Witam!
Prawdziwie lipcowa pogoda, pełna żaru lejącego się z nieba i nieobliczalnych burz, daje się we znaki. Nieboskłon co chwila przyjmuje różne postacie, a co za tym idzie nikt ani nic, nawet najdokładniejsze prognozy pogody, nie są w stanie przewidzieć ze stuprocentową gwarancją ów zmian. Ta niestabilność mocno utrudnia planowanie kolejnych wypraw w Beskid Wyspowy. Jednak na przekór wielu przekonaniom, popołudnia i wczesne wieczory bywają ostatnimi czasy najspokojniejsze, więc po pierwszym zachodzie Słońca na szczycie Skiełka rychło nadszedł drugi... tym razem w owianym wieloma tajemnicami Paśmie Łopusza...
Pasmo Łopusza i Kobyły, bo tak brzmi jego pełna nazwa, jest najdalej wysuniętym na północny wschód fragmentem Beskidu Wyspowego. Pięć najwyraźniejszych kulminacji: Łopusze Zachodnie, Łopusze Środkowe, Łopusze Wschodnie, Kobyła oraz Kopiec rozciąga się na kilku kilometrach bogatego w widoki grzbietu. Dla zdobywców Korony Beskidu Wyspowego najważniejszy jest trzeci z powyższych wierzchołków, pozostałe nie mają znaczenia w drodze ku odznace beskidzkiego rysia. Dziwna to decyzja, bowiem to Łopusze Zachodnie są zdecydowanie najwyżej położonym punktem pasma, ale nie ma co się zbyt długo nad tym pochylać, kolejny szlak już czeka!
|
Kolejną wędrówkę po Beskidzie Wyspowym zaczynamy w miejscowości Rozdziele, położonej pomiędzy Bochnią a Limanową. Na Łopusze można wdrapać się od kilku stron, w moim przypadku punktem wyjściowym był teren "Fundacji w Służbie Życia" gdzie po uzyskaniu od właścicieli zgody można zostawić samochód. Od razu muszę zaznaczyć, że nie każde auto tam dojedzie ze względu na kamienistą i mocno dziurawą drogę w końcowym odcinku. Współrzędne postoju: 49.796371, 20.451069 |
|
Ta wędrówka będzie nieco inna od pozostałych, gdyż część jej ścieżek wiedzie poza szlakiem. W takich wypadkach warto mieć przy sobie dobrą mapę turystyczną, najlepiej w formie aplikacji w telefonie. Ja używam map ze strony mapy.cz i jestem z nich zawsze bardzo zadowolony. Spod budynku fundacji trzeba kierować się kamienistą dróżką wiodącą ku niebieskiemu szlakowi. |
|
Zza beskidzkich drzew wyłaniają się pierwsze piękne widoki. |
|
Po około 10 minutach docieramy na szlak niebieski, który finalnie zaprowadzi nas na Łopusze Wschodnie. |
|
W sezonie letnim warto zaopatrzyć się w dobre repelenty i kleszczową czujność. W takich miejscach łatwo o niechcianego towarzysza. |
|
Po około 200 metrach zbaczamy z niebieskiego szlaku i leśną ścieżką pniemy się solidniej do góry. Oczywiście można iść cały czas prosto, ale nie byłbym sobą gdybym nie chciał przy okazji zdobyć najwyższego wzniesienia całego pasma, Łopusza Zachodniego (mam nadzieję, że dobrze odmieniam przez przypadki, bo nazwy niektórych szczytów to prawdziwa gratka gramatyczna). |
|
Po kilku minutach wchodzenia pod górę docieramy na delikatnie oświetlony wierzchołek. |
|
Tabliczka kroczy jednak własnymi ścieżkami, więc aby ją znaleźć trzeba przemaszerować dodatkowe kilkaset metrów w kierunku zachodnim. Łopusze Zachodnie nie zaliczają się do Korony Beskidu Wyspowego, ale wchodzą w skład innego beskidzkiego wyzwania, "102 wysp Beskidu Wyspowego", za którego ukończenie także można zdobyć odznakę. Korona na ten moment jest moim priorytetem, ale będąc w pobliżu warto zaliczać inne wierzchołki. |
|
Zejście na niebieski szlak skąpane w blasku delikatnie przymglonego lipcowego słońca... |
|
Pewnym krokiem wracamy na niebieski szlak. |
|
Po chwili wędrówki niebieskim szlakiem docieramy pod symboliczną mogiłę upamiętniającą pewien mroczny fragment historii tamtejszej ziemi... |
|
Na zboczach Łopusza, nieopodal szlaku, 29 maja 2002 roku rozbiła się awionetka lecąca z Krakowa do Łososiny. Maszyna zbłądziła w gęstej mgle, która spowiła wówczas całą okolicę. W wyniku katastrofy zginęły 4 osoby. |
|
Na miejsce katastrofy prowadzi wąska, stromo nachylona ścieżynka. |
|
Z inicjatywy mieszkańców Rozdziela i rodziny jednej z ofiar w miejscu katastrofy postawiono symboliczny grób. |
|
Do dzisiaj można tam znaleźć świadków tej przykrej historii. Miejsce katastrofy, skryte w konsekwentnie zarastającym gąszczu, pośrodku niczego, wprawiło mnie w bardzo dziwny nastrój, który trzymał mnie tak naprawdę do końca wędrówki. |
|
Po wszystkich eskapadach w głąb lasu pozostała część wędrówki wiodła już niebieskim szlakiem. Sam las także w pewnym momencie ustąpił miejsca beskidzkim polankom. |
|
Idąc dalej mijamy Łopusze Środkowe. Niepozorny, niewybitny wierzchołek jest całkowicie zalesiony, więc szybkie zdjęcie i w drogę! |
|
Ostatni fragment szlaku na Łopusze Wschodnie wiedzie wąską drogą asfaltową. |
|
Najłatwiejszy i zarazem najbardziej obfity w widoki odcinek kolejnej z beskidzkich wędrówek... |
|
Dróżka asfaltowa biegnie pomiędzy zabudowaniami, sędziwymi lipami... |
|
...i kolorowymi, zadbanymi kapliczkami. Idąc obok domów warto uważać na psiaki, bo nie wszystkie okazały się być przyjaźnie nastawione... |
|
Kilkanaście minut później docieramy na Łopusze Wschodnie. Przyznajcie sami... widok, zwłaszcza z tymi krówkami, jak marzenie! |
|
Na polance przy wierzchołku warto podejść pod zabytkowy młyn wiatrowy, który w obecnych czasach jest wręcz unikatem! W jego wnętrzu znajdują się urządzenia do mielenia zboża napędzane siłą wygenerowaną przez skrzydła wystawione na działanie wiatru. Warto zrobić sobie tam krótki przystanek i odbyć podróż w przeszłość... |
|
Po około 80 minutach i trzech kilometrach Łopusze Wschodnie zostało oficjalnie zdobyte. 12 wysp za mną, 28 przede mną! |
|
W drodze powrotnej, zaintrygowany drewnianą tabliczką z napisem "OSCYPKI", wstąpiłem do jednego z gospodarstw. Gospodyni na bieżąco przygotowywała oscypki, masło, ogórki małosolne i bundz, które później sprzedawała. Przyznam, że nieco się tam obłowiłem, ale przy okazji mogłem podpatrzyć kulisy robienia takich pyszności, a także posłuchać historii o wspomnianej już przeze mnie katastrofie lotniczej z 2002 roku. Jak się okazało, syn gospodyni jako jeden z pierwszych znalazł wrak samolotu na zboczach Łopusza. Nie ma nic fajniejszego od spotykania, w najbardziej losowych fragmentach życia, życzliwych i dobrych ludzi. Gdyby nie późna pora, to może i na kawę bym tam pozostał! |
|
Kilka przystanków i późniejsza godzina zrobiły swoje... Powrót do samochodu po zachodzie Słońca, w ciemnym już lesie, tuż obok miejsca katastrofy lotniczej nie należał do przyjemnych. Czołówka nieco pomagała, ale dawno nie czułem tak złej i dziwnej energii jak właśnie w tamtym momencie. Schodząc ze szlaku nadepnąłem jeszcze na ogon młodego zaskrońca... myślałem że dostanę tam zawału! |
Na zboczach Łopusza, niedaleko miejsca katastrofy lotniczej, znajdują się także pozostałości kryjówek Żydów z czasów II wojny światowej. Jeden z mieszkańców wsi zdradził ich lokalizację Niemcom i pod koniec 1943 roku doszło tam do krwawej masakry. Tam jednak już nie dotarłem, zdecydowanie lotnicza historia wystarczyła mi do wyrobienia sobie zdania, że jest to mroczne miejsce owiane nie najlepszą energią. Może kiedyś...
I na koniec jeszcze mapa podsumowująca wędrówkę:
Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :)
Wędrówka z przygodami , nadepnąć na ten ogon i mnie by o zawał doprowadziło.Pomimo wszystkiego piękne widoki, kapliczki,spotkania z ludźmi, no i kolejny zaliczony pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo to wężowe spotkanie masz za sobą... No cóż, przykra historia, jednak donosicieli w naszym narodzie nigdy nie brakowało, jakie to smutne. Masz super tempo Maksiu.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak mój mąż się zdziwił że wiem o czym mówi jak ostatnio wybierał się w Beskid Wyspowy. Ale o tym że jest tych szczytów 40 to nie wiedział :-)
OdpowiedzUsuńJak zawsze super fotki z Twojej wyprawy, niestety te najniższe jednodniowe szczyty masz już chyba za sobą, więc kolejne wyprawy będą znacznie dłuższe, choć szkoda że najpierw nie zaliczyłeś tych wysokich , ale wierzę w Ciebie kiedyś je wszystkie zaliczysz, powodzenia Max.
Pozdrawiam
Przepiękne zdjęcia i relacja :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudowne widoki, ale historie zdecydowanie smutne. A spotkanie z zaskrońcem u mnie zdecydowanie zakończyłoby się zawałem :) Gratuluję zdobycia kolejnego szczytu :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że miejsce i to co się w nim wydarzyło to materiał ma opowiadanie a nawet powieść. Pozdraeiam i życzę udanego weekendu:)
OdpowiedzUsuńWspaniałe widoki. Gratuluję Maks i kolejny raz cieszę się z Tobą, wystarczy spojrzeć jak się uśmiechasz i od razu poprawia się nastrój. Fajne przeżycia widzieć na żywo jak są robione oscypki. Oby jak najwięcej dobrych ludzi było dookoła nas. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBrrr, ale historia z dreszczykiem, tego się nie spodziewałam, widząc te sielskie widoki, polany, pasące się krowy i zabytkowy stary młyn, relikt z dawnych czasów.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wspomniałeś o tym dziwnym nastroju, który towarzyszył Ci po natrafieniu na mogiłę, bo chwilę przed tym, jak przeczytałam te słowa, pomyślałam sobie coś podobnego. Myślę, że i mnie udzieliłby się podobny nastrój, bo jednak leśne groby (choćby tylko symboliczne) nie są czymś pospolitym, na co często natrafiamy w czasie leśnych wędrówek. Idziesz sobie nieświadomie, a tu nagle dostajesz w twarz nie gałęzią, a wymownym memento mori.
Tu też rodzi się ciekawy temat do dyskusji: czy w takich miejscach powinny powstawać tego typu monumenty? Ciekawa jestem, jaki byłby wynik sondy przeprowadzonej wśród naszego społeczeństwa. Są bowiem tacy (jak na przykład rodziny ofiar), którzy uważają, iż zmarłym należy się honor i namacalny ślad ich istnienia i śmierci. Ale wiem też, że jest spora grupa osób, która nie lubi tego naszego zamiłowania do martyrologii: pomników, krzyży, nagrobków...
Z tego, co wyczytałam w sieci, dowiedziałam się, że w samolocie było trzech Niemców i Polka, asystentka jednego z nich. Byli pracownikami spółki Real, która miała w Polsce swoje sklepy. Domyślam się więc, że rodzina zmarłych Niemców nie mieszka lokalnie i nie odwiedza tego miejsca zbyt często.
I jeszcze ta tragedia z ukrywającymi się w ziemiankach Żydami, których "wsypano". Tam były malutkie dzieci :( Tragedia, której można było uniknąć...
No nie da się ukryć, że góra Łopusze ma złą energię. Skoro ja dostałam gęsiej skórki, pijąc kawę i czytając o tym wszystkim, to co dopiero byłoby na miejscu? Na pewno się tam nie wybiorę!
Swoją drogą, nigdy nie lubiłam awionetek. Pewnie to głupie, ale zawsze się ich bałam i uważałam za mniej bezpieczne niż te duże komercyjne samoloty typu airbus/boeing.
Ależ przyjemnie musiał smakować ten posiłek po takiej wędrówce, wysiłku i nawdychaniu się świeżego powietrza! :)
Wspaniałą wyprawę odbyłeś.Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńNajprzyjemniejsza z tej całej wyprawy, oczywiście oprócz zdobycia szczytu, była chyba wizyta w tym gospodarstwie, które opisałeś w poście. Ja też lubię takie nieoczywiste spotkania, a jeśli jeszcze zahaczają o jakieś miejscowe zwyczaje, czy legendy, to już sama rozkosz.
OdpowiedzUsuńGratuluję, Maks, kolejnych zwycięstw. A zdjęcie z krówkami urocze... taki sielski widok z pięknym krajobrazem w tle.
piękna okolica i zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńKiedyś chodziłam po górach namiętnie, (ale ja właściwie mieszkam przy górach ) ale z czasem mi sie przejadło:(
OdpowiedzUsuńteraz wolę wybrać się nad morze;) Takich miejsc z złą historią jest więcej i o nich zawsze trzeba pamiętać. pozdrawiam serdecznie
Witaj Maksiu
OdpowiedzUsuńKolejna piękna wycieczka, której, Ci zazdroszczę.
Urocze ścieżki, a ten oscypek i ogórki....
Korzystaj z wakacyjnego czasu. Wędruj, zwiedzaj, odpoczywaj...
Niestety mojego urlopu nie da się rozciągnąć. Tyle pięknych ścieżek na mnie czeka. Ale już niedługo.
Pozdrawiam serdecznie
Niesamowita wyprawa, gratuluję zdobycia kolejnego szczytu, pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńMasz takie tempo, że muszę nadrabiać biegusiem...;o)
OdpowiedzUsuńKrajobrazy przepiękne a historie smutne, ponure. Najważniejsze, że zdobyty kolejny szczyt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)