugą najwyższą górę tego pasma, czyli Ćwilin. Przejście Drogą Różańcową z Wilczyc, pomimo zalegającego gdzieniegdzie błota i śniegu, minęło naprawdę przyjemnie. Dzięki temu po nieco ponad godzinie, podczas małego pikniku na polanie Michurowej, mogłem świętować i zdanie egzaminu, i pierwszy samotnie zdobyty tysięcznik! |
 |
W Poniedziałek Wielkanocny udało się wdrapać na dwie wyspy dwoma różnymi szlakami. Moja głowa pełna od psychiatrycznych zagadnień na egzamin nieco odpoczęła i nabrała dodatkowych sił przed ostatnim starciem. W drodze na Ostrą towarzyszył mi i mojemu bratu piesek z pobliskiej wsi. Ostry, bo tak go nazwaliśmy, okazał się być niezastąpionym przewodnikiem i pokonał z nami całą zaplanowaną trasę! |
 |
Po zdobyciu Ostrej od razu ruszyliśmy w kierunku tajemniczej i pełnej legend kopuły Łyżki. To wejście będzie już zawsze kojarzyć mi się ze śmiercią papieża Franciszka, ponieważ to właśnie na wierzchołku Łyżki dotarły do mnie te smutne informacje. Humor w takiej sytuacji mogły poprawić tylko wiosenna, sielska sceneria i zasłużony kęs ręcznie robionej focaccii wypełnionej po brzegi pomidorami oraz pesto z czosnku niedźwiedziego. |
 |
Pomiędzy egzaminami na ostatniej sesji na lekarskim udało mi się ruszyć z dwójką moich znajomych ze studiów na Ogorzałą i Ostrą. Pewnie pamiętacie jeszcze moje zachwyty nad tym sielankowym i wręcz nierealistycznym widokiem. Tam też chciałbym prędko powrócić... |
 |
Kolejny raz w Beskid Wyspowy powróciłem już jako lekarz. Wykańczająca, długa sesja dała się we znaki. Tęsknota i pragnienie kolejnych wędrówek rosły w siłę z dnia na dzień. Śnieżnicę zdobyłem razem z serdeczną sąsiadką, Bożeną, oraz dwójką jej cudnych dzieciaków. Strome zejście na podszczytową polanę początkowo chciało nas zniechęcić, ale jakoś pokonaliśmy swoje obawy w nagrodę dostając prawdziwy miód dla oczu! |
 |
Letnia pogoda i prognozy nie napawały optymizmem, więc każde okienko, każdą lepszą aurę chciałem wykorzystywać na 100%, by przed końcem wakacji ukończyć Koronę Beskidu Wyspowego. Wejście na Szczebel z przełęczy Glisne minęło jako bardzo przyjemne doświadczenie. Po powrocie z wyjazdu okazało się, że zupełnie przegapiłem polankę podszczytową z kolejnymi cudnymi widokami, więc mam pretekst, by i tam kiedyś powrócić! |
 |
Sierpień rozpieszczał nieco lepszą pogodą. Sześć szczytów w jeden miesiąc? A dlaczego nie! Wyprawa na najwyższy punkt Beskidu Wyspowego, na wierzchołek Mogielicy zwieńczony wieżą widokową, okazała się nie lada wyzwaniem. Zarośnięty szlak, przechodzenie przez wartki potok, niespodziewane grzybobranie, oderwana podeszwa od buta, fantastyczne letnie pocztówki... tam nie brakło żadnych wrażeń! |
 |
Niedzielny poranek na ścieżkach Kalwarii Tokarskiej w kierunku Urbaniej Góry i Zębolowej ostatecznie pokazały mi pobożność i zamiłowanie do tradycji lokalnych społeczności. W dzisiejszych czasach coraz mniejszą uwagę zwraca się na takie wartości, a mam takie wrażenie, że tereny Beskidu Wyspowego wręcz nimi stoją. Nie zliczyłbym wszystkich figurek, kapliczek i nadrzewnych krzyżyków, które spotkałem na szlakach przez te ostatnie półtora roku... |
 |
Ostatnie trzy wyspy zdobyłem całkowicie sam. Walcząc ze swoimi słabościami i chęcią rezygnacji chyba ostatecznie przypieczętowałem tę beskidzką miłość. Trzy przesiadki, by dojechać autobusem pod szlak na Modyń, wspaniała pogoda i jeszcze piękniejsze widoki z tamtejszej wieży widokowej, kilka miłych pogawędek z nielicznymi turystami i czekanie z konikiem na powrotny transport stworzyły jedną z moich ulubionych wycieczek. Na Modyń na pewno prędko powrócę! |
 |
Przedostatnia wyprawa do wyspowej korony na Luboń Wielki była moją najdłuższą wędrówką w życiu. Prawie 20 kilometrów w nogach dodało mi mnóstwo satysfakcji, ale i dumy. Nigdy bym się nie spodziewał, że będę w stanie przejść taki dystans i to jeszcze samemu! Matka Natura też postanowiła mnie wynagrodzić licznymi kępami kwitnącej goryczki trojeściowej. Z tamtej wędrówki zapamiętam także wizytę w schronisku na szczycie, który nie bez powodu zyskał miano chatki Baby Jagi... |
 |
W ostatni sierpniowy piątek nadszedł czas, by wdrapać się na ostatni wierzchołek. Wejście na Lubogoszcz Małym Szlakiem Beskidzkim od strony Kasiny Wielkiej stało się godnym przeciwnikiem, ale ostatecznie podołałem i stanąłem na czterdziestej wyspie tonąc we wzruszeniach. Na samej górze nie spotkałem żywej duszy, więc świętowanie upłynęło w tysiącach myśli i w błogiej ciszy. Zejście czarnym szlakiem do Kasinki Małej zakończyło tę przełomową dla mnie przygodę z Koroną Beskidu Wyspowego. |
Każdemu kto dotrwał do samego końca szczerze dziękuję. Te około 200 kilometrów szlaku, półtora roku pokonywania swoich lęków, słabości, wychodzenia ze strefy komfortu, ale i wielu pięknych przygód niosących ze sobą olbrzymie pokłady pozytywnych emocji nauczyły mnie wiele. Przez ten cały czas padały od Was systematycznie pytania: co dalej? co po zdobyciu korony? Z Beskidem Wyspowym nie zamierzam się rozstawać, a w ów zamiarze pomoże mi druga wyspowa odznaka, "102 wyspy", o której kilkukrotnie tutaj już wspominałem. We wrześniu stanąłem na trzech kolejnych wierzchołkach, a licznik pomału zbliża się do okrągłej sześćdziesiątki.
Jeśli chcecie śledzić moje dalsze zmagania na szlakach Beskidu Wyspowego (i być może nie tylko!) to już teraz serdecznie Was zapraszam na mojego drugiego bloga: "Wyspy Beskidzkiego Przylądka". Na dniach powinny pojawić się wpisy z ostatnich wędrówek... Link do strony zostawiam poniżej:
.jpg) |
Niechaj to zdjęcie będzie zapowiedzią mojej dalszej przygody i przyjaźni z Beskidem Wyspowym. Serdecznie zapraszam na drugiego bloga! |
Na sam koniec tej niesamowitej i jakże przełomowej w moim życiu beskidzkiej przygody zostawiam Wam, drodzy Czytelnicy, mały rebus. Osoba, która jako pierwsza umieści poprawne hasło w komentarzu zgarnie (razem z Iwonką, która wygrała poprzedni mini-konkurs) niespodziankę! Zatem zagrajmy...
- Piąta, ósma i dziesiąta litera z nazwy wyspy na której, według legend, stał średniowieczny zamek Lemiesz.
- Czwarta i piąta litera z nazwy trzeciej bohaterki mojego beskidzkiego wyzwania.
- Dwie ostatnie litery z nazwy wyspy, która kryje na swym szczycie kapliczkę świętej Joanny Beretty Molli.
- Pierwsza litera z nazwy pierwszego tysięcznika z beskidzkiej przygody.
- Pierwsza i czwarta litera z nazwy wyspy, która zwana jest "Górą Zakochanych".
- Pierwsza litera z nazwy jedynego wierzchołka całkowicie pozbawionego charakterystycznej szczytowej tabliczki.
- Czwarta i piąta litera z nazwy przełęczy z której startowałem w kierunku polany Skalne oraz Łąki.
- Pierwsze dwie litery z nazwy miejscowości z której ruszałem na Adamczykową.
- Pierwsza i szósta litera z nazwy miejscowości z której ruszałem na Ćwilin.
Kto się podejmie tego niełatwego wyzwania? Czekam na trafne odpowiedzi!
I tak to minęło... wszystko co dobre, szybko się kończy.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :)
Gratuluję zdobycia odznaki z beskidzkim rysiem. Super podsumowanie dotychczasowych wędrówek. Powodzenia w zdobywaniu kolejnych wierzchołków w celu zdobycia drugiej wyspowej odznaki "102 wyspy". Powodzenia również w pierwszej pracy w roli lekarza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.