Ogrodowe opowieści
Witam!
Siódmy miesiąc roku już za nami, połowa najdłuższych w życiu wakacji również za mną, co oznacza, że z każdym dniem coraz bliżej do studenckiego początku, coraz bliżej do pierwszych zajęć i coraz bliżej do powrotu do ciężkiej pracy, zapewne będzie ona jeszcze cięższa niż do tej pory, ale jak to się mówi: "bez pracy nie ma kołaczy", także do wszystkiego mam nadzieję się jeszcze przyzwyczaję. Dzisiaj jednak nie o tym mowa, bowiem ostatnio z mojego ogrodu płynie mnóstwo opowieści, opowiastek, a każda chciałaby zaistnieć i zostawić na blogu mały ślad.
Letni ogród jest miejscem magicznym. Mimo wielu przeciwności, które na niego czyhają, bowiem tu długie susze, tam znów intensywne burze, nawałnice z krótkotrwałymi lecz bardzo obfitymi ulewami i gradem, mój mały zakątek stara się jakby na przekór jeszcze bardziej pokazywać swe najpiękniejsze oblicza. Od nieco ponad pół miesiąca bujnie rozkwitają dwa duże krzewy budlei Dawida. Długie, fioletowe kłosy pełne drobnego kwiecia niemalże cały czas wabią swą słodką wonią i intensywną barwą liczne motyle, pszczoły i inne owady. Siadając na kwiatostanach, mogą one otrzymać namiastkę raju, której nie otrzymałyby od żadnej innej rośliny. Budleje kwitną do pierwszych przymrozków (oczywiście pod warunkiem, że regularnie usuwa się przekwitnięte kwiaty), więc to dopiero początek ciągu spektakli, które tak cieszą oko.
By opowieść owadzio-kwiatowa stała się kompletną, to powinny zostać w nią wplecione inne owady oraz inne kwiaty, które od czasu do czasu nieśmiało otwierają swe oczęta i obserwują gargantuiczny dla nich świat...
Obserwując tak ten malutki świat pełen owadów i kwiatów, kilka dni temu stałem się świadkiem niecodziennej sytuacji. Pewnego późnego popołudnia rozsiadłem się przy dużym plastikowym stole z niewielkim kompletem krzyżówek, które raz na jakiś czas lubię porozwiązywać, by przez wakacje nie zastały się wszystkie szare komórki, poza tym jest to bardzo przyjemna i nierzadko wciągająca czynność. Po jakimś czasie zacząłem słyszeć z niższych partii jesionu za laskiem donośny ptasi śpiew, który wydawał mi się dość podejrzany, bowiem ptasie trele wróbli, szpaków, bogatek, czy słowików są delikatniejsze, bardziej ciche i bardziej melodyjne. W tym przypadku jeden głos jednego ptaszka - głośny i krzykliwy zagłuszył wszystkie pozostałe. Po chwili ruszyłem w kierunku drzewa, z którego koron rozbrzmiewał owy tajemniczy głosik. Z metra na metr coraz wyraźniej słyszałem, a i także widziałem sprawcę całego zamieszania i nie mogłem uwierzyć, co najmniej kilka razy przetarłem oczy ze zdumienia - na jesionie, w moim ogrodzie przycupnęła sobie papuga! Czerwono-żółto-zielona rozrabiaka, która śmiało mogłaby naśladować sygnalizator świetlny na krakowskim Rondzie Matecznego, co moment wyduszała z siebie różne piski i krzyki. Z początku kompletnie nie miałem pojęcia co począć, w mojej głowie dominowały ogromne zdziwienie, ale także zachwyt nad egzotycznym gościem. Po dłuższej chwili pobiegłem do takiego większego schowka przy dawnej stajence i z jego najciemniejszych zakamarków wyłowiłem klatkę, która niegdyś służyła mojej nimfie. Wrzuciłem do niej kilka kawałków jabłka, jakieś chlebowe resztki, parę migdałów, a następnie umieściłem ją na jednym z pniaków, których pełno w moim lasku po niedawnych wycinkach z nadzieją, że może da się złapać i uniknie niepotrzebnego ataku myszołowów, czy puchaczy, które tak chętnie polują u nas na sierpówki i grzywacze.
Klatka stoi sobie tak już kilka dni, śladów żerowania odważnej papużki w niej brak, co nie znaczy, że kolorowa bohaterka przepadła. Mimo codziennego upału, mimo ogromnej ulewy, która nawiedziła przedwczoraj nasz ogród, ptaszek ma się dobrze, że tak nieładnie powiem, drze się niemal całe dnie, a od czasu do czasu na tle biało-niebieskiego nieboskłonu widać papuzi cień, który nieśmiało i jakże nieumiejętnie przelatuje z jednego drzewa na drugie, z lasku na modrzewie sąsiadów, z modrzewi na nasze wiekowe jesiony i tak w kółko... Ostatnio szczególnie upodobała sobie dużą wierzbę na skraju naszego lasku, na której przesiaduje najczęściej. Do klatki raczej już nie sfrunie, widać, że żądna jest wolności, jeśli tylko się zaaklimatyzuje (co chyba już nastąpiło), to niech zostanie naszą ogrodową lokatorką... nas się nie boi, jeśli miałbym się do czegoś doczepić, to tylko do tego, że niechętnie pozuje do zdjęć... 🐦🐦😂
Wśród takich egzotycznych nut i akcentów, na okolicznych polach trwają dosyć ciężkie przez dynamiczną i nieobliczalną pogodę żniwa, w moim warzywniku wspaniale obrodziła fasolka szparagowa, podłużne buraczki rosną jak na drożdżach, tak samo zioła w moim zielniku...
Tak więc biegnie sobie tenże wakacyjny, lipcowo-sierpniowy czas, często zaskakując i tworząc niewyobrażalne historie oraz opowiastki. Od jakichś kilkunastu minut bez przerwy w głuchy dźwięk naciskanych klawiszy klawiatury wtapia się kolorowy papuzi krzyk, zapowiada się więc na dłuższy koncert ze strony naszej nowej przyjaciółki.
Pozdrawiam Was więc bardzo serdecznie i dziękuję za ogromny ruch na moim blogu ostatnimi czasy... Żegnam Was takimi oto lawendowymi ciastami, które ostatnio nagminnie piekę i za każdym razem wychodzą wspaniałe... Do zobaczenia! 😉😊
Siódmy miesiąc roku już za nami, połowa najdłuższych w życiu wakacji również za mną, co oznacza, że z każdym dniem coraz bliżej do studenckiego początku, coraz bliżej do pierwszych zajęć i coraz bliżej do powrotu do ciężkiej pracy, zapewne będzie ona jeszcze cięższa niż do tej pory, ale jak to się mówi: "bez pracy nie ma kołaczy", także do wszystkiego mam nadzieję się jeszcze przyzwyczaję. Dzisiaj jednak nie o tym mowa, bowiem ostatnio z mojego ogrodu płynie mnóstwo opowieści, opowiastek, a każda chciałaby zaistnieć i zostawić na blogu mały ślad.
Letni ogród jest miejscem magicznym. Mimo wielu przeciwności, które na niego czyhają, bowiem tu długie susze, tam znów intensywne burze, nawałnice z krótkotrwałymi lecz bardzo obfitymi ulewami i gradem, mój mały zakątek stara się jakby na przekór jeszcze bardziej pokazywać swe najpiękniejsze oblicza. Od nieco ponad pół miesiąca bujnie rozkwitają dwa duże krzewy budlei Dawida. Długie, fioletowe kłosy pełne drobnego kwiecia niemalże cały czas wabią swą słodką wonią i intensywną barwą liczne motyle, pszczoły i inne owady. Siadając na kwiatostanach, mogą one otrzymać namiastkę raju, której nie otrzymałyby od żadnej innej rośliny. Budleje kwitną do pierwszych przymrozków (oczywiście pod warunkiem, że regularnie usuwa się przekwitnięte kwiaty), więc to dopiero początek ciągu spektakli, które tak cieszą oko.
By opowieść owadzio-kwiatowa stała się kompletną, to powinny zostać w nią wplecione inne owady oraz inne kwiaty, które od czasu do czasu nieśmiało otwierają swe oczęta i obserwują gargantuiczny dla nich świat...
Owoce czarnego bzu pomalutku dojrzewają... |
A nad tym mikroświatem dzielnie czuwają zwinki, których w tym roku u nas pełno |
Obserwując tak ten malutki świat pełen owadów i kwiatów, kilka dni temu stałem się świadkiem niecodziennej sytuacji. Pewnego późnego popołudnia rozsiadłem się przy dużym plastikowym stole z niewielkim kompletem krzyżówek, które raz na jakiś czas lubię porozwiązywać, by przez wakacje nie zastały się wszystkie szare komórki, poza tym jest to bardzo przyjemna i nierzadko wciągająca czynność. Po jakimś czasie zacząłem słyszeć z niższych partii jesionu za laskiem donośny ptasi śpiew, który wydawał mi się dość podejrzany, bowiem ptasie trele wróbli, szpaków, bogatek, czy słowików są delikatniejsze, bardziej ciche i bardziej melodyjne. W tym przypadku jeden głos jednego ptaszka - głośny i krzykliwy zagłuszył wszystkie pozostałe. Po chwili ruszyłem w kierunku drzewa, z którego koron rozbrzmiewał owy tajemniczy głosik. Z metra na metr coraz wyraźniej słyszałem, a i także widziałem sprawcę całego zamieszania i nie mogłem uwierzyć, co najmniej kilka razy przetarłem oczy ze zdumienia - na jesionie, w moim ogrodzie przycupnęła sobie papuga! Czerwono-żółto-zielona rozrabiaka, która śmiało mogłaby naśladować sygnalizator świetlny na krakowskim Rondzie Matecznego, co moment wyduszała z siebie różne piski i krzyki. Z początku kompletnie nie miałem pojęcia co począć, w mojej głowie dominowały ogromne zdziwienie, ale także zachwyt nad egzotycznym gościem. Po dłuższej chwili pobiegłem do takiego większego schowka przy dawnej stajence i z jego najciemniejszych zakamarków wyłowiłem klatkę, która niegdyś służyła mojej nimfie. Wrzuciłem do niej kilka kawałków jabłka, jakieś chlebowe resztki, parę migdałów, a następnie umieściłem ją na jednym z pniaków, których pełno w moim lasku po niedawnych wycinkach z nadzieją, że może da się złapać i uniknie niepotrzebnego ataku myszołowów, czy puchaczy, które tak chętnie polują u nas na sierpówki i grzywacze.
Klatka stoi sobie tak już kilka dni, śladów żerowania odważnej papużki w niej brak, co nie znaczy, że kolorowa bohaterka przepadła. Mimo codziennego upału, mimo ogromnej ulewy, która nawiedziła przedwczoraj nasz ogród, ptaszek ma się dobrze, że tak nieładnie powiem, drze się niemal całe dnie, a od czasu do czasu na tle biało-niebieskiego nieboskłonu widać papuzi cień, który nieśmiało i jakże nieumiejętnie przelatuje z jednego drzewa na drugie, z lasku na modrzewie sąsiadów, z modrzewi na nasze wiekowe jesiony i tak w kółko... Ostatnio szczególnie upodobała sobie dużą wierzbę na skraju naszego lasku, na której przesiaduje najczęściej. Do klatki raczej już nie sfrunie, widać, że żądna jest wolności, jeśli tylko się zaaklimatyzuje (co chyba już nastąpiło), to niech zostanie naszą ogrodową lokatorką... nas się nie boi, jeśli miałbym się do czegoś doczepić, to tylko do tego, że niechętnie pozuje do zdjęć... 🐦🐦😂
Zmieniam jednak zdanie, bo uchwyciła mi się na lustrzance i pięknie zapozowała 💓 |
Wśród takich egzotycznych nut i akcentów, na okolicznych polach trwają dosyć ciężkie przez dynamiczną i nieobliczalną pogodę żniwa, w moim warzywniku wspaniale obrodziła fasolka szparagowa, podłużne buraczki rosną jak na drożdżach, tak samo zioła w moim zielniku...
Bardzo dynamiczna pogoda... |
Ostatnio miałem również przyjemność pomagać w tworzeniu dożynkowego wieńca 😉 |
Pierwsze zbiory fasolki szparagowej |
Tak więc biegnie sobie tenże wakacyjny, lipcowo-sierpniowy czas, często zaskakując i tworząc niewyobrażalne historie oraz opowiastki. Od jakichś kilkunastu minut bez przerwy w głuchy dźwięk naciskanych klawiszy klawiatury wtapia się kolorowy papuzi krzyk, zapowiada się więc na dłuższy koncert ze strony naszej nowej przyjaciółki.
Pozdrawiam Was więc bardzo serdecznie i dziękuję za ogromny ruch na moim blogu ostatnimi czasy... Żegnam Was takimi oto lawendowymi ciastami, które ostatnio nagminnie piekę i za każdym razem wychodzą wspaniałe... Do zobaczenia! 😉😊
Pięknie u Ciebie Maksiu i wspaniały egzotyczny gość Was odwiedził, ale zimy przetrwa, oj lepiej żeby dała się złapać. Dobrego weekendu.:) Pozdrawiam serdecznie.:)
OdpowiedzUsuńNo nie mów, sam pieczesz?! Ciacho wygląda smakowicie :) A fotki z ogrodu prześliczne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo miła letnia relacja! Piękne zdjęcia! Faktycznie budleja Dawida wygląda prześlicznie.I jakie motyle przyciąga! To niesamowite,że papuga tak się zadomowiła i nie ściągnęła na siebie ataku innych ptaków lub drapieżnika.
OdpowiedzUsuńA ciasta wypiekasz apetyczne!
Pozdrawiam serdecznie
Wspaniałe ujęcia owadów i kwiatów Maks.Podziwiam za wypieki.
OdpowiedzUsuńMaks, jestes niesamowitym mlodym, wrazliwym czlowiekiem. Masz przepiekny ogrod, pieczesz ciasta i potrafisz cieszyc sie tym, co wokol Ciebie. Ciesze sie, ze moge do Ciebie wpadac na kolejne posty. Pozdrawiam i zycze pieknego weekendu:)
OdpowiedzUsuńTen gość w Twoim ogrodzie nie jest przypadkiem papuga Aleksandretta? Coraz częściej można je spotkać na wolności w wielu krajach europejskich. Ciasto wygląda obłędnie. Narobiłeś mi ogromnej ochoty. Muszę zjeść dyżurne Pince Polo.
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu:)
Dawno temu i ja w ten sam sposób stałam się posiadaczką papugi, która od kogoś uciekła. Żyła z nami jeszcze dość długo i była naszą ulubienicą:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wcinam ciasto ze śliwkami, więc nie zazdraszczam...;o)
OdpowiedzUsuńTwoja budleja ma piękny kolor, ja miałam liliową, ale chyba przemarzła pewnej mroźnej zimy. Owady pięknie uwieczniłeś, a za ciasto Cię podziwiam.
OdpowiedzUsuńfotki super, a papużki szkoda, bo nie przetrwa...:(
OdpowiedzUsuńAle ciasto, slinka leci! a przepis gdzie?
OdpowiedzUsuńPapuzka komus uciekla, sprobuj zrobic jej jednak zdjecie, ciekawa jestem jak wyglada. i dobrze by bylo, zebys ja zlapal. bo zimy nie przezyje.
Jestes obserwatorem przyrody! swietnie! pozdrawiam
Przepis bardzo prosty: 4 jajka miksujesz z pół szklanki cukru do białości, 1.5 szklanki mąki przesiewasz z łyżeczką proszku do pieczenia, wszystko łączysz, dolewasz pół szklanki oleju cały czas delikatnie miksując. Ciasto wlewasz do formy 24 cm x 28 cm, na wierzch układasz ulubione owoce i pieczesz 180 st. ok. 35 minut. Zawsze wychodzi super ;)
UsuńPozdrawiam! ;)
Wnikliwy z Ciebie obserwator i jak widać doskonały kucharz. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZachwyt nad kawałkiem własnego obejścia - niespotykane obecnie, szczególnie u młodzieży. A tak cudnie się to czyta :) Papużka widać, że zadowolona z miejscówki. Dobrze by było by jednak "zmądrzała" i przyfrunęła do klatki - źle by u Ciebie nie miała a na pewno by miała większe szanse przeżycia. Ale widocznie romantyczna z niej dusza i wybiera wolność...
OdpowiedzUsuńPlacek ze śliwkami... śliwki mam w lodówce... chyba też dziś upiekę.
Pozdrawiam :)
Jest pięknie :)
OdpowiedzUsuńWspaniały masz ogród, tyle żyjątek i roślin. Papuga na wolności to niecodzienny u nas widok, oj jak ona przetrwa zimę?
OdpowiedzUsuńCiasto mniam, mniam, muszę koniecznie coś dzisiaj upiec.
Pozdrawiam :)
Pięknie te motyle pozują :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie jest Twoim ogrodzie . Dużo masz pięknych kwiatów. Ciasto z owocami to symbol lata , brawo Ty . Jestem pewna , że będziesz wzorowym studentem , bez obaw . Miłego weekendu 🍎🍒🍎
OdpowiedzUsuńJest co podziwiać teraz w ogrodzie. Pięknie jest. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię że ta piękna papuga zagościła w Twoim ogrodzie .Gdzie jej będzie lepiej? Na pewno nie w klatce z której uciekła.Jednak nasza zima to nie dla niej,może trzeba poradzić się ornitologów co z nią dalej zrobić aby przetrwała.Oni maja sposoby odławiania ptaków do obrączkowania.Z ciastem narobiłeś mi smaku.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPiękna letnia opowieśc, fotki przeurocze, ciekawi mnie ta papuga , będą chłody to ona nie przeżyje.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPapużka po zdjęciu wygląda na nierozłączkę rudogłową, są to całkiem silne ptaszki i odporne na różne warunki, ale nie na niską temperaturę. Proponuję Ci żebyś gdzieś w pobliżu, gdzie ona siedzi powiesił jabłko, ale na wolności, nie w klatce, możesz również skusić ją na jakąś marcheweczkę albo kukurydzę oraz wsyp do jakiejś miseczki mieszankę dla papug, klatka niech stoi dalej, a nuż się papużka skusi. Najważniejsze, żeby się oswoiła i przyzwyczaiła, i zobaczysz w końcu zostanie z Tobą na dłużej. Mówi to papuzia mama. :)
OdpowiedzUsuńA co do ogrodu, masz piękny, o tej porze roku rośliny przyciągają do siebie wiele owadów, które zdobią je jeszcze bardziej.
Miłego odpoczynku. :)
Pozdrawiam
Ach, i jeszcze warto do niej gwizdać! Może się jej to spodobać i skłonić do poznania swojego rozmówcy, więc się zbliży.:)
UsuńDziękuję za cenne rady! Gwiżdżę do niej i mówię cały czas, ale jest bardzo nieufna niestety... Pozdrawiam!
UsuńTwój każdy post to wspaniała podróż. Piękne kadry z ogrodu. Masz tyle talentów, do tego pieczesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Ciekawa historia z tą papugą.
OdpowiedzUsuńA studia to najpiękniejszy okres, który warto poświęcić nie tylko na naukę, ale i na pewne rozrywki. Bo potem może nie być na to czasu...
Pozdrawiam
Papużka może się jeszcze złapie, mam taką nadzieję, bo chłodów nie przetrwa...
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia! Budleja jest niesamowita, zawsze przyciąga mnóstwo motyli.
OdpowiedzUsuńWspaniały gość Cię odwiedza. Może w końcu uda się ją złapać, bo zimy raczej nie uda jej się przetrwać.
Pozdrawiam cieplutko:)
Piękna fotorelacja, no i ciacho wygląda smakowicie. Serdeczności przesyłam :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że swój ogród oglądam, no oprócz ketmii, bo tych nie posiadam ;-)
OdpowiedzUsuńNawet jaszczurka taka i druga zielona -chyba to parka, w tym roku często grzeją się na widoku.
Ale cieszę się, że są, bo owadów może tych szkodliwych trochę mniej;-)
Jesteś człowiekiem o wielu talentach- ciacho pysznie wygląda :-)
Fantastyczne ciacho, a ogród magiczny!☺
OdpowiedzUsuńTwój post smakował wybornie przy porannej niedzielnej kawie:-) I nawet ciacho się znalazło:-)
OdpowiedzUsuńZachwycające zdjęcia, też lubię fotografować florę i faunę. Martwię się o tę papużkę bo będzie coraz chłodniej...
Pozdrawiam serdecznie!
Zachwycające zdjęcia!
OdpowiedzUsuńW Twoim leśno-ogrodowym zaciszu wszystkie stworzenia i owady czują się jak u siebie w domu. Widać, że kochasz faunę i przyrodę a ona bardzo wdzięcznie Ci się odpłaca.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoje umiejętności cukiernicze, ciasteczko jest wielce smakowite aż ślinka cieknie:)))
Letni ogród to prawdziwy raj. A jeszcze z takimi gośćmi jak u Ciebie, to już szczególnie.
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda bardzo smakowicie.
Uściski.
Wspaniałe <3
OdpowiedzUsuńZabawna historia z tą papugą :) Trudne mamy w tym roku lato ale zawsze znajdzie się coś, co cieszy i zachwyca - jak ten motyli krzew budlei.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Śliczne kwiaty :) A placek apetycznie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńOgrodowe zdjęcia świetne. Historia z papugą ciekawa bardzo. Oby przed zimą zdecydowała się jednak zamieszkać z powrotem w klatce, bo może się to dla niej źle skończyć...
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda apetycznie. :)
Kolorowy kwiatowy i smaczny temat, takie lubię 😀pozdrawiam serdecznie na udany cały nowy tydzień 🌞
OdpowiedzUsuńUwielbiam budleję Dawida, mam dwie i właśnie kwitną, mam nadzieję że któregoś dnia będę miała okazję poaptrzeć na motylki które je zawsze oblepiają.
OdpowiedzUsuńCiacho wygląda apetycznie. A papuga no cudeńko. Pozdrawiam
Maks, każdy Twój post pokazuje Twoje niebywałe talenty! Pięknie piszesz, więc zazwyczaj czytam każdą linijkę z wielką uwagą. Coraz mniej młodych ludzi umie pisać i tak pięknie się wypowiadać! Gratuluję Ci tej umiejętności!!! Historia z papużką niesamowita. Dobrze by było ją złapać by nie zginęła podczas chłodów. Pozdrawiam serdecznie rozkoszując się Twoim ciastem:))
OdpowiedzUsuńMagia kolorów i zapachów. Z takiego ogrodu nie chciałoby się wychodzić :)
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda nieziemsko i apetycznie.
masz tak piękne otoczenie, że aż zazdroszczę :) Odpoczywaj ile wlezie!
OdpowiedzUsuńfajnie mieć tak długie wakacje! wypoczywaj:)
OdpowiedzUsuńale cudnie,ja w tym roku też zakupiłam bidleję
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wrażliwości, Maks.
OdpowiedzUsuńDziękuję za spacer po ogrodzie i niezwykle aromatyczne ciasto!
Pozdrawiam!
W Twoim ogrodzie zawsze pięknie, proszę o więcej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrześliczne kwiaty. Ja niestety nie mam cierpliwości do ogrodowych prac.
OdpowiedzUsuńOgród jest wspaniały. Ile kochanych zwierzątek, a roślin. Pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuńJesteś uważnym, wrażliwym obserwatorem. I jeszcze ciasta pieczesz! Niebywały chłopak! ;) :)
OdpowiedzUsuńLubię Twój styl pisania Maks, jest wciągający i zachęcający do czytania, a do tego jeszcze te przepiękne zdjęcia aż zawsze żałuję że już się skończyły. Papuga piękna, wesoło z nią macie jak tak się "wydziera". A placek wygląda tak apetycznie. Jesteś niesamowitym chłopakiem!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci długich wakacji i początku studiów. Dla mnie studia są wspomnieniem świetnego czasu spędzonego w towarzystwie niezwykłych ludzi. To był nie tylko czas intensywnej nauki i marzeń o doktoracie, ale też imprez, świetnego towarzystwa i wolontariatu.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to chyba zrobię sobie jakieś ciasto z owocami, bo po Twojej notce nabrałam na nie ochoty - mąż też na pewno się ucieszy;)
Ojejku jakie tu cudowności pokazujesz ....kończąc ciachem och i ach :) trzeba ciacho zrobić taki wniosek :)
OdpowiedzUsuńWszystko suuper
OdpowiedzUsuńMaks, przestaję wierzyć w to, że jesteś maturzystą, że znasz się na przyrodzie, że tak pięknie i z taką łatwością składasz słowa w zgrabne opowiadania, że potrafisz piec ciasta? Naprawdę ? Tyle talentów w jednym dziewiętnastolatku? Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają, nie ma takich nastolatków!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie, jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę.:))
Przepiękna fotorelacja, kwiaty, las. Szkoda że za progiem puka jesień.:)
OdpowiedzUsuńBardzo ładna sesja kwiatowo-owadzia :) a z tą papugą t niespodzianka. najwidoczniej z klatki uciekła i nie ma już zamiaru tam wracać :). U mojej babci na podwórko też kiedyś kolorowa panna przyleciała ale innego gatunku. Wujkowi udało się ją schwytać i co ciekawsze znalazł się także właściciel :)
OdpowiedzUsuńMotyle kochają budleje. Czy ja dobrze widzę? czy to jest stonka?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Tak, stonka ;) Pozdrawiam!
UsuńDziękuję za tyle ciepłych słów pod ogrodowymi opowieściami. Papużka już prawie dwa tygodnie fruwa po lasku i co chwila daje nam krótkie koncerty. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe ujęcia. Uwielbiam twój mały barwny świat Maks 😀😀😀 Cieszę się że tu trafiłam. Pierwszy rok będzie cholernie trudny, nie będę Cię okłamywała, że nie. Przygotuj się na ostrą jazdę. Przynajmniej ja miałam ostrą z początku. Wierzę jednak że Ci się uda przejść przez 1 rok. Będę trzymała za Ciebie kciuki żeby poszło dobrze boś mądry chłopak. Trzymaj się cieplutko. Niezmiernie mi miło że Ci się podoba moja blogowa powieść.
OdpowiedzUsuńPozdro z Krakowa
Fantastyczne ogrodowe fotki ! Myślę że papużka uciekła komuś z klatki. Na wolności nie przetwa zimy, może skusi się na jakieś ziarenka i wtedy ją przechwycisz...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przepiękne te Twoje sierpniowe opowieści :)
OdpowiedzUsuń