Mini-rewolucje
Witam!
Połowa sierpnia przyniosła małą mini-rewolucję w moim ogrodzie... Pierwszym jej punktem było ratowanie starej piastunki przydomowego terenu, czyli ponad siedemdziesięcioletniej gruszy. Starzy bywalcy na pewno pamiętają post, w którym pisałem o owej gruszy, o tym, że została zasadzona po drugiej wojnie światowej przez mojego pradziadka, o tym, że mój tata wykroił w jej korowinie twarz starszego dziadziusia i tak dalej, i tak dalej... Jeśli chcecie poczytać więcej o niej, to zapraszam i odsyłam TUTAJ.
Nieco ponad rok temu grusza zaczęła nieco chorować, ciężka korona pełna mocnych gałęzi oraz liczne budki dla szpaków założone również przez mojego tatę spowodowały, że drzewo delikatnie skrzywiło się w stronę domku na grilla, przestała również owocować tak obficie jak dawniej. Ostatnimi czasy staruszka jeszcze bardziej się wykrzywiła, a jej stan wymagał natychmiastowej interwencji, dlatego też zadecydowaliśmy, by ściąć całą górę, a przy życiu zostawić najniższe partie młodych gałązek i płaskorzeźbę.
Jakże smutny był to warkot piły i zgrzyt ręcznej piłki... od zawsze darzę naszą ogrodową gruszę wielkim sentymentem i żal było patrzeć na te wszystkie działania. Koniec końców jednak dobrze, że tak się złożyło, bo dzięki temu drzewiasta piastunka ma szansę przeżyć jeszcze długie i piękne lata w otoczeniu budlei, róż i iglastych drzew w lasku.
Po ścięciu ustalonej wcześniej części gruszy, ze ściętych kawałów drewna zaczęły ochoczo i intensywnie wylatywać orzesznice... Prawdopodobnie stan zdrowia "zoperowanej pacjentki" w dużym stopniu też wynikał z tego, że te małe stworki bez pohamowań w niej grasowały i rujnowały ją przy tym od środka...
Kolejna mini-rewolucja dotknęła grzyby i świnkę w naszym lasku... Zaraz pewnie zapytacie, jakie grzyby? jaka świnka? Już spieszę Wam z odpowiedzią...
Takie oto grzybki stworzył dawno, dawno temu również mój tato. Przez lata w zależności od wyobraźni renowatora były one muchomorami, gąskami, prawdziwkami... Tym razem największy z nich stał się mahoniowym muchomorem, a pozostałe dumnymi prawdziwkami na smukłych nóżkach. Bardzo ważne jest dla mnie, by dbać o takie małe, ale jakże istotne elementy w moim ogrodzie, zwłaszcza teraz, gdy taty z nami już nie ma i owe elemenciki są pięknymi pamiątkami po nim, pokazującymi jak wspaniałym był artystą...
Pozdrawiam Was serdecznie i żegnam się różanymi kwiatami, które wykluły się z pąków zaraz po zakończeniu mini-rewolucji...
Połowa sierpnia przyniosła małą mini-rewolucję w moim ogrodzie... Pierwszym jej punktem było ratowanie starej piastunki przydomowego terenu, czyli ponad siedemdziesięcioletniej gruszy. Starzy bywalcy na pewno pamiętają post, w którym pisałem o owej gruszy, o tym, że została zasadzona po drugiej wojnie światowej przez mojego pradziadka, o tym, że mój tata wykroił w jej korowinie twarz starszego dziadziusia i tak dalej, i tak dalej... Jeśli chcecie poczytać więcej o niej, to zapraszam i odsyłam TUTAJ.
Nieco ponad rok temu grusza zaczęła nieco chorować, ciężka korona pełna mocnych gałęzi oraz liczne budki dla szpaków założone również przez mojego tatę spowodowały, że drzewo delikatnie skrzywiło się w stronę domku na grilla, przestała również owocować tak obficie jak dawniej. Ostatnimi czasy staruszka jeszcze bardziej się wykrzywiła, a jej stan wymagał natychmiastowej interwencji, dlatego też zadecydowaliśmy, by ściąć całą górę, a przy życiu zostawić najniższe partie młodych gałązek i płaskorzeźbę.
Jakże smutny był to warkot piły i zgrzyt ręcznej piłki... od zawsze darzę naszą ogrodową gruszę wielkim sentymentem i żal było patrzeć na te wszystkie działania. Koniec końców jednak dobrze, że tak się złożyło, bo dzięki temu drzewiasta piastunka ma szansę przeżyć jeszcze długie i piękne lata w otoczeniu budlei, róż i iglastych drzew w lasku.
Po ścięciu ustalonej wcześniej części gruszy, ze ściętych kawałów drewna zaczęły ochoczo i intensywnie wylatywać orzesznice... Prawdopodobnie stan zdrowia "zoperowanej pacjentki" w dużym stopniu też wynikał z tego, że te małe stworki bez pohamowań w niej grasowały i rujnowały ją przy tym od środka...
Kolejna mini-rewolucja dotknęła grzyby i świnkę w naszym lasku... Zaraz pewnie zapytacie, jakie grzyby? jaka świnka? Już spieszę Wam z odpowiedzią...
Takie oto grzybki stworzył dawno, dawno temu również mój tato. Przez lata w zależności od wyobraźni renowatora były one muchomorami, gąskami, prawdziwkami... Tym razem największy z nich stał się mahoniowym muchomorem, a pozostałe dumnymi prawdziwkami na smukłych nóżkach. Bardzo ważne jest dla mnie, by dbać o takie małe, ale jakże istotne elementy w moim ogrodzie, zwłaszcza teraz, gdy taty z nami już nie ma i owe elemenciki są pięknymi pamiątkami po nim, pokazującymi jak wspaniałym był artystą...
Pozdrawiam Was serdecznie i żegnam się różanymi kwiatami, które wykluły się z pąków zaraz po zakończeniu mini-rewolucji...
Nic nie jest wieczne Maksiu, rośliny też się starzeją. Czasem udaje im się podarować nowe życie a czasem zachować tylko sentymentalny fragment. To dobre zmiany, przynajmniej nie jest nudno :)
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Miło patrzeć jak dbasz o swój ogród:))))mam nadzieję że grusza jeszcze długo będzie ozdobą Waszego ogrodu:)))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńCzasem rewolucje są potrzebne, by coś ocalić. Pięknie dbasz o ogród i pamięć o Twoim Tacie. Pozdrawiam Maksiu.:)
OdpowiedzUsuńPiękny ogród !
OdpowiedzUsuńMusisz koniecznie dbać o te wyjątkowe i piękne pamiątki po Tacie, on żyje również w nich...
OdpowiedzUsuńFajne te grzybki
OdpowiedzUsuńPięknie dbasz o swój cudowny ogród. Podziwiam i chylę czoła :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam drzewa i zawsze mi ich żal, kiedy zdrowe drzewa zostają ścinane. Twoja grusza jest piękna i mam nadzieję,że będzie po tym zabiegu długo będzie jeszcze rodziła pyszne gruszki. Wspaniałe dekoracje są w Twoim ogrodzie, cudowna pamiątka po tacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Jak to cudownie Maksiu, że tak dbasz o tą piękną Gruszę. Przykro mi że trzeba było działać z piłą. Mam nadzieję, że już będzie dobrze. Naprawdę pięknie tam u Ciebie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i pozdrawiam najserdeczniej.
Piękne pamiątki. Dobrze, że gruszę da się jeszcze uratować:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Życzę Ci by udało się zachować wszystkie pamiątki po dziadku i tacie jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Maksie:)
W Twoich słowach ten ogród jawi się baśniowo i sentymentalnie. Masz wielką wrażliwość, co bardzo sobie cenię, szczególnie, że jesteś młodym człowiekiem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietne te mini rewolucje.:)
OdpowiedzUsuńNo to masz swój czarodziejski ogród będziesz tu wracał myślami przez całe życie do tej gruszy nawet gdy już jej nie będzie. :)
OdpowiedzUsuńWitaj Maks,z wielką przyjemnością czytam Twoje wpisy,są takie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńPięknie jest ogrodzie,dbaj o te wszystkie pamiątki i niech przywołują dobre wspomnienia .
A grusza niech jeszcze długo daje Wam przepyszne owoce.
Serdeczności zostawiam najmilsze:)
Historia gruszy jest cudowna, a pamiątki po tacie bezcenne,jest o co dbac, wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNo tak, nawet drzewa chorują. tak po prostu ze starości. Ona jeszcze będzie trzymała się po tej renowacji. A pamiątki po najbliższych są bezcenne.
OdpowiedzUsuńHistoria z gruszą przypomniała mi 100-letnią lipę przy domu Dziadków.
OdpowiedzUsuńDziadziuś Jan bał się, że kiedyś burza ją "zwali" na dom. Była piękna, duża, rozłożysta.
Zawsze z niej zbieraliśmy kwiat na herbatę p/przeziębieniu.
Postanowiono ją ściąć, twierdząc, że pewnie w środku jest pusta, spróchniała.
Jakież było zdziwienie,kiedy okazało się, że była zdrowa.
Dziadziuś miał łzy w oczach i nam jej było żal.
Ech...dawnych wspomnień czar!
Miłych kolejnych letnich dni Ci życzę:)
Ja nie mam zaciecia do pracy w ogrodzie, ale podziwiam tych co mają.
OdpowiedzUsuńMaksiu, takie pamiątki mają niezwykłą wartość i to wspaniale, że je pielęgnujesz. Mam nadzieję, że teraz grusza odżyje i jeszcze wiele lat będzie Was cieszyć.
OdpowiedzUsuńSerdeczne uściski posyłam.
To są przedmioty z duszą, tym bardziej, że zrobione przez Twojego Tatę. Dbaj o nie :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam,a powiem ci że nie wiedziałam że są jakieś orzesznice!całe życze się człowiek uczy
OdpowiedzUsuńZmiany niestety są konieczne i bardzo często są korzystne. Cieszmy się właśnie takimi drobiazgami!
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że rodzina orzesznic sobie poradziła. To rzadkie zwierzątka i w Polsce podlegają ścisłej ochronie gatunkowej.
OdpowiedzUsuńChociaż zwierzątko na zdjęciu na bank orzesznicą nie jest ;)
UsuńJak ja lubię takie miejsca...I niestety czasami potrzebne są takie zmiany, o których piszesz.
OdpowiedzUsuńŻyjesz w pięknym otoczeniu, dzięki temu jesteś bardzo wrażliwym i dobrym człowiekiem. Super! Pozdrawiam :)
Zazdroszczę Ci ogrodu...chociaż mam nadzieję, że sama kiedyś będę miała swój.
OdpowiedzUsuńPiękny jest ogród. Ja ogrodu nie mam.
OdpowiedzUsuńTrochę ci zazdroszczę.
Pozdrowienia
Ależ Ty kochasz ten ogród, Maks, piszesz o nim niezwykle ciepło.
OdpowiedzUsuńFajnie, że starasz się zachować w nim jak najwięcej pamiątek i wspomnień.
Pozdrawiam serdecznie 😃
W mojej okolicy również choroba zaatakowała wszystkie grusze.Mają takie listki jak Twoja:)To piękne ,że tak cenisz sobie pamiątki po tacie:)Ja niestety nie mam czego cenić:)pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam ogrodu, bo mieszkam w bloku no ale i tak nie mam do niego ręki, więc może to i lepiej. Wiem, że myszka to szkodnik ale jest przeurocza. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńMaksiu twój tato miał duszę artysty,piękne rzeczy robił,bardzo miło że dbasz o to wszystko,to jednak jest kawałek twojej histori :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam.
Maksiu dbaj o to całe ogrodowe wyposażenie, ozdoby i drzewa.Jestem pewna ,że mnóstwo pięknych wspomnień z dzieciństwa z nimi jest związane :)
OdpowiedzUsuńFajne posty piszesz, takie "życiowe" podobają mi się.
Uśmiechy zasyłam dla Ciebie 😊😊😊
Ania.
Maks pięknie opisujesz rzeczywistość:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że wpadasz i zostawiasz tyle dobrych słów pod moimi pracami:)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam też na bloga osobistego...
mamy młodsze grusze i zastanawiam się czy nie wyciąć, bo od samego początku nam chorują:( Masz wspaniałe pamiątki i dobrze że o nie dbasz, pamięć to wszystko co nam pozostaje. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMaks pamiątki po Twoim tacie są tak wyjątkowe, że dbaj i walcz o nie póki masz siły :)). Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę!:)
OdpowiedzUsuńTo sierpień awansował na miesiąc rewolucji...;o)
OdpowiedzUsuńOjejku, ale cudowne rzeczy, niestety wszystko czasami ma swój koniec :/
OdpowiedzUsuńRóże po prostu zachwycające :) Grusza ogromnie mi się podoba, niech żyje jeszcze długo, długo :)
OdpowiedzUsuńTo już chyba wiem co zniszczyło moją starą gruszę ,po tym jak sama się przewróciła przekrój pnia wyglądał identycznie jak u Ciebie.Ta myszka jest urocza.
OdpowiedzUsuńFajna ta rzeżba na pniu gruszy ale czy w ten sposób nie okalecza się drzewa.Tak samo miałam wątpliwości jak mój Syn leśnik-naukowiec pobierał wywierty w drzewach do jakichś badań.
Pięknie kwitną Ci różę.
Pozdrawiam
Cudowne, artystyczne pamiątki po Tacie. Piękne róże i grusza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Myślę że takie skarby, najcenniejsze pamiątki trzeba zachować i pielęgnować je, z czasem stały się przecież częścią nas samych...
OdpowiedzUsuńStare drzewa są piękne i należy o nie dbać ze szczególną uwagą. Widzę, że Ty też posiadasz tą więź która łączy Cię z otoczeniem. Przycięcie gałęzi to tak jakby zadanie krwawiącego ciosu. I tak jak piszesz czasami trzeba go zadać aby uratować życie. Mam nadzieję, że ten zabieg pozwoli na dalsze życie tej pięknej gruszy. A takich gryzoni mieszkających w żywym drzewie to jeszcze nie widziałam.
OdpowiedzUsuńPamiątki i rzeźba Twojego Taty są wspaniałe i bardzo dobrze, że o nie tak dbasz.
Pozdrowienia:)
Pięknie piszesz...czasem potrzebne małe rewolucję ...wyjątkowe pamiątki i to wspaniałe że o nie dbasz. Róża uroczo zakwitła. Dziękuję za odwiedziny i pozdrowiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńsimply and delicately nice..
OdpowiedzUsuńhttps://jehanmohammad.blogspot.com/
Przycięcie gruszy było świetnym pomysłem, my mamy stare dwie jabłonie i znajomy kiedyś nam je tak mocno przyciął że aż serducho zabolało a jabłoń wygladała wtedy tragicznie po takim drastycznym cięciu. Ale teraz drugi rok daje ładne jabłka które są bardzo kruche i idealne do weków. Piękne pamiątki masz w ogrodzie, superowe te grzybki:)
OdpowiedzUsuńświnka jest po prostu cudna!:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne ogrodnicze rękodzieła... podziwiam i doceniam!!!Zawsze chciałam mieć gruszę. W zeszłym roku wreszcie zasadziłam ale małą, kolumnową ze względu na mały ogród.
OdpowiedzUsuńTa grusza z grzybami to żyjąca w Was historia i to piękna historia :)
OdpowiedzUsuńMy przycinamy drzewa co roku, jeśli korzenie są zdrowe to rośliny szybko odbudowują koronę.
OdpowiedzUsuńGrusza ciekawie wygląda z tą rzeźbą :-) A świnka ławeczka rewelacyjna !
Moja grusza była dużo młodsza (ponad 50 lat miała, dziadek ją zasadził), niestety musiałam ją ściąć (stanowiła zagrożenie). Nic nie trwa wiecznie. ,,Za nią,, posadziłam kilka młodych drzewek i mam teraz mały sad :) Dla lokatorów ogrodowych stworzyłam odpowiednie miejsca w ogrodzie, trochę dzikie, zaniedbane. Fajna ta orzesznica. U mnie nornice kiedyś zamieszkały, niszczyły mi uprawy, podkopy robiły, nie wiedziałam jak się ich pozbyć ... w końcu jak je polubiłam to się wyniosły :) Ciekawie u Ciebie w ogrodzie. Grusza ,,odmłodzona,, na pewno się odwdzięczy ...
OdpowiedzUsuńNo nie... I jeszcze o ogród dbasz.
OdpowiedzUsuńJesteś naprawdę niesamowity Maks.:)
Moc pozdrowionek.
To prawda.Jesteś niesamowity.Wrażliwy romantyk.Fajny człowiek
OdpowiedzUsuń